wtorek, 23 czerwca 2015

"Zapisane w kościach" Simon Beckett

"Bo nawet wtedy, kiedy biologia człowieka przestaje działać, kiedy z tego, co było życiem, zostaje jedynie zepsucie, zgnilizna i stare suche kości, nawet wtedy zmarły może być ważnym świadkiem. Może opowiedzieć swoją historię pod warunkiem, że umie się ją zinterpretować. Ja umiem. Umiem skłonić zmarłych do zwierzeń." Takie słowa pojawiły się na okładce, żeby zachęcić czytelników do przeczytania lektury. Tak, to bardzo dobry cytat, oddający całą istotę pracy antropologów sądowych i zachęcający do zapoznania się z działaniami jednego z nich.

Kolejne moje spotkanie z doktorem Hunterem, który zostaje wezwany na małą, odciętą od świata wyspę, żeby pomóc w rozwikłaniu zagadki podejrzanej śmierci. Kiedy zajeżdża na miejsce, okazuje się, że ofiara spaliła się i identyfikacja zwłok będzie wyjątkowo trudna. Na dodatek na wyspę nie może dotrzeć ekipa dochodzeniowa, pogoda utrudnia na każdym kroku, a gdzieś w pobliżu czai się morderca. Akcja toczy się szybko, na jednym morderstwie się nie kończy i tylko jedna rzecz jest pewna - nikt nie może opuścić wyspy, ani nikt nie może na nią przybyć, w związku z tym podejrzenia padają na kolejne osoby, sprawy gmatwają się coraz bardziej, powstaje coraz więcej strat - zarówno materialnych, jak i personalnych. I wszystkim po głowie krąży tylko jedno pytanie: kto jest winny? Doktor Hunter tęskni za kobietą, którą kocha i ma świadomość, że takie rozstanie pogarsza kondycję ich związku. Dodatkowo za sprawą właścicielki hotelu, w którym się zatrzymał, a także jej córki, dopadają go wspomnienia, co też wpływa na jego pracę i koncentrację. W trakcie trwania śledztwa ma pecha, kilkakrotnie znajduje się w złym miejscu, w złym czasie, przez co przez większą część powieści jest mocno pokaleczony. Ociera się o niebezpieczeństwo, umyka przeznaczeniu i drąży zbyt głęboko. Czy to się może dobrze skończyć?

Kolejna świetnie napisana książka. Beckett ma niesamowity potencjał, opisuje scenerię bardzo realistycznie i dopracowuje najmniejsze szczegóły. Nie zwiódł mnie na manowce, bowiem bezbłędnie rozpoznałam, kto może być winny. Myślałam, że zabójca ujawni się wcześniej, była nawet jedna taka chwila, w której liczyłam na zwrot akcji. Wtedy nic się nie wydarzyło, ale przeczucie mnie nie myliło i w końcu doczekałam się wymarzonego rozwiązania. Ścisła końcówka miesza w głowie, wywołuje zdumienie i sprawia, że chce się od razu sięgnąć po kontynuację. Zdecydowanie polecam i sama z niecierpliwością czekam na kolejną część.

sobota, 20 czerwca 2015

19.06.2015, Maryla Rodowicz w akcji

Co to był za wieczór! W ramach Święta Miasta Chorzów pojawiły się wczoraj na scenie pod Szybem Prezydent dwie śpiewające panie. Pierwsza, Agnieszka Dyk z zespołem Brathanki, próbowała porwać publiczność skocznymi i energicznymi piosenkami, ale niestety publiczność nie była skora do zabawy. O 21:30 wyszła na scenę Maryla Rodowicz ze swoim zespołem i nawet nie musiała próbować nikogo porywać. Publiczność oszalała i ponad godzinę wszyscy bawili się wyśmienicie.

Gwiazda rozpoczęła swoje show od prawie 30-letniego przeboju "Kasa i seks", którym zachwyciła w 1986 podczas opolskiego koncertu finałowego "Od Opola do Opola". W czasie koncertu zaśpiewała swoje największe hity - od najstarszych, wydawanych na pierwszych albumach, jak "Ballada wagonowa" (1970) aż po najnowszy projekt "Pełnia", zrealizowany do spółki z Donatanem, z datą premiery 2.06.2015. Myślę, że w koncercie każdy mógł znaleźć coś dla siebie - było radośnie ("Sing, sing", "Szparka sekretarka"), było nastrojowo ("Wielka woda", "Niech żyje bal"), było cudownie. Publiczność tańczyła, biła brawo, skandowała: "Maryla! Maryla!" i śpiewała każdą jedną piosenkę. Koncert zakończył się bisem, podczas którego piosenkarka wykonała dwa śląskie, ludowe utwory "Szła dzieweczka do laseczka" i "Karliku, Karliku", którymi już całkowicie podbiła serca przybyłych.

Maryla Rodowicz jest niesamowita i nie do zastąpienia. Zachwyciła pozytywną energią, która popłynęła ze sceny, zachwyciła wigorem, radością i podejściem do publiczności. Nawiązała błyskawicznie kontakt z odbiorcami, szalała z gitarą i od razu widać było, że świetnie się czuję w towarzystwie swojego zespołu, a sukces koncertu, to sukces ich wszystkich. Na szczególną uwagę zasłużyły solówki gitarowe Piotra Radeckiego, związanego wcześniej z zespołem KAT.

Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tak niezwykłym show. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś doświadczyć tylu wrażeń podczas koncertu niekwestionowanej królowej polskiej piosenki.


środa, 17 czerwca 2015

"Dziewczyna z perłą" Tracy Chevalier

Piękna dziewczyna w niebiesko-żółtym turbanie odwraca głowę w stronę obserwatora. Ma nieprzeniknione spojrzenie, które wydaje się smutne. Z ucha zwisa jej piękny, okazały kolczyk. Z perłą. Właśnie tak prezentuje nam się obraz Jana Vermeera "Dziewczyna z perłą", który powstał w XVII wieku w Holandii, a wiele lat później stał się inspiracją do napisania książki o tym samym tytule.

A jaka jest Griet - dziewczyna z książki? Jest skromna, naiwna i ma niesamowite pokłady wrażliwości. Musi iść na służbę, bo jej ojciec stracił wzrok i ktoś powinien zarabiać na chleb dla rodziny. Kiedy przenosi się do domu, w którym będzie prasować, gotować, chodzić na targ i sprzątać pracownię, jest załamana i nieszczęśliwa. Musi wypracować sobie szacunek zarówno u państwa, jak i ich licznej trzódki. Jest dokładna i wykonuje swoje obowiązki solidnie, więc radzi sobie naprawdę dobrze. Najbardziej lubi sprzątać na poddaszu, czyli w królestwie Vermeera. Stara się tak układać rzeczy malarza, żeby nie naruszyć jego porządku. Z czasem jej pan znajduje w niej bratnią duszę, rozmawia z nią na temat obrazów, odkrywa przed nią tajemnicę pewnej skrzynki, w końcu prosi ją o pomoc w ucieraniu farb. Zdaje się, że Griet rozumie go lepiej niż inni i widzi jego dzieła w jakiś  szczególny sposób. Ona staje się dla niego muzą i natchnieniem. Czy taki układ może się dobrze skończyć?

Griet może odwiedzać swoją rodzinę w każdą niedzielę, nie chce im jednak opowiadać o swoim obecnym życiu. Zwłaszcza, że sama przeżywa fascynację, o której nikt nie powinien wiedzieć. Podczas zakupów na targu poznaje syna rzeźnika, który zbliża się do służącej i nawiązuje bliższą znajomość z jej rodziną. Na początku dziewczyna nie wydaje się tym zachwycona. Czy to się zmieni?

Piękna opowieść o ludziach z pięknymi duszami, którzy widzą i czują w taki specjalny, niezrozumiały przez innych sposób. Taka właśnie jest Griet, taki jest jej pan - dwie postaci, dla których białe obłoki bywają niebieskie, żółte, zielone i brązowe i które bez ustanku mogą się zastanawiać, czego brakuje, co trzeba dorysować, żeby obraz był skończony. Książka zachwyca opisami uczuć i emocji, a także przybliża życie w siedemnastowiecznym holenderskim miasteczku. Autorka w wyjątkowo plastyczny sposób rysuje budynki, rynek, targ i wąskie uliczki Delf. Czytelnik wędruje wraz z Griet i przeżywa z nią poszczególne wydarzenia. Polecam zarówno książkę, jak i jej adaptację filmową, w której zachwycają Colin Firth w roli Vermeera i Scarlett Johansson w roli jego muzy z perłą. 

niedziela, 14 czerwca 2015

"Jane Austen i jej racjonalne romanse" Anna Przedpełska-Trzeciakowska

Książka poświęcona w całości życiu i twórczości Jane Austen. Skierowana przede wszystkim do osób, które znają i lubią jej powieści. Oczywiście przeczytać może każdy, jednak bez znajomości utworów lektura może być trudna, bowiem geneza powstania każdej książki, krótkie streszczenie, a także okoliczności pierwszego pojawienia się na rynku, to znaczna część biografii. Bez znajomości "Emmy", czy "Dumy i uprzedzenia" można poczytać sobie, jak książki były pisane i o czym są, ale raz, że autorka zdradza zakończenia, dokładnie analizuje treść i tym samym pozbawia przyjemności przy ewentualnej późniejszej lekturze, a dwa, że całość pisana jest na zasadzie porównania życia i otoczenia Jane, do życia i otoczenia, które opisuje w swoich powieściach. I tak naprawdę bez znajomości jednego, ciężko czyta się drugie. Sama nie przeczytałam wszystkiego, co napisała Austen i fragmentami po prostu traciłam zainteresowanie. Tym samym myślę, że lepiej zostawić sobie ten utwór na sam koniec, kiedy już pozna się wszystko, co wyszło spod pióra Jane.

Jaka jest ta biografia? Na pewno Anna Przedpełska-Trzeciakowska wykonała kawał dobrej roboty. Widać, że porządnie przygotowała się do pisania, poznała na wylot twórczość Austen, przeczytała wspomnienia rodziny poświęcone pisarce, zebrała dużo informacji i dokonała bardzo trafionej selekcji. Całość jest spójna, dobrze złożona - rozdziały są konkretne, dotyczą kolejnych etapów życia autorki, dodatkowo pojawiają się obrazki, które tym bardziej uzmysławiają nam otoczenie Jane. Dom rodzinny, rodzice, rodzeństwo, miłość, która była najważniejsza w ich życiu, wsparcie, jakie sobie dawali, jednoczenie się w trudnych chwilach i brak zwad, to najważniejsze, najczęściej podkreślane punkty całej biografii. Drugim tematem, który przewija się na kartach tej opowieści, jest staropanieństwo i brak finansów, z którymi borykała się Jane, a także liczne bohaterki, które kreowała w swoich książkach. Trzecim poruszanym problemem jest wielodzietność i brak ochrony kobiet, które musiały się godzić na wszystko i tym samym miały duże gromadki dzieci - często traciły przy tym zdrowie, a czasami nawet i życie.

Autorka nie zaniedbuje też tła wydarzeń, mamy piękne opisy krajobrazów, ogrodów, posiadłości, czy całych miast. Nic nie jest pominięte, możemy wyobrazić sobie otoczenie, w którym Jane dorastała, miejsca, które odwiedzała i w których później mieszkała. W biografii zostało też opisane tło historyczne, całość jest kompletna i ma zachowane proporcje. Niczego nie jest za dużo, poznajemy każdą postać, która miała wpływ na naszą pisarkę, każdą rzecz, która była jej bliska i każde miejsce, w którym czuła się dobrze.

Dobrze napisana biografia, którą czyta się szybko i z zainteresowaniem. Polecam!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

"Noc w bibliotece" Agatha Christie

Znalazłam tę książkę Agathy Christie na półce u mojej mamy i postanowiłam ją przeczytać. W trakcie lektury nie kojarzyłam poszczególnych wydarzeń, ani nie zgadłam, kto jest mordercą, więc wychodzi na to, że to było moje pierwsze spotkanie z tą pozycją. Nigdy nie mam takiej pewności w wypadku tej autorki, bo dużo jej książek czytałam, a niewiele z nich pamiętam.

W posiadłości państwa Bantry znaleziono martwą dziewczynę. Zarówno pan domu, jak i jego żona nie rozpoznali w niej nikogo znajomego. Policja rozpoczęła śledztwo, a pani Bantry postanowiła zaprosić do zabawy w detektywa swoją przyjaciółkę Jane, żeby mieć też z tego wydarzenia jakąś prywatną radość. W trakcie badania sprawy udało się zidentyfikować zmarłą, przesłuchano jej kuzynkę i osoby, które jako ostatnie miały z nią kontakt. Okazało się, że to tancerka, która przyjaźniła się z rodziną Jeffersonów - szczególnie ze starszym panem, który planował ją adoptować. Znaleziono też drugie zwłoki - młodej dziewczyny, która zniknęła po spotkaniu harcerstwa. Policja zaczęła sprawdzać, w jaki sposób te sprawy są ze sobą połączone, a panna Marple rozpoczęła swoje prywatne śledztwo...

Nie znalazłam w tej książce nic, co sprawiłoby, że miałabym ochotę do niej wrócić. Nie trzymała mnie w napięciu, nie zaskakiwała, nie wywoływała większych emocji. Nie uważam, że była zła, ale nie była też bardzo dobra. Przeciętna, ale napisana zgrabnie, więc czyta się ją szybko i nie dłuży się. Nie zgadłam sprawcy i tu duży plus dla powieści, bo jednak wolę do końca błądzić niż od połowy wiedzieć, kto za czym stoi. Za to rozwiązanie mnie rozczarowało - może swoją prostotą, a może tym, że sprawca nie wzbudzał we mnie żadnych emocji (ani pozytywnych, ani negatywnych). Na pewno mogło być lepiej, ale czytałam zdecydowanie gorsze książki. Panna Marple jest bardzo sympatyczną  postacią - nie jest nachalna, nie chce być za wszelką cenę w centrum uwagi, za to metodą dedukcji i porównań do zasłyszanych historii w mistrzowski sposób dochodzi do prawdy.

Nie jest to pozycja obowiązkowa, bo autorka ma na swoim koncie zdecydowanie lepiej opowiedziane historie, ale jeśli komuś wpadnie w ręce, to na pewno można przeczytać, bo całość nie odstrasza i nie zniechęca, a jedynie sprawia, że czas upływa naprawdę przyjemnie.