piątek, 19 sierpnia 2016

"Układanka" Stanisław Załuski

Są takie książki po które sięgam z przekonaniem, że będą fantastyczną lekturą. Są też takie, których się obawiam, bo w podobnym stylu czytałam wiele, więc i wymagania mam spore, a tu i autor mi nieznany, i akcja niby zapowiadająca się ciekawie, ale wzbudzająca też wątpliwości. "Układanka" Stanisława Załuskiego zdecydowanie należy do drugiej grupy. Podeszłam z dystansem, z obawą, ale już pierwsze strony rozwiały mój niepokój. Tak, ten autor pisze dobrze. Pisze ciekawie, historie składa w logiczny sposób, nie przynudza i nie rozwleka akcji. Całość stanowi bardzo zgrabnie napisaną powieść, która wciągnęła mnie od pierwszej strony.

W zasadzie mamy tutaj dwóch bohaterów, których można uznać za głównych. Jeden z nich, występujący w teraźniejszości, to dziennikarz, pisarz, który trafia do kliniki w Bostonie na konsultację onkologiczną. Chce pomóc chorej matce, a przy okazji dostaje propozycję napisania książki o fundatorze kliniki, Leonie Nierobie. Jest to postać owiana tajemnicą, więc wyzwanie duże, ale oczywiście za odpowiednie honorarium. I tu właśnie pojawia się drugi z głównych bohaterów, który zaznacza swoją obecność jedynie w notatkach archiwalnych gazet, we wspomnieniach mieszkańców wsi, z której pochodziła jego rodzina, we wspomnieniach tych, którzy w młodości mieli z nim kontakt, czy to w Szwajcarii, czy w klasztorze. Okazuje się bowiem, że oprócz ufundowania kliniki, zasilił też konta 100 klasztorów, z czego kilku w Polsce.

Dziennikarz udaje się na wycieczkę zagraniczną, kilka po polskiej ziemi i szuka najmniejszych śladów obecności Leona Nieroby i jego rodziny, która jest mocno wplątana w całą historię. Dodatkowo pisarz musi się cofnąć w czasie do międzywojnia, do II wojny światowej, które to okresy były decydujące w życiu fundatora. Ukształtowały go jako człowieka, nakreśliły jego relacje z rodziną, z resztą społeczeństwa. Dużą rolę w całej tej historii odgrywa krewniak - Stefan Nieroba, a także zakochane w nim kobiety.

Ważne są też wspomnienia wojenne, które jak to zwykle bywa, charakteryzują się dużym okrucieństwem, nierówną walką z wrogiem - nie tylko o przeżycie, ale też o zachowanie godności. Niewiarygodne opisy tortur, które znalazłam w książce, czy walka o życie, a także motyw macierzyństwa w tym trudnym okresie, to tylko niektóre tematy, które zrobiły na mnie duże wrażenie. 

Książka została napisana spójnie. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn, czy niedokończonych wątków. Tytułowa  układanka - chociaż trudna do rozwiązania - składa się w całość, chociaż zakończenie nie zachwyciło mnie, miałam  nadzieję na inne, to jednak muszę przyznać, że książka podobała mi się i spokojnie mogę ją zakwalifikować do pozycji godnych polecenia.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

"Świat Hani Bani" Hanna Bakuła

Hania Bania to mała dziewczynka, która tak naprawdę wcale nie jest taka mała. W zasadzie jak na swój wiek jest niezwykle duża i każdy myśli, że jest dużo starsza. Wyróżnia się pośród innych dzieci nie tylko wzrostem, ale też apetytem. Potrafi zjeść tyle, ile widzi, zakrada się do spiżarni i pochłania smakołyki przygotowane dla całej rodziny. Gardzi jedynie makaronem odgrzewanym każdego ranka na śniadanie i zapijanym mlekiem z solidnym kożuchem na wierzchu.

Największym marzeniem Hani jest chodzenie do szkoły. Ma pięć lat, a sama przerabia elementarz, wychodzi rano na zajęcia, a cała rodzina bierze udział w tej mistyfikacji. Może jedynie poza tatą, który nie zgadza się na podobne dziwactwa. Na podwórku jest prowodyrem, nie daje sobie dmuchać w kaszę i dyktuje warunki. W domu wychowuje ją głównie babcia, rodzice pracują i raczej trzymają się od wychowania dziecka na dystans. Babcia dogadza, pomaga i chroni, a przy okazji nie wypuszcza papierosa z dłoni.

Hania lubi dostawać prezenty. Na każdą uroczystość ma listę swoich wymarzonych, o których często opowiada domownikom. W zasadzie większość jej marzeń się spełnia, więc od razu czuć, że cała rodzina może pozwolić sobie na dogadzanie dziecku. Szybko zmienia zdanie co do tego, co planuje robić w przyszłości. Bawi się z dziećmi sąsiadów i z kuzynami, przeważnie są to zabawy zagrażające zdrowiu, a przynajmniej nadwyrężające dobre imię rodziny.

"Świat Hani Bani", to ładnie wydana książka, którą czytało mi się z przyjemnością. Bez wzlotów i bezgranicznych zachwytów, ale z uśmiechem i z radością. Odpoczywałam i świetnie bawiłam się z Hanią w jej magicznym świecie. Pozornie książka skierowana jest do najmłodszych odbiorców, myślę, że byliby gotowi pokochać dziewczynkę, ale tak naprawdę tło wydarzeń i humor zrozumieją jedynie dorośli i starsza młodzież.

Autorka posiada lekkie pióro, zatem czyta się naprawdę dobrze. Nie męczy i nie drażni stylistycznie, ładnie buduje zdania, przekazuje treść sensownie i bez zbędnych dłużyzn. To na plus. Miejscami może (ale nie musi) przeszkadzać infantylny język czy konstrukcja tekstu, ale to one decydują o tym, że książka jest taka przyjemna. Na pewno uroku dodają jej też liczne, kolorowe fotografie. Całość wydana jest na bardzo ładnym, błyszczącym papierze.

Książkę polecam każdemu, kto chciałby zrelaksować się przy miłej lekturze, pełnej mniej lub bardziej szalonych pomysłów małej Hani.