niedziela, 21 lutego 2016

ŚBK - Autorzy, którzy poruszają moją duszę.

Od dawna sama ze sobą prowadzę dyskusję, kto bardziej porusza moją duszę - Agnieszka Osiecka, czy Jonasz Kofta. I niezmiennie nie mogę dojść do żadnych konkretnych wniosków. Kiedy już wydaje mi się, że Agnieszka i tylko Agnieszka, atakuje mnie znienacka "Samba przed rozstaniem" Jonasza i całe moje wydawanie diabli biorą. A kiedy roztkliwiona Jonaszowym "Popołudniem" uznaję, że to bezsprzecznie mój mistrz słowa, radio podsuwa mi "Nie żałuję" w takim wykonaniu Edyty Geppert, że znowu pojawiają się wątpliwości.

Pojawili się równocześnie w liceum, może troszkę wcześniej. Zawładnęli każdym kawałkiem mojego dnia, ich teksty kłębiły się w mojej głowie, rozbrzmiewały w różnych formach, wzruszały, koiły i kształtowały.
Kiedy Kasia Groniec zaśpiewała "Już tylko się znamy" odchorowywałam ten utwór bardzo długo. Tak ładnie pasował do chwili, dosmucał i upiększał bezsenne noce. I wtedy właśnie uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham poezję i jak blisko mi do Jonaszowych tekstów. Najukochańszy? Nie wiem. Chwilami jest to wiersz "Jestem zmęczony".
"Czuję, usycha we mnie wiara
Instynkt ludzkości nieomylny
Tyle słów niepotrzebnych naraz
Złości i trwogi zgiełk bezsilny
Chcę uciec, wiem to brzmi naiwnie
Chcę uciec choćby na pustynię
- Jesteś zmęczony?
Tak
To minie" 
Jednak z tym bywa różnie. Impuls, chwila, mgnienie oka i sięgam po ten czy inny utwór, bo aktualnie mi najmocniej w duszy gra.

Podobnie jest z Agnieszką Osiecką. Czytałam wspomnienia, czytałam dzienniki, czytałam wiersze i piosenki, a nawet opowiadania. Jej teksty fantastycznie wpasowują się w moje życie, potrafią dotrzeć tam, gdzie samej najtrudniej mi dotrzeć. Chwile zwątpienia, smutku, negatywnych emocji kończą się w literackich ramionach Agnieszki. W jej twórczości tym trudniej wskazać mi najważniejsze utwory. Połowę życia cytuję, podśpiewuję i poznaję na nowo. I nigdy nie wiem, czy aktualnie wolę "Sama chciała", czy "Na zakręcie". A może jednak "Ach panie, panowie"? 
"Ach, panie, panowie,
już ciepła nie ma w nas.
Co było, to było,
minęło jak miłość,
prześniło, przelśniło -
wyśniło się do dna."

Jest jeszcze jedna autorka, która odegrała w moim życiu kluczową rolę. W zasadzie można powiedzieć, że mnie wychowała, że pomogła mi przejść przez najtrudniejsze chwile. I tym razem wcale nie wierszem, ani nawet nie dosmucając i wyłzawiając po nocach - wręcz przeciwnie. Jeśli łzy, to tylko ze śmiechu, jeśli śmiech, to napadowy. I głośny. Oczywiście, że o Chmielewskiej mowa. I nikogo nie zdziwi, jeśli nadmienię, że najukochańszą moją książką tej autorki jest "Wszystko czerwone". W zasadzie, to chyba generalnie moja najukochańsza książka. Książka, która ma wszystkie książki pod sobą, którą mam w dwóch egzemplarzach w języku polskim, i w jednym po rosyjsku. I to jest mój niekwestionowany lek na całe zło. Mogę czytać od pierwszej strony, od środka i zawsze uśmiechnę się na dialogu:
- Ni mnie ten Edek ział, ni mnie grzębił.
- Ni co ci robił? 
A także na wielu, wielu, wielu innych... Chociaż to nie jedyna powieść Chmielewskiej, którą znam na pamięć. "Wszyscy jesteśmy podejrzani" i przeuroczy pan prokurator, "Boczne drogi" z ciotką, która ubrana w ścierkę kuchenną jechała do Cieszyna, czy tam do Szczecina (przecież to wszystko jedno!), czy "Harpie" od których miłość do Chmielewskiej się tak naprawdę zaczęła, to tylko niektóre moje perełki. I nie wiem, czy poruszają moją duszę w dosłownym znaczeniu, ale na pewno ją wygładzają, rozweselają i umożliwiają jej normalne funkcjonowanie, kiedy postanawia nawalić i schować się pod łóżko.

Moim marzeniem było spotkanie z Chmielewską i osobiste podziękowanie jej za całe dobro, które wniosła w moje życie. Nie zdążyłam. Nie wiem, czemu żyłam w przeświadczeniu, że będzie zawsze, zawsze będzie pisać i w każdej chwili będę mogła ją poznać. Bardzo odchorowałam ten listopadowy dzień, kiedy media obiegła wiadomość, że zmarła. Kilka dni po pogrzebie wyruszyłam do stolicy, żeby zapalić znicz i na swój sposób się pożegnać. W piękny jesienny dzień odwiedziłam groby wszystkich tych, którzy mocno wpisali się w mój życiorys: Joanny Chmielewskiej, Agnieszki Osieckiej, Jonasza Kofty (na Cmentarzu Wojskowym), ale też Czesława Niemena, Grzegorza Ciechowskiego i wielu innych. Bardzo ważna chwila dla mnie, która była ukoronowaniem wszystkich lat fascynacji.

12 komentarzy:

  1. Żyjemy na zupełnie przeciwnych biegunach literackich (:
    Ale widać sporą wrażliwość w tym poście (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja żyję na różnych biegunach literackich :) Poezja, ale też kryminał i thriller. Fantastyką nie gardzę, ale traktuje bardzo wybiórczo, z obyczajówkami mam spory problem, ale są autorzy, które potrafią mnie przekonać. W sumie to czytam różnorodnie, bardzo różnorodnie. :)

      Usuń
  2. Pięknie to opisałaś, mocno lirycznie :) Ja sama lubię posłuchać utworów z tekstami Kofty czy Osieckiej, ale dziwna i różna jest moja wrażliwość, bo uwielbiam też Świetliki, a to zupełnie inna "poezja śpiewana" ;) W zasadzie bliżej mi do Świetlickiego, do Bursy i tym podobnych, a potem... Potem nagle słucham lirycznego Grechuty :)

    Chmielewską też lubię, aczkolwiek na pewno nie tak mocno jak Ty. Pamiętam jednak dobrze, jak w pewne deszczowe wakacje poszłam z mamą do księgarni i poprosiłam panią, by poleciła mi jakąś fajną książkę (miałam wtedy około 10 lat). I pani poleciła mi powieści Chmielewskiej dla dzieci: to był strzał w dziesiątkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zaczynałam od Chmielewskiej dla dzieci - od przygód Janeczki i Pawełka. Potem młodzieżowa Tereska i Okrętka. A potem usłyszałam, że wychodzi nowa książka Chmielewskiej, "Harpie" i jest o mojej imienniczce. Zmaltretowałam dziadka, żeby mi kupił i poszło... A żeby było ciekawiej, są dwie książki do których robiłam dwa podejścia, bo za pierwszym razem nie zapałałam. Jedna z nich to "Lesio", do którego dalej nie pałam,a która uchodzi za najlepszą książkę autorki,a druga z nich to właśnie "Wszystko czerwone"... :)

      Usuń
    2. Pójdź w me ramiona, fanko Chmielewskiej! To też moja ulubiona autorka, całą półkę mam jej książek. Zaczęłam od "Nawiedzonego domu", a potem to już poszło, bo moja mama tak samo kochała ją czytać i kupowała, co tylko wyszło. I mnie zaraziła i teraz mam.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twoje spojrzenie na ten temat. Tak, jak napisałam na FB, świetne w tych postach jest to, że możemy poznać się od zupełnie innej strony :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Różne spojrzenia, różne style, a jeden temat. Naprawdę fajna sprawa :)

      Usuń
  5. Niezwykły wpis, taki liryczny. Tak czytam i jakbym była w świecie poezji, a nie rzeczywistości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysz jest trochę liryczna, trochę bujająca w obłokach, a jednocześnie świetnie się bawi w świecie thrillerów Gerritsen :) Taki miks.
      Dziękuję za miłe słowo.

      Usuń
  6. Już podoba mi się ten cykl, zaraz zajrzę również do innych ŚBK. Może zainspirowana waszą serią też się o coś takiego pokuszę, na razie realizuję muzyczne wyzwanie w takim stylu ;) Zapraszam na efekty.

    Osiecka stoi w mojej książkowej kolejce, po Twojej zachęcie, być może przyspieszę tryb odczytu. Kiedyś, gdy jeszcze grałam w teatrze amatorskiej odgrywaliśmy spektakl "Nie-wyczerpany papier" bazujący na tekstach listów Jej z J. Przyborą :)

    Co do Pani Chmielewskiej - uwielbiam. Cała moja przygoda z światem kryminału rozpoczęła się od "Wszystko czerwone" i to również moja ulubiona książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiecka jest specyficzna. Można ją lubić, można żyć jej twórczością, a można gardzić. Trafia, albo nie. Do mnie trafiła i uważam, że to jedna z lepszych rzeczy, która mi się literacko przytrafiła.

      Usuń