sobota, 9 lutego 2019

"Dzieci z Bullerbyn" w Teatrze Miejskim w Gliwicach

"Dzieci z Bullerbyn" to książka, którą bardzo miło wspominam z dzieciństwa. Czytałam kilka razy i bardzo lubiłam. 

We wrześniu przy okazji kolekcjonowania zamówienia w księgarni, wrzuciłam do koszyka audiobook. Nie zawsze mam okazję spędzić wieczór na czytaniu dzieciom do snu, więc chciałam, żeby mieli jakąś alternatywę. Córka nie słuchała wcześniej słuchowisk i innych opowieści, więc ciekawa byłam tego eksperymentu. Bardzo zaskoczyła mnie pasja, z jaką wysłuchała "Dzieci z Bullerbyn" po raz pierwszy. Nagranie trwa 9 godzin i tyle spędziła w pokoju - skupiona i wyciszona. Coś niesamowitego. Od tego czasu słuchała wiele razy. Płyta powoli się zużywa, a na półce pojawiły się inne audiobooki wydawnictwa Jung-off-ska. Wpadła jak śliwka w kompot!

Nie zastanawiałam się długo, kiedy pojawiła się okazja do obejrzenia przedstawienia w Teatrze Miejskim w Gliwicach. 27.01 po południu pojechałyśmy na spektakl. Córka nie mogła się doczekać. Książkę cytuje i opowiadała mi, po czym pozna Brittę, a po czym Annę i których rozdziałów nie może się doczekać. 

Już na samym początku bardzo zaskoczyła mnie organizacja na widowni. Poza normalnymi fotelami, na scenie rozłożone były poduszki dla dzieci, które dzięki temu mogły być w centrum wydarzeń. Oczywiście córka skorzystała z tej opcji i miała niepowtarzalne wrażenia, a i ja obejrzałam spektakl w spokoju. 

Przede wszystkim zaskoczyła mnie lekkość, z jaką przedstawiono Bullerbyn. Na scenie panował minimalizm - jedna konstrukcja, kilka dywaników, sześciu aktorów, a udało się dostarczyć widowni maksimum emocji i wrażeń. Całość została pokazana w spójny sposób, pomimo przedstawienia jedynie kilku rozdziałów. Aktorom udało się stworzyć piękną historię, w której poza szóstką dzieci byli też rodzice, sąsiedzi i dziadziuś. Przecież wystarczy dodać włosy, brodę ze ścierki czy zmienić ton głosu, żeby przedstawić zupełnie inną osobę! Super pomysł. Dodatkowo niezwykłe wrażenie zrobiła na mnie świetnie dopasowana muzyka, wpadająca w ucho, prosta i skoczna. "Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej" brzmi mi w uszach do dziś. Fantastycznie! 

Nie muszę przybliżać akcji książki, bo chyba każdy w dzieciństwie ją czytał - w końcu to lektura szkolna. Jednak chciałabym dodać, że niezwykle miło obserwowało się szóstkę przyjaciół, którzy funkcjonowali ze sobą bez złości, zazdrości, pełni prostych, dziecięcych i szczerych uczuć i reakcji. Tak wyczuwalna była w przedstawieniu dziecięca radość i niewinność, serdeczność względem drugiego człowieka. Piękne wzorce, których w literaturze dziecięcej powinno być jak najwięcej. 

Z teatru wyszłam zachwycona. Moja mała gaduła rozprawiała o sztuce jeszcze kilka dni.  Do dzisiaj wspomina poszczególne fragmenty przedstawienia i podśpiewujemy wspólnie piosenkę o kiełbasie. Jeżeli ktoś chce zaszczepić w dziecku miłość do teatru i do Astrid Lindgren, to "Dzieci z Bullerbyn" - zarówno książka (i świetnie czytany przez Edytę Jungowską audiobook), jak i ta sztuka są wspaniałą okazją ku temu. Polecam. Zarówno ja, jak i mój mały pomocnik, na którym testuję powieść od września! 



5 komentarzy:

  1. O! Chętnie poszłabym na tego typu przedstawienie. W moim mieście niestety nigdy nie ma nic ciekawego :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie wybrałabym się z dziećmi na taki spektakl, pokazać lekturę od innej strony, wzmocnić jej przesłania. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie bym poszła na takie przedstawienie, to taki powrót do przeszłości. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh! Jedna z najlepiej wspominanych książek z dzieciństwa :) Taki spektakl byłby ładnym powrotem ;)

    OdpowiedzUsuń