środa, 30 września 2015

"List z Powstania" Anna Klejzerowicz

"Przeszłość jest jak cień. Prawda nie pozwala spokojnie spać". Te okładkowe słowa sprawiły, że z zainteresowaniem sięgnęłam po kolejną książkę pani Klejzerowicz. Sympatię do autorki mam już jakiś czas, zapoznałam się z kilkoma jest powieściami i ogólnie odbierałam je zawsze pozytywnie. "List z Powstania" przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

Julia przeżyła wojnę. Straciła rodziców, dom, swoje miejsce w Warszawie. Najpierw wylądowała w sierocińcu, później przygarnęła ją ciotka. Miała w życiu jeden cel - znaleźć siostrę. Skończyła uniwersytet, znalazła fantastyczną pracę, założyła rodzinę, ale i tak jej życiem kierowała tylko jedna sprawa. Chciała za wszelką cenę poznać prawdę, dowiedzieć się, czemu musieli zginąć jej rodzice, a przede wszystkim, gdzie jest i co robi jej Hanka. Zaraziła swoją obsesją męża, później zaraziła też córkę. Mimo wielu porażek, katastrof, ciężkich chwil, żyła nadzieją, że w końcu się czegoś dowie. Nawiązywała kontakty z powstańcami, jeździła do stolicy, grzebała w literaturze, w dokumentach, obsesyjnie szukała, chociaż nie przynosiło to żadnego skutku. Pewnego dnia dostała list, który wywrócił wszystko do góry nogami...

Książka utrzymana jest w niesamowitym klimacie. Uczucia bohaterów są całkowicie odczuwalne, namacalne wręcz - strach, szczęście, przywiązanie, rozpacz, wszystko to miesza nie tylko w głowach bohaterów, ale też w głowie czytelnika. W jednym momencie autentycznie przestraszyłam się, tak jakby to do moich drzwi właśnie ktoś zapukał. W innym momencie przeleciało przez mój brzuch stado motyli, tak jakby to w moje oczy właśnie ktoś spoglądał. Niesamowita gra emocjami, której nie dostrzegłam w innych książkach autorki, to największy atut powieści. Do tego cała historia opowiedziana jest w interesujący sposób. Ciężko się oderwać od wspomnień o Julii, potem od historii o jej córce Mariannie. Duchy przeszłości, obecne na każdej stronie, potęgują wrażenie lęku i sprawiają, że każdy bohater, który zbliża się do głównych bohaterek, z miejsca uznany jest za ich wroga. Nie udało mi się zaufać nawet tym, którzy naprawdę byli pozytywnymi postaciami, na każdym kroku doszukiwałam się podstępu, nie uwierzyłam w żaden wypadek, snując przy każdym z wydarzeń swoje własne teorie spiskowe. Naprawdę nie pamiętam książki, która dostarczyłaby mi tyle wrażeń i dokarmiła najdelikatniejszą, bo tą najbardziej emocjonalną część mnie.

Podejrzewałam, jakie może być zakończenie. Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie całkowite zaskoczenie, ale i tak z przerażeniem czytałam kolejne linijki wyjaśnienia wszystkiego, co działo się przez prawie 60 lat. Ogarniało mnie przy tym poczucie niesprawiedliwości i złości. I naszła mnie taka myśl, że tak łatwo dać się wciągnąć w gierki innych, w manipulacje i, że to niewiarygodne, jakie spustoszenie w osobowości wielu ludzi poczyniła wojna i jej następstwa.

Powieść na wysokim poziomie. Zachwycająca i godna polecenia pozycja, do której na pewno jeszcze wrócę.

sobota, 26 września 2015

"Niebezpieczny romans" Peter Robinson

Rzadko zdarza mi się sięgać po książkę, która jest kolejną w jakimś cyklu. Zazwyczaj czytam chronologicznie. "Niebezpieczny romans" wpadł w moje ręce w bibliotece, wzięłam go zatem do domu i okazało się, że to kawałek serii z policjantem Alanem Banksem w roli głównej. Wahałam się, czy czytać, czy nie, ale stwierdziłam, że kilka serii napoczęłam, więc i tak pewnie nie ruszę kolejnej. Chyba, że książka bardzo mi się spodoba i będę miała potrzebę poznać wcześniejsze losy głównego bohatera.

W zasadzie od początku akcja biegnie dwutorowo. Młode małżeństwo znajduje postrzeloną w głowę kobietę. Podczas rutynowych badań okazuje się, że ma ona przy sobie stary adres Banksa. Inspektor Annie próbuje skontaktować się z kolegą z pracy, ale jest on nieuchwytny. Policja przesłuchuje kolejne osoby, na jaw wychodzą kolejne mocno kontrowersyjne kwestie, zwłaszcza dotyczące aborcji, czy zmuszania do prostytucji nieletnich dziewcząt. Równolegle biegnie wątek brata policjanta, który zostawia tajemniczą wiadomość. Alan nie może się z nim skontaktować, wyrusza zatem na spotkanie. Dociera do pustego mieszkania, gości się w nim i wciąż próbuje się dowiedzieć, gdzie jest i co robi jego brat. Obie sprawy szybko się zazębiają, z każdą stroną książki wychodzi na jaw coraz więcej tajemnic.

Peter Robinson ma lekkie pióro, a nasze wydanie musiał przygotować dobry tłumacz, bo całość czyta się sprawnie. Nie ma elementów składniowych, ortograficznych, czy językowych, które zakłócałyby odbiór lektury. Troszkę gorzej jest z akcją książki. Dzieje się dużo, a wszystko tworzy logiczną całość, bo jest ładne rozwinięcie spraw  z dobrze rozegranym finałem, ale brakuje dynamiki, a całość nie trzyma w napięciu. A już na pewno nie trzyma tak, jak powinna trzymać w dobrym thrillerze. Nie przeszkadzało mi to, że nie znałam wcześniejszych losów bohaterów. Kilka wzmianek i wyjaśnień na temat przeszłości sprawiło, że sprawnie wtopiłam się w akcję i z zainteresowaniem dobrnęłam do końca. Finał mnie zniesmaczył, ale muszę przyznać, że był w bardzo dobry sposób obmyślony. Zaskoczyło mnie pozytywnie, że akcja uderzyła w inny kierunek niż ten, który obstawiałam.

Na swój sposób chciałabym poznać wcześniejsze losy Banksa, więc nie wykluczam, że zerknę w poprzednie tomy serii, ale na pewno chciałabym dowiedzieć się, co będzie dalej. Interesowałby mnie też wątek miłosny, który królował w przeszłości, a tu w zasadzie nie istniał, aczkolwiek wiele wskazywało na to, że może się odrodzić lub przerodzić w coś fajnego. A czy polecam? Tak, w zasadzie tak. Jednak nie polecam nastawiania się na fantastyczny, mrożący krew w żyłach thriller. To raczej przyzwoita książka, która może umilić kilka wieczorów.

sobota, 19 września 2015

"Julian i Irena Tuwim dzieciom" Julian i Irena Tuwim

Wierszyki Juliana Tuwima zna każde dziecko. I każdy dorosły. Od najmłodszych lat przewijają się przez nasze życie rymowanki o panu Hilarym, co zgubił okulary, czy o panu Tralalińskim i jego kotku Tralalotku. Nie każdy jednak wie, że siostra Juliana, Irena, też ma w swoim dorobku bardzo ciekawe pozycje dla maluchów, chociaż głównie zajmowała się tłumaczeniem i dzięki jej pracy polskie dzieci mogły poznać Kubusia Puchatka, czy Mary Poppins.

 A co autorstwa pani Ireny możemy przeczytać w naszej książce? Na pewno opowiadanie "O pingwinie Kleofasku", które w przystępny sposób przybliża  najmłodszym problem niewoli, jaką dla zwierząt jest zamknięcie w zoo, czy w cyrku. Poza tym jest to ciepła opowieść pełna miłości, czułości, która niewątpliwie przekazuje pozytywne wartości młodemu czytelnikowi. Autorka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i cieszę się, że moja córka miała okazje poznać opowieść o pingwinku, jego rodzinie i przyjaciołach. Kolejnym wartym odnotowania utworem pani Ireny, jest wiersz o Marku Wagarku. Okazało się, że w utworach rymowanych siostra naszego poety czuje się też bardzo dobrze. Znalazłam w historii małego wagarowicza wszystko, co powinien zawierać utwór dla dziecka - proste zdania, ciekawą historię i morał.

Sympatycy Tuwima przeczytają tutaj wszystko, co kochają i z czym koniecznie trzeba zapoznać swoje potomstwo. Sympatyczne wierszyki o ptakach ("Ptasie plotki", "Ptasie rado", "Mowa ptaków"), o niesfornych dzieciach ("Zosia Samosia", "O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci", "Gabryś), czy o niezwykłych zjawiskach ("Cuda i dziwy", "Rok i bieda", "Mróz"), to pozycje obowiązkowe na spotkania z książką przed snem. Nie zabrakło też "Lokomotywy", która sapała i dyszała, "Rzepki", z którą nie mogło sobie poradzić pół rodziny z pokaźnym zwierzyńcem, czy skocznego wierszyka o dwóch Michałach, którzy tańcowali i tańcowali, aż popadali...

Zbiór utworów rodzeństwa Tuwimów wydany przez Naszą Księgarnię jest przepięknie ilustrowaną książką, dlatego moja córka sięga po nią z przyjemnością i każdego wieczoru domaga się czytania swoich ulubionych wierszyków. Idealne na prezent dla najmłodszych, bo przyciąga solidnym wykonaniem i paletą przyjaznych barw, odpowiednie dobraną czcionką, a także tematycznie ułożonymi utworami. Na pewno godna polecenia pozycja, przy której będą się dobrze bawić i starsi, i młodsi czytelnicy.


czwartek, 3 września 2015

"Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką" Zofia Turowska

Lubię czytać to, co napisała Osiecka. Lubię też czytać to, co inni napisali do niej. I o niej. "Pejzaże..." to nie jest typowa biografia. Jest to książka z duszą, o kimś niesamowitym, smutnym i samotnym, kto podejmował lepsze lub gorsze decyzje, żył lepiej lub gorzej, a i tak był uwielbiany niemal przez wszystkich. Zawiera liczne wspomnienia jej przyjaciół, a także fragmenty pamiętników, opowiadań, wierszy Agnieszki... Niesamowicie przyjemna w odbiorze pozycja. Dla każdego, kto chce bliżej poznać Osiecką i poszczególne etapy jej życia.

Plusy? Świetnie skonstruowana tematycznie. Krok po kroku poznajemy rodzinę Agnieszki, jej młodość, pierwsze miłości i zawodowe fascynacje. Z kart biografii możemy wywnioskować, co ukształtowało jej charakter, a także zrozumieć, czemu wybrała taką przyszłość dla siebie. Jej studia, udzielanie się w STSie, związek z Markiem Hłasko, to bardzo przyjemne dla czytelnika opowieści, które pozwalają spojrzeć w troszkę inny sposób na naszą poetessę. Równie interesujące są jej pierwsze sukcesy zawodowe, czy historie współpracy z poszczególnymi muzykami. Troszkę zabrakło mi w tej książce Jeremiego Przybory. Relacja z nim zawsze wzbudza przyjemne mrowienie w okolicy mojego serca.

Intryguje ton, w jakim wypowiada się o matce Agata Passent. Przedstawia ona kilka przemiłych wspomnień, a jednocześnie podkreśla, że ich relacje były nie takie, jak powinny być. Za dużo żalu i niezrozumienia, za mało obecności i czułości, które są tak ważne na linii rodzic - dziecko. Zastanawiające są też opowieści bliskich przyjaciół. Podkreślają oni, że Agnieszka dyktowała warunki relacji, przyjaźń była wtedy, kiedy to ona miała na nią ochotę, kiedy nie miała - szukała nowych miejsc, nowych ludzi, nowych wrażeń. Osiecka jawi się jako niezwykle niestabilna osobowość, z trudnym charakterem, z ludzkimi słabości i wewnętrznym rozdarciem. Od dawna mam wrażenie, że to wady i niedoskonałości przyciągały do niej ludzi. To nie zalety sprawiały, że wydawała się interesująca, że chciało się ją bliżej poznać i stać się częścią jej świata. Rozpłakałam się na końcówce. A całość musiałam przemyśleć - i to dłuższą chwilę.

Polecam z całego serca każdemu, kto zna i lubi, a także każdemu, kto nie zna, albo nie lubi, ale chciałby poznać i spróbować zrozumieć, czemu życie Osieckiej było takie, a nie inne.

"A ja jestem, proszę pana, na zakręcie
Choć gdybym chciała, bym się urządziła
Już widzę pieska, bieska, stół
Wystarczy, żebym była miła

Pan był także, proszę pana, na zakręcie
Dziś pan dostrzega, proszę pana, te realia
I pan haruje, proszę pana, jak ten wół
A moje życie się kolebie niczym balia"