Posiadam też komputer stacjonarny, nawet jeszcze działa, chociaż wiekowy już jest. I czasami korzystam. Tylko to też średnio przyjemne, bo albo się wiesza, albo muli, albo odłącza klawiaturę. Łotr jest niesamowity i chociaż to pierwszy komputer, który samodzielnie kupiłam i miłością wielką darzę przez to, to zwyczajnie praca na nim jest trudna i zasiadam niechętnie.
Najbliżej i zawsze przy mnie jest telefon. Teraz się naród chwyta za głowę, bo jak można na takim "byleczym" cokolwiek napisać. Czasami można, czasami wręcz trzeba, aczkolwiek o komforcie takiego pisania wolę się nie wypowiadać, bo nic dobrego nie ciśnie mi się na usta. Nie lubię. Tylko w obliczu braków sprzętowych czasami nic innego człowiekowi nie zostaje.
Nie pozostaje też nic innego, jak poszukać swojego miejsca w chorzowskim świecie, bo ile można na kolanie, z doskoku i tak nijak. Trzeba też poszukać nowego przyjaciela, z którym praca stanie się miła i przyjemna. Tylko to plany na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Jedyne, czego w moim miejscu nie może nigdy zabraknąć i co to umowne miejsce chociaż troszkę definiuje, to muzyka. Nastrojowa, delikatna, subtelna, albo wręcz przeciwnie - taka, o którą nikt nie podejrzewałby mnie. Najlepiej pisze mi się przy Magdzie Umer i Kasi Groniec. Dwie najważniejsze i dwie najbardziej inspirujące artystki. Poruszają, wzruszają i pobudzają te zakamarki umysłu, które odpowiedzialne są za słowo. I to właśnie dzięki nim napisałam kilka ważnych rzeczy. Miks idealny - Groniec i Osiecka:
O miejscach pracy Śląskich Blogerów Książkowych można poczytać tutaj:
Telefonem? Podziwiam, szczerze podziwiam!
OdpowiedzUsuńTak, potrafię :) Nie lubię jednak i staram się posiłkować czymś większym i poręczniejszym :)
OdpowiedzUsuńA ja do dobrej i efektywnej pracy potrzebuje swojego biurka, komputera i dobrej muzyki. I mogę działać :D
OdpowiedzUsuń