Bibliotekę polubiłam stosunkowo niedawno. Na pewno później niż czytanie czy gromadzenie własnych książek. Pierwsze kroki stawiałam w bibliotece szkolnej i niestety nie mam dobrych wspomnień.
Zacznijmy od tego, że w moim domu zawsze były książki. Dużo książek. Bardzo dużo książek. Książki dla dzieci, dla dorosłych, różne różności, w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Często chodziłam za moją mamą i prosiłam ją: poszukaj mi czegoś, co mi się spodoba! Lektury też były na półkach albo rodzice nam je kupowali. Mini bibliotekę miałam w domu, więc nie czułam potrzeby przebywania w tej szkolnej, nie wspominając już o miejskiej.
Poza tym szkolna biblioteka nie była dla mnie atrakcyjna. Książki podniszczone, głównie lektury i ten niezwykle szalony i w gruncie rzeczy fatalny pomysł, żeby nagradzać za aktywność - w sensie ilość wypożyczeń. Nie lubię rywalizacji, nigdy nie lubiłam - tak, jak nikt nie przekonał mnie do planszówek, tak i nie przekonał mnie, że wypożyczanie nie dla siebie, dla własnej frajdy, a dla punkciku w jakiejś dziwnej tabelce ma sens.
Bibliotekarka nasza była miła, serdeczna i bardzo lubiana, ale... pewnego roku odbywał się u nas konkurs recytatorski. To ona go organizowała, to u niej zgłaszaliśmy się z pomysłami na to, co chcemy wyrecytować. Wtedy jeszcze nie miałam problemu z wystąpieniami publicznymi i nawet mnie to bawiło, chętnie się zgłosiłam i wybrałam "O bardzo niegrzecznej literaturze polskiej i jej strapionej ciotce" Boya- Żeleńskiego. Miałam 10 lat, chodziłam do IV klasy, a utwór uwielbiałam. Nie rozumiałam, ale uwielbiałam. Tak to się kończy, kiedy rodzice do snu czytają "Słówka" zamiast baśni Andersena. Nie pamiętam, żebym upierała się przy moim wyborze, pamiętam, że to bibliotekarka okroiła mi tekst (bo za długi, bo niewłaściwy dla dzieci) i wysłała mnie na scenę z tym pięknym utworem.
Niestety, przede mną wystąpiły poprzebierane, kolorowe dzieci z wierszami o żabce, co poszła do doktora, z Grzesiem, co wędrował przez wieś, etc. Dziewczynka w białej bluzce i granatowej spódnicy deklamująca utwór, którego znać nie powinna, nie zrobiła wrażenia na nikim, więc zajęłam z przytupem ostatnie miejsce. I w sumie było mi bardzo przykro, polonistka powiedziała, że było super, ale niestety nie na ten konkurs i potem pomyślałam sobie, że skoro pani z biblioteki wiedziała, że inni idą z wierszykami dla dzieci, to czemu mi pozwoliła wystąpić z "łajdakiem Przybyszewskim"? Do dzisiaj pozostaje to dla mnie tajemnicą, a bibliotekarkę po tym występie znielubiłam całkowicie. Zresztą wszelkie występy, akademie, wszystko, gdzie trzeba zabrać głos też.
I ta dygresja jest tu potrzebna, bo wszystko działo się w 4.klasie, więc rzutowało na moją niechęć do biblioteki dość mocno.
W liceum lepiej nie było, wędrowałam po lektury, których nie planowałam czytać. Te, co planowałam, kupowałam. Zresztą od 12 roku życia traciłam wszystkie oszczędności na książki (w końcu wszystkie powieści Chmielewskiej same nie chciały się zebrać), więc te biblioteki wciąż nie były mi potrzebne. Na studiach, kiedy zamieszkałam na śląskiej ziemi, byłam niejako zmuszona, bo książki niemieckojęzyczne kosztowały fortunę. Wtedy też jako biedna studentka zaczęłam odwiedzać półki z kryminałem, romansem... i wpadłam. Jednak nie na tyle, żeby biblioteka stała się moim drugim domem. Moje półki uginają się pod ciężarem książek, zasilam regały w dwóch domach i znowu nie bardzo mam czas na czytanie tego, co wypożyczę. Staram się jednak co jakiś czas odwiedzić panie w chorzowskich filiach i wybrać coś dla siebie.
Wspomnienia innych Śląskich Blogerów Książkowych można poczytać tu: klik
Wspomnienia innych Śląskich Blogerów Książkowych można poczytać tu: klik
A niech mnie! Wybór tego wiersza jest niezwykly i historia z nim związana też.
OdpowiedzUsuńA skąd pochodzisz, jeśli to nie tajemnica?
Z Częstochowy :) I niby to Śląsk, a jednak totalnie nie. Zawsze mówię, że jestem tu tylko przejazdem. Tylko mój przejazd trwa już 10 lat :)
UsuńOj, ja od dziecka byłam częstym gościem bibliotek i Panie się martwiły, że wszystko wyczytam. :D
OdpowiedzUsuńBiblioteki są ok, w sumie chciałabym dzieci nauczyć korzystania z nich, ale... no właśnie :) Ciągle ale!
UsuńCóż, od zawsze wiadomo, że jeżeli ktoś jest oryginalny, znacznie odcina się od reszty to trzeba mu skopać tyłek, by wrócił do szeregu pozostałych klonów. A jak już coś takiego organizowano, mogli wskazać przykłady, czego oczekują, a nie zrobili jak zrobili. Wiesz, aż mi się smutno zrobiło z tego powodu... Wiem, było to tak dawno temu, ale to jest tak przykre.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Nigdy szczególnie nie umiałam przegrywać, ale co innego porażka, bo inni byli lepsi, a co innego porażka, bo ktoś dorosły zawinił.Tym bardziej że ja z recytacji zawsze miałam 5/6, więc to nie w poziomie recytacji był problem. No ale było minęło :)
UsuńZ kupowaniem książek zostało mi do dziś. Mogę nie mieć ubrań ale na książki kasa zawsze się znajdzie :)
OdpowiedzUsuńTo ja mogę nie kupić książki sobie, ale dzieciom? Zawsze i wszędzie! :)
UsuńJa w bibliotekach nie bywałam. Wole mieć nadal swoje książki :D
OdpowiedzUsuńA ja już różnie :) Znaczy lubię mieć, ale coraz częściej sięgam po ebooki, audiobooki... brak czasu, inne priorytety wymogły na mnie też odstąpienie od tradycyjnej książki. Oczywiście wciąż półki się uginają i to nie tylko moje, ale też mojej mamy, ale gdzieś tam pojawiają się alternatywy i to też jest dobre :)
UsuńBardzo fajny pomysł na wpis :) ja uwielbiam swoją bibliotekę i za każdym razem jestem zachwycona liczbą nowości które znajduję na półkach. Moje córki już też zlapaly bibliotecznego bakcyla mimo ze ich półki w domu juz się uginają od książek
OdpowiedzUsuńTo w którym mieście jest tak świetnie wyposażona biblioteka?
UsuńMoja mama pracowała w wiejskiej bibliotece kilka ładnych lat, potem zachorowała i jest na rencie od 2000r, ale ja spędziłam z nią całe dzieciństwo w tej bibliotece :) W domu mnóstwo książek, mama tata czytali. Przeszło to na mnie i tak 8 miesięcy temu wygrałam casting do biblioteki w moim mieście. Nie wierzyłam, że uda mi się pokonać 49 kandydatów, do tej pory jestem w szoku, ale się udało i mam teraz codziennie do czynienia z książkami :) Myślę, że większość ludzi nie docenia naszej pracy, twierdząc ot super zajęcie, siedzą i książki podają, ale tak nie jest.. Biblioteka, żeby trwała musiała zmienić swój profil.. Teraz mamy oprócz książek papierowych, audiobooki, filmy, ksero, skan, komputery, różne kluby, kawę, herbatę, kiermasze. Sprzedajemy kubki, torby, magnesy, robimy statystyki, jest też prasa. Minimum jedno wydarzenie w tygodniu, w zeszłym był koncert klasy muzycznej- to też się wiąże z pracą fizyczną.. Nie mamy chłopaków, więc układanie 70 krzeseł dla publiki, potem składanie, chowanie pianina, dostawianie stołów. Do tego trudni klienci, często chamscy, pijani, dzieci ulicy przeklinające i uzależnione od gier; przyznam, że jak wracam do domu, jestem taka zmęczona, że chcę od razu spać i nie mam siły na nic, nawet na czytanie. Ale cóż w dzisiejszych czasach już chyba nigdzie nie ma łatwo :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Jak to mówią: wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia! Ja wiem, że praca bibliotekarza to nie bułka z masłem, ale najważniejsze, że przynosi radość i satysfakcję! :) I dobrze, że biblioteka się zmienia, unowocześnia. Kiedy byłam mała, to ebooki i audiobooki nie istniały/ewentualnie pojawiały się słuchowiska i bajki na płytach (miałam np. Muminki na winylach!). Teraz jest inaczej, moja sześciolatka uwielbia audiobooki, czytamy razem, zaczyna czytać sama, a do snu czy do zabawy lubi mieć audiobooka. Tak samo, jak mnie długo zajęło przestawienie na ebooka, tak ona zna to od małego i przejście na czytnik będzie dla niej naturalne. A biblioteka musi za tym nadążać, inaczej stanie się nieatrakcyjna.
UsuńU mnie pierwszą taką "biblioteką" był pokój mojej babci ;) Cały w książkach ;) Teraz już go nie ma, ale zachowałam go w swoich wspomnieniach ;)
OdpowiedzUsuńJa za to od zawsze chowana po Bibliotekach. Z racji permanentnego braku pieniędzy w rodzinie, a wywodzenie się z familii nauczycielskiej, która uczyła czytać wcześnie i książki lubiła. Cóż... pozostały biblioteki. Ciocia przynosiła mi różne książeczki, Dzięki temu nauczyłam się czytać mając 5 lat. Potem wędrowałam z nią, następnie sama. I dlatego nie nauczyłam się kupować masowo książek. Wolałam pożyczyć. Te bibliotekowe mają dusze. Uwielbiam biblioteki i choć dziś już bardziej kupuję, to jednak nadal są to dla mnie magiczne miejsca. Zapachy, kurz, labirynty wysokich regałów wśród których urządza się polowanie.... mmm To jest to.
OdpowiedzUsuń