niedziela, 30 sierpnia 2015

"Posłaniec" Markus Zusak

Przeczytałam "Złodziejkę książek" i byłam zachwycona. Przeczytałam zatem "Posłańca". I tym razem mam mocno mieszane odczucia. Na pewno nietypowa narracja, połączona z nietypowym układem książki mogą odrzucić już na samym początku. Mnie nie odrzuciły, a wręcz spowodowały, że czytałam z większym zainteresowaniem.

Głównym bohaterem książki jest Ed. Na co dzień jest taksówkarzem, kocha się potajemnie w koleżance, z którą spędza dużo czasu. Ma paczkę przyjaciół, spotykają się i grają godzinami w karty. Mieszka w bardzo przeciętnym miejscu ze swoim psim przyjacielem, Odźwiernym. Pewnego dnia udaremnia napad na bank. W tym czasie znajduje swojego pierwszego asa. Zostaje posłańcem, który zmienia życie innych ludzi, pomaga, wspiera, daje powody do radości, przekazuje wiadomości. Każdy nowy as, to nowe misje, każde zadanie, to duże wyzwanie i mierzenie się z własnymi słabościami.

Książka w wyjątkowy sposób pokazuje przemiany bohaterów. Czasami niewielkie zdarzenia, małe gesty, miłe słowa powodują więcej zamieszania w życiu niż coś wielkiego, kluczowego. W powieści w szczególny sposób przedstawiono przyjaźń, miłość, trudne relacje na linii syn - matka, tęsknotę, walkę o lepsze jutro.To naprawdę mądra pozycja, zmuszającą do przemyśleń. Polubiłam głównego bohatera i jego znajomych, przede wszystkim za ich wady, za pozornie lekkie podejście do życia i za to, że nie dali się  poznać od początku lektury. Z każdą stroną stawali się ciekawsi, barwniejsi, bliżsi Edowi, a zarazem bliżsi mnie. Oburzyła mnie, a zarazem zaciekawiła postać matki głównego bohatera. Jej podejście do syna, chłodne traktowanie wydawały mi się okrutne, ale w trakcie poznawania ich relacji udało mi się spojrzeć na nią łaskawszym okiem.

Same pozytywy wychodzą w mojej recenzji, a jak wspomniałam na początku, mam mieszane odczucia. Przede wszystkim przez bezsensowną końcówkę. Każde inne zakończenie mogło być dobre, jednak takie rozwiązanie zagadki pojawiających się kart zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Wypadło bezbarwnie i nie pasowało do całej książki. Liczyłam na coś zupełnie innego. I w zasadzie to jedyny element, który zaważył na ocenie utworu, ale zaważył intensywnie, bo niesmak pozostał. Szkoda.

Mimo wszystko polecam. 4 asy i zadania na nich zakodowane, a także świetnie wykreowany świat Eda i jego przyjaciół składają się na przyjemnie napisaną historię, którą warto poznać. Mimo kiepskiego zakończenia.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

"W łóżku z... bezwstydnie szczere erotyczne opowiadania znanych pisarek"

Wypatrzyłam tę pozycję na półce bibliotecznej i stwierdziłam: czemu nie? Dorosła jestem, a dobrze napisane opowiadania erotyczne mogą być naprawdę ciekawym doświadczeniem.Okładka zachęciła, tytuł zachęcił. Jednym słowem szybko zdecydowałam, że chcę przeczytać tę książkę.

Tak samo szybko przekonałam się, że pod pojęciem 'bezwstydnie szczere' rozumiem zupełnie coś innego niż autorki opowiadań z tego zbioru. Myślałam, że będą to zwierzenia, opisy ważnych i wyjątkowo erotycznych momentów, a tu bezwstydność ograniczała się jedynie do wulgarnych i prostackich opisów współżycia, które w zależności od opowieści przybierało inną formę. Na dodatek okazało się, że względne jest też pojęcie 'znane pisarki'. Nie słyszałam o żadnej z nich.

Książka jest koszmarnie przetłumaczona. Tak jakby całkowicie ominęła ją korekta, a tłumacz na chwilę zapomniał, jak buduje się zdania w naszym języku. Literówki, zdania nielogiczne, styl toporny i irytujący. Chwilami traciłam wątek, gubiłam sens i to nie dlatego, że czytałam nieuważnie. Oj, kiepsko, zdecydowanie ktoś nie przyłożył się do porządnego opracowania tej pozycji.

Problem mam też z charakterystyką treści tegoż dzieła. Faktycznie było erotycznie, ale w bardzo niesmaczny sposób. Nie mam nic przeciwko bezpośredniości i nazywaniu rzeczy po imieniu, nie wymagam określeń pięknych i górnolotnych, ale zabrakło mi w tym wszystkim wyczucia. Można napisać scenę erotyczną tak, że człowiekowi robi się gorąco, a wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach niczym mała lokomotywa. Można też spłycić ją do granic możliwości. W książce dużo scen zostało spłyconych, trącały opisami rodem z porno-gazet, a ja nastawiłam się na kawałek dobrej! erotycznej literatury. Niestety tego nie znalazłam.

Znalazłam za to różnorodność sytuacji i mnogość postaci. Uświadomiłam sobie, że 'w łóżku z...' może się znaleźć każdy niezależnie od wieku, orientacji, koloru skóry, wykształcenia, zajmowanej pozycji społecznej i upodobań. Takie same potrzeby ma młoda dziewczyna, jak i 65-letnia pani i tak naprawdę żadne fantazje nie są dziwne, żadne marzenia nie są niezwykłe, a to, co sprawia przyjemność, pobudza, podnieca, odpręża i rozładowuje napięcie, jest potrzebne. I każdemu potrzebne jest coś innego, jednemu w tematyce erotycznej wystarczy absolutne minimum, inny fantazjuje skrycie o lataniu ponad ziemią. Nie ma tematów i potrzeb mniej lub bardziej wstydliwych, wszystko, co człowieka uszczęśliwia, jest naturalne i tak powinno być traktowane - z prostotą, z szczerością (byle ze smakiem!).

Książka miała ogromny potencjał, jednak nie uważam, że został wykorzystany. Zmęczyłam z umiarkowanym zainteresowaniem, chociaż nie zaprzeczam, że w kilku momentach bawiłam się wybornie - troszkę za sprawą akcji, trochę za sprawą oryginalnego języka autorek (tudzież nieudolnej pracy tłumacza). Najbardziej urzekł mnie pan w szesnastowiecznym stroju, który machał swoją nagą... szpadą i oznajmił wybrance swego serca, że nie zawiedzie i zaspokoi jej chuć. Kilka stron dalej jedna pani radośnie sapała, czym wprawiła mnie w tak samo radosny nastrój. Inna miała skórę gładką, jak lody waniliowe, a jeszcze inna nie odpowiedziała, tylko podała (jakiemuś jemu) swoje usta (na tacy?). Literackie kwiatki tego pokroju ubarwiły mi czytanie i dzięki temu nie będę wspominać całości jedynie źle. Nie mogę polecić tej książki, raczej radziłabym się trzymać od niej z daleka.

czwartek, 20 sierpnia 2015

"Moje rzymskie wakacje" Kristin Harmel

Generalnie omijam książki obyczajowe. Mało która spełnia moja oczekiwania, a zazwyczaj mnie jedynie drażnią już od pierwszych stron. Po "Moje rzymskie wakacje" sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że tytuł wpasował mi się idealnie w okrutną dla organizmu temperaturę otoczenia. Nie miałam wobec tej pozycji żadnych oczekiwań i chyba tylko dlatego mam po przeczytaniu takie pozytywne odczucia.

Nie oszukujmy się, nie jest to literatura najwyższych lotów, ale jest to literatura przyjemna w odbiorze, relaksacyjna wręcz i zawdzięczam jej trzy bardzo miłe wieczory. Czyta się szybko, sprawnie, nie nudzi, a autorka nie ma irytującego stylu. Na dodatek treść też jest w porządku.

Główna bohaterka, Cat, pracuje w dużej korporacji, jest na każde zawołanie swojej rodziny i niedawno rozstała się z chłopakiem. Na ślubie młodszej siostry dowiaduje się kilku gorzkich słów na temat swojego życia, a kiedy idzie na randkę z kimś naprawdę interesującym, wychodzi na jaw, że posiada on córkę. I teściową. Cat jest zrozpaczona i czuje się oszukana. Koleżanka z pracy mąci jej w głowie i namawia na urlop, pod wpływem chwili dziewczyna pisze do swojej dawnej, włoskiej miłości, dowiaduje się, że może przybyć w każdym momencie, wsiada w samolot i rozpoczyna swoją wielką rzymską przygodę. Oczywiście nie może obyć się bez pomyłek, zwrotów akcji, wielkich przeżyć, uniesień i całej romantycznej otoczki, ale i tak czyta się dobrze. Nawet jak akcja jest przerysowana, jak relacje budowane są zbyt szybko, zbyt barwnie, a główna bohaterka przechodzi metamorfozę za metamorfozą. Ta książka ma być właśnie taka - bajka o brzydkim kaczątku, które stawia wszystko na jedną kartę, wyjeżdża, żeby coś zmienić, coś przeżyć, po czym wraca niczym piękny, odmieniony, pogodzony z pewnymi demonami przeszłości łabędź.

Ogromnym atutem powieści są piękne opisy rzymskich atrakcji turystycznych. Cała przyroda, domki, ulice, latarnie, a nawet dyskoteki i kawiarnie przedstawione zostały w bardzo realistyczny sposób. Wędrowałam z bohaterami po Rzymie i zapragnęłam się tam znaleźć - teraz, natychmiast. Książka nawiązuje do filmu "Rzymskie wakacje", z którym muszę zaprzyjaźnić się w niedalekiej przyszłości.

Nie uważam, żeby była to pozycja obowiązkowa. Myślę, że raczej nie jest to książka, która może zachwycić i rozkochać w sobie. Mnie była potrzebna, pobudziła dość dobrze schowaną, romantycznie-rozmarzoną część mojej natury, sprawiła, że kilka razy w brzuchu zatrzepotały mi motyle, a z oczu wypłynęło kilka łez. I myślę, że za rok znowu powędruję z Cat po uliczkach Rzymu, a może za kilka lat dzięki tej książce, przeżyję swoje wielkie, rzymskie wakacje.

czwartek, 6 sierpnia 2015

"Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano

Na początku zaintrygował mnie tytuł. Później zaintrygowała mnie okładka. A na koniec utonęłam w lekturze. Delikatna, subtelna i zachwycająca pozycja o tych, którzy nie pasują do innych.

Alice - mała dziewczynka, którą ojciec zmusza do jazdy na nartach, bo wierzy, że jego córka będzie kiedyś odnosiła sukcesy. Ona jednak nie jest zainteresowana ani sportem, ani zawodami, ani doskonaleniem stylu. Pewnego dnia przytrafia jej się na stoku mały wypadek, który ma poważne skutki i rzutuje na całe dalsze życie niedoszłej narciarki.
Mattia - mały chłopczyk, zdolny, śmiały i odnoszący sukcesy w szkole - jednak zawsze na uboczu, ignorowany przez resztę klasy z powodu niepełnosprawnej siostry bliźniaczki za którą czuje się odpowiedzialny i którą musi się opiekować. Pewnego dnia dostają zaproszenie na urodziny kolegi. Chłopiec boi się, że siostra zepsuje mu całą zabawę, więc zostawia ją w parku, prosi, żeby na niego zaczekała i na urodziny idzie sam. To zdarzenie zmienia całe jego życie.
Drogi Alice i Mattiego krzyżują się, okazuje się, że są do siebie podobni - tak samo samotni, tak samo odsunięci od reszty, tak samo trudno jest im się zaangażować, jak i przyznać, że potrzebują się wzajemnie.

"Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie. Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych, ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami, ale mają w sobie coś, co różni je od innych. To liczby podejrzliwe i samotne, i dlatego fascynowały Mattię. Czasami myślał, że znalazły się przypadkiem w tym ciągu, uwięzione jak perełki nawleczone na nitkę. Podejrzewał też, że i one wolałyby nie różnić się od innych, być zwykłymi liczbami, tylko że z jakiegoś powodu nie potrafiły. (...) Na pierwszym roku studiów Mattia dowiedział się, że wśród liczb pierwszych niektóre są jeszcze bardziej szczególne. Matematycy nazywają je liczbami pierwszymi bliźniaczymi. Są to pary liczb pierwszych, które z sobą sąsiadują albo raczej prawie sąsiadują, bo między nimi stoi zawsze liczba parzysta, która nie pozwala im się stykać naprawdę".

Książka, która nie tylko posiada duszę, ale też pobudza duszę czytelnika i sprawia, że człowiek zastanawia się nad swoim życiem, nad życiem tych, którzy krążą dookoła pogrążeni w swojej samotności, niedoskonałości i inności. Książka, która pokazuje, że czasami trzeba zaryzykować, żeby dojść do tego, czego się pragnie, a zarazem, że 'do tanga trzeba dwojga' i jedna osoba nie uciągnie znajomości, przyjaźni, miłości. Książka pokazuje, ale nie nakazuje, podpowiada, ale pozostawia wolny wybór delikatnie tylko nakreślając możliwe opcje. Słodko-gorzkie zakończenie sprawiło, że najpierw uśmiechnęłam się do siebie, a następnie rozczuliłam się nad losem głównych bohaterów.

Zakochałam się w każdej jednej stronie tej powieści, w każdym jednym zdaniu, w każdym jednym przekazie. Rozmyślałam, analizowałam, rozkoszowałam się, uśmiechałam się i biadoliłam nad poczynaniami Alice i Mattiego. Polecam z całego serca. 

sobota, 1 sierpnia 2015

"Głowa anioła" Hanna Cygler

Nie sięgam po książki obyczajowe. Zazwyczaj mnie drażnią, bo ich bohaterki są rozlazłe, same nie wiedzą, czego chcą, kogo lubią, kogo kochają i z kim chcą mieszkać. Zazwyczaj, bo od każdej reguły są wyjątki i dobre obyczajówki też zdarzyło mi się czytać. Mało ich było, ale jednak i takie wpadły w moje ręce.

"Głowę anioła" dopadłam w bibliotece i postanowiłam spróbować czegoś nowego. Uczucia mam mieszane, bo do połowy książki było naprawdę sympatycznie, interesująco i chociaż nie porywało bezgranicznie, to jednak intrygowało wystarczająco, żeby sięgać po książkę z ochotą. W połowie jednak główna bohaterka mnie zirytowała okrutnie, aż musiałam zamknąć lekturę i przez noc pogodzić się z biegiem wydarzeń. Wróciłam, bo ciekawiło mnie, jak to się skończy, ale już mocno zdystansowana dobijałam do końca. A na końcu autorka mnie zniesmaczyła tym, co wymyśliła... i teraz to już zupełnie nie wiem, jak ocenić całość.

Julia, młoda wdowa powraca ze Stanów do swojej rodzinnej miejscowości, żeby zająć się renowacją zabytkowego pałacyku. Musi przystosować się do życia w Polsce, oswoić ze zmianami i odnowić zaniedbane relacje towarzyskie. Jest to trudne, bo powracają wspomnienia, odradzają się relacje, które nie powinny się odrodzić. Dodatkowo Julia zakochuje się w pewnym uroczym mężczyźnie, na początku są w związku bez zobowiązań, z czasem robi się poważniej i wtedy pojawiają się liczne problemy. Typowy dla powieści obyczajowych schemat pełen wzlotów, upadków, zdrad i zawodów. Na jaw wychodzą różne tajemnice z przeszłości, a także okazuje się, że nie każdy jest tym za kogo się podaje i nie każdemu można bezgranicznie wierzyć. Jak w życiu. Zakończenie pozostawia niesmak, bo zostało totalnie przekombinowane, ale to już każdy musi sam przeczytać i ocenić. Nie wykluczam, że dla innych ten zwrot akcji będzie cudownym rozwiązaniem.

Bardzo przyjemna książka językowo, czyta się wyśmienicie. Od razu widać, że autorka ma lekkie pióro i potrafi przelewać swoje pomysły na papier tak, żeby nie nudzić czytelnika. Gorzej z samymi pomysłami, które chwilami wydawały mi się całkiem w porządku, chwilami całkowicie nietrafione. Bohaterowie przedstawieni bardzo współcześnie i nowocześnie, co nie do końca jest dobre, chociaż może i jest odzwierciedleniem rzeczywistości... Nie wiem, wolę wierzyć, że jednak świat dookoła to nie tylko zdrady, oszustwa i niezdecydowane kobiety, które idą do łóżka z każdym.

Nie jest to literatura najwyższych lotów, raczej niewymagająca pozycja idealna do odprężenia po ciężkim dniu. Planuję jednak przeczytać kolejną część. Koniecznie muszę sprawdzić, w którym kierunku potoczyła się historia Julki.