sobota, 27 lutego 2016

"Utopce" Katarzyna Puzyńska

Książki Katarzyny Puzyńskiej ukazują się w krótkich odstępach czasu i za każdym razem mam obawy, że kolejna powieść ucierpi na jakości. Nic bardziej mylnego. Poziom jest równy, a wręcz powiedziałabym, że dwie ostatnie części są dużo lepsze od "Trzydziestej pierwszej". Na swój sposób to imponujące, zwłaszcza uwzględniając grubość poszczególnych tomów i młody wiek autorki.

Utopce to mała wioska, której mieszkańcy drżą na myśl o wampirze i uparcie wierzą, że to właśnie on pozbawił życia dwie osoby w 1984. Policjanci z Lipowa odgrzebują tę starą sprawę, która na nowo zaczyna wzbudzać wśród mieszkańców ogromne emocje i rozdrapuje rany z przeszłości. Podejrzanych jest kilkoro, a z każdą stroną powieści na jaw wychodzą ich nowe tajemnice i małe grzeszki, o których woleliby zapomnieć. Jak w każdej książce pani Puzyńskiej, wątki się mnożą, akcja się gmatwa, a dodatkowego smaczku dodaje pojawiający się co jakiś czas zapis przesłuchania Emilii Strzałkowskiej, który ewidentnie wskazuje na winę Klementyny Kopp. Tylko cóż takiego ona mogła tak naprawdę zrobić?

Autorka podpadła mi sposobem prowadzenia wątków prywatnych. Koszmarne zachowanie Klementyny, jeszcze gorsze Daniela i w pewnym momencie poczułam się mocno zniesmaczona. Komisarz Kopp od początku wydawała się bardzo dobrze pisaną, wyrazistą postacią, ale niestety jej wyrazistość przeszła w karykaturalność, a wydarzenia z tego tomu sprawiły, że przestałam traktować ją poważnie. Nadmienię też, że bardzo nie lubię przewijającego się wątku Teresy. Najsztuczniejszy element tych powieści.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego historia Daniela i Weroniki potoczyła się w takim kierunku. Dorzucając obecność Emilii i jej syna w życiu Podgórskiego robi się z tego wątku niezła opera mydlana. Dla mnie jest to sytuacja całkowicie nie do zaakceptowania. Mam nadzieję, że autorka w kolejnej części wszystko wyprostuje i skupi się raczej na sprawach, a nie na wprowadzaniu bzdurnych wydarzeń w życie bohaterów. (A przede wszystkim wierzę, że odeśle matkę Weroniki, bo jej obecność w życiu młodych pozbawiona jest sensu. Chociaż.. czy to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?)

Stylowo niewiele się zmieniło, wciąż liczne powtórzenia, wciąż nadmiar tytułowania i używania nazwisk, ale to już raczej taki znak rozpoznawczy autorki i prawdę mówiąc przestałam zwracać uwagę, albo po prostu się przyzwyczaiłam. Pani Puzyńska ma lekkie pióro, nie dręczy czytelnika przydługimi opisami, więc odbieram jej twórczość pozytywnie. Mam nadzieję, że kolejna część przygód policjantów z Lipowa ukaże się szybko i będzie tak samo przyjemna w odbiorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz