piątek, 18 grudnia 2015

"Dożywocie" Marta Kisiel

Apsik!
Po stokroć apsik i alleluja, że znalazła się taka cudowna Ałtorka, która stworzyła to wiekopomne dzieło. Ostatnio tak genialna książka wpadła w moje macki w podstawówce, jest 20 lat później i z radością wielką powitałam kolejny bestseller na liście moich osobistych bestsellerów.

"Dożywocie" jest książką przeuroczą, przesympatyczną i przezabawną. I zapewne znalazłabym jeszcze więcej takich prze-, bo gotowam pisać peany i na cześć Marty Kisiel, że mi taką rozrywkę zafundowała, i na cześć wydawnictwa Uroboros, że wyrwało "Dożywocie" z sideł innego wydawnictwa, tak szybko, jak tylko mogło i wznowiło wydanie. Dzięki temu mój osobisty egzemplarz legendarnej i owianej tajemnicą powieści stoi dumnie na półce. Opatrzony jest ałtorską zakładką, ałtorską pieczątką, ałtorskim podpisem samej Ałtorki i jak tylko znajdę odpowiednie miejsce i czas, to opatrzę też zdjęciem wspólnym zrobionym na wieczorze autorskim. I tym samym tak wyposażony egzemplarz będzie zajmował honorowe miejsce w pokoju i czekał na swoją kontynuację. Mam nadzieję, że niejedną.

Do rzeczy. "Dożywocie" jest głównie o dożywotnikach. A dożywotnicy to ci, co dożywotnio należą do spadkobiercy Lichotki, dworku z wieżyczką, który to kryje wielkie tajemnice. Do Lichotki przybywa Konrad Romańczuk. Przyjął on właśnie spadek i ma nadzieję, że będzie sobie mieszkał w spokoju na prowincji i pisał, bo właśnie tym się trudni - pisaniem. I kiedy dojeżdża do tej zniewalającej budowli z wieżyczką, odkrywa z przerażeniem, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie tak. Dożywotnicy okazują się być jedyni w swoim rodzaju, a przy tym tak uroczy, że ma ochotę uciec w podskokach i uznać to za kiepski żart losu. Tylko nie może uciec, bo właściwie psuje mu się u wrót domostwa samochód i tym samym jest tak jakby uwiązany.

Pierwszy z dożywotników, to anioł Licho. Licho, to wymarzona partia na żonę dla każdej kobiety, która nie bardzo lubi sprzątać, bowiem robi to maniakalnie, zawsze i wszędzie i wręcz z niecierpliwości czeka, kiedy będzie coś do zrobienia. Brałabym w ciemno, u mnie Licho na pewno nie nudziłoby się. Licho ma jednak pewien mały defekt - alergię. I to o zgrozo alergię na pierze. I tym samym biedne męczy się okrutnie, bo uczulają go własne skrzydła, które w ramach leczniczych wyskubuje z piórek. Najwięcej uroku dodają zasmarkanemu Lichu bamboszki, w których drepcze poczciwy anioł przez karty powieści. Kolejnym przedziwnym stworzeniem zamieszkującym Lichotkę jest Krakers - ośmiornica, która z dzikim zapałem gotuje, piecze, smaży. Jednym słowem odwala całą kulinarną robotę. Dworek zamieszkuje też panicz Szczęsny, a właściwie bardziej nieszczęsny, bo swoim bólem istnienia mógłby obdzielić znaczny kawałek świata. Pisze, rymuje, szuka natchnienia, szuka kobiety, wielbi, smęci i ogólnie irytuje, ale jest też uroczy w swojej bolesności. Do tego zestawu dochodzą utopce, które lubią pluskać się w wannie Konrada i królik. Niepozorny króliczek, przeuroczo-przewredne stworzenie ochrzczone dostojnym imieniem Rudolf Valentino, który w trakcie powieści dokonuje niesamowitej przemiany, i to dwukrotnej. A fakt, jeszcze Zmora. Kotka. I w zasadzie każdy kto miał koty, zna koty i kocha koty wie, co może oznaczać taki bohater w powieści.

Tak naprawdę cała książka to splot zwykłych i niezwykłych wydarzeń, ale napisanych tak, że przeciętny zjadacz chleba nie powinien w momencie czytania zjadać chleba, bo może się to dla niego skończyć zadławieniem. Nie powinien też pić, bo grozi to opluciem aktualnie trzymanej w dłoni powieści. Ani siedzieć za wysoko, bo ze śmiechu może po prostu spaść na podłogę i się uszkodzić. Dożywotnicy dbają o to, żeby Konrad się nie nudził, a czytelnik miał frajdę z czytania. Tak naprawdę nie znam lepszej książki, którą można stosować w ramach śmiechoterapii, od dłuższego czasu polecam właśnie tę.

"Była noc przed Gwiazdką i w całym domu...
No, może nie tak do końca przed. W zasadzie wcale nie przed, a na pewno nie tuż przed, bynajmniej. Właściwie to do Gwiazdki było dość sporo czasu, tak ze dwa tygodnie. A dokładnie rzecz ujmując, trzynaście dni. Mikołajkowe prezenty zdążyły się już znudzić, po słodyczach zostały tylko stosy sreberek i papierków, nowe komórki tłuszczowe oraz radosne zaczątki próchnicy, zaś pora na rozplątywanie światełek i ubieranie choinki jeszcze nie nadeszła. Takie grudniowe ni wpiął, ni wypiął, kiedy nie za bardzo wiadomo, co ze sobą począć."
Ja na takie właśnie grudniowe ni wpiął, ni wypiął zalecam lekturę "Dożywocia". Niezawodny przyspieszać czasu!

2 komentarze:

  1. "Dożywocie" jest jedną z najśmieszniejszych książek ever.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dożywocie" jest jedną z najśmieszniejszych książek ever.

    OdpowiedzUsuń