Autor: Małgorzata Kalicińska
Wydawnictwo: Burda
Liczba stron: 512
To moja siódma książka Małgorzaty Kalicińskiej. Uwielbiam jej gawędziarski styl pisania, postaci, które są piękne w swojej prostocie, swojskie, takie.. zwyczajne. Lubię to, że Autorka nie boi się tematów trudniejszych, a zarazem nie robi z nich wielkiej sprawy. Jak to bywa w życiu - raz jest lepiej, raz gorzej, raz wcale, ale nie ma takiej sytuacji, z której nie można znaleźć wyjścia. I to jest fajne! Poza tym bohaterkom, a w zasadzie bohaterom, bo przecież mężczyznom też, daleko do młodzików, zbuntowanych nastolatków. To młodzi duchem, ale trochę starsi ciałem i doświadczeniem ludzie, którzy swoje już przeżyli, a teraz mądrzejsi, stateczniejsi już nic nie muszą, a zarazem wszystko mogą. I tak dobrze się czyta o takiej Mani, która ma swojego Antka. Jest on dla niej po prostu ukochankiem, z którym sobie żyje tak dobrze, spokojnie i dojrzale.
Marianna dużo przeszła w swoim życiu. Miała męża, ale już jest po rozwodzie. Ma syna, ale daleko, najpierw w Skandynawii, a teraz w Australii. Ma wnuka, ale w zasadzie go nie zna, nie widuje, tyle, co przez skype'a. I ma mężczyznę, którego poznała przypadkiem, a jeszcze większym przypadkiem pokochała. Pierwsze kroki w swojej relacji stawiali w dalekiej Korei, teraz kiedy Antoniego dopadła emerytura, mogą żyć pełnią życia. Oszczędności wystarczają na dalekie i bliskie podróże, a w domu nic ich nie trzyma. No właśnie, w domu. Tylko, gdzie jest ten ich dom? W Korei już nie, mieszkanie Marianny jakieś takie małe i niepraktyczne, a pomysł na budowę na wsi też nie wypalił. Jednak to nie ma znaczenia, byle razem i jest po prostu dobrze.
Marianna pisze książki, jej ukochanek marzy o swoim warsztacie, w którym będzie mógł sobie dłubać i odpoczywać pomiędzy wyjazdami. Korea nastraja ich pozytywnie i przekonuje do podróżowania. Zwiedzają bliższe i dalsze zakątki świata. Tworzą związek szczęśliwy, dojrzały i pełny. Oboje mają swoje rodziny, dzieci rozsiane po świecie, kiepskie wspomnienia z przeszłości. Mania przyjaźni się ze swoim byłym mężem i z jego nową kobietą, bo właściwie czemu nie? Córka Antoniego przekonuje się do jego nowej kobiety, bo i sama na nowo odkrywa miłość. Jej ojciec początkowo sceptyczny, a jednak akceptuje nowego narzeczonego Dominiki. Widzi, że jest szczęśliwa, więc i on jest. To takie proste.
Jednak to nie jest powieść jedynie o szczęściu, radości i przyjemności. Życie jest zbyt skomplikowane, żeby tak było. Śmierć przeplata się z narodzinami, zima z latem, smutek z radością, zacisze domowego ogniska z egzotycznymi podróżami. Jest różnorako, barwnie, chwilami te barwy troszkę ciemniejsze, bo trzeba kogoś pożegnać, a za chwilę rozbłyskają kolorowe kwiaty i słońce egzotycznej podróży. Taka właśnie jest "Miłość na walizkach" - pełna normalnego życia, które nie oszczędza, a dostarcza mnóstwo emocji.
Marianna martwi się o siebie i Antka, wie, że nie są już najmłodsi, więc zapisuje ich na kompleksowe badania. Nawet cytologia, nawet badanie prostaty. Chcą być razem na dobre i na złe, wolą wiedzieć, że dzieje się coś złego i zapobiegać, leczyć. On troszczy się o wygodę swojej kobiety, nie chce, żeby poruszali tematy finansowe, nalega na zmianę samochodu - na bezpieczniejszy, odprowadza do lekarza w chorobie. Tak przyziemnie, a zarazem cudownie, prawda?
Nowa książka Mani opowiada o związkach, które rozpadły się, a następnie w jakiś dziwny sposób zespoliły na nowo. Głupie odejścia, zdrady, czasami rozstania przymusowe, bo rodzice, wypadek, czasem przypadkowe, ale zawsze zostawiające po sobie głęboką ranę, która zabliźnia się albo nie. Czasami partner lub partnerka wybaczają i miłość okazuje się silniejsza niż urażona duma i zranione serce. Innym razem zakochani odnajdują się przypadkiem. Po latach. Dają sobie drugą szansę, bo ludzkim jest popełniać błędy, a są sytuacje, w których nie warto brnąć w głupi upór. Życie jest za krótkie, żeby się złościć. Opowieści te prowadzone są z perspektywy kobiety, mężczyzny i dziecka. Sympatyczne i dające nadzieję na to, że miłość istnieje i potrafi pokonać każdą przeszkodę.
Nie jest to książka wyłącznie dla dojrzałych kobiet. Powinien przeczytać ją każdy, bo porusza ważne kwestie związków i zwykłego, codziennego życia: rozstania i powroty, zaangażowanie, podział obowiązków, kwestie finansowe, rodzinne, zdrowie i choroby, narodziny i śmierć. Pani Małgorzata Kalicińska kupiła mnie swoim wspaniałym, gawędziarskim stylem pisania już dawno. Pokochałam go w felietonach, rozkoszowałam się nim nad rozlewiskiem i tę historię (a to już 3 książka!) też pochłonęłam. Zachwycają mnie postaci, takie zwyczajne, jak z klatki obok, a zarazem tak niezwyczajne w swoim zachowaniu, w serdeczności i w uczuciach. To jest obyczajówka, ale taka z najwyższej półki, którą polecam każdemu. Warto, nie tylko dla historii, ale też, aby poznać różne oblicza miłości.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Burda.
Po obyczajówki sięgam najczęściej, ale książek pani Kalicińskiej jeszcze nie czytałam, widzę jednak że muszę to zmienić. Bardzo zachęcająca recenzja
OdpowiedzUsuńBardzo polecam! :) Tylko najlepiej zacząć od "Lilki", bo ta historia się właśnie tam zaczyna.
UsuńSympatycznie, kiedy książka spełni pokładane w niej nadzieje czytelnicze. :)
OdpowiedzUsuńU mnie teraz nieco inne klimaty goszczą, mroczne i ciemne. ;)
UsuńPróbuję wrócić do mrocznych i ciemnych tematów. Tylko wtedy pojawiają się jakieś lęki, nie wiem... może to zmęczenie, a może po prostu dzieci mnie za bardzo zmieniły. Próbuję i zobaczymy, może coś chwyci.
UsuńPo obyczajówki bardzo lubię sięgać wiosną :) tytuł sobie zapiszę. Ciekawa tematyka - związki, które zespoliły się na nowo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Ja lubię zimą, takie ciepłe kojące historie pod choinką. :)
UsuńLubię książki pisane prostym, lekkim językiem. Przy takich bardzo się relaksuje. To fajny pomysł na prezent.
OdpowiedzUsuńTo prawda, poleciłam już raz książki tej autorki i obdarowana była/jest zadowolona.
UsuńObyczajówek nie czytam ale może kiedyś się to zmieni
OdpowiedzUsuńJa też nie czytałam. To takie niespodziewane przebranżowienie :)
UsuńObyczajówki to mój ukochany gatunek, zawsze przed snem czytam, żeby zmęczyć oczy ;)
OdpowiedzUsuńA papier czy czytnik? Popsuła mi się lampka, a w nocy nie chce mi się wstawać gasić światło, więc przerzuciłam się na czytnik. Przynajmniej do snu. Mąż co rano pyta czy nie boję się, że w końcu go zgniotę.
UsuńZapisuję sobie na listę, bo choć jest długa, to widzę, że warto.
OdpowiedzUsuńWszystkie trzy warto, pierwsza "Lilka", potem "Trzymaj się, Mańka" i teraz "Miłość na walizkach" :) Świetna seria!
UsuńW jakiejś części poznałam twórczość pani Kalicińskiej (przeczytałam jej książkę, którą napisała z inną autorką), ale jakoś nie zaiskrzyło między nami. Także – choć lubię sięgać po obyczajówki – podziękuję. ;)
OdpowiedzUsuńWiadomo, nie zawsze iskrzy! Ja tak mam z Kingiem i Cobenem - totalnie nie iskrzy!
UsuńNie czytałam jeszcze książek Kalicińskiej :(
OdpowiedzUsuńBardzo polecam!
UsuńBrzmi bardzo interesująco, taka mądra, wyważona lektura w sam raz na jesienne dni:)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/
Bardzo fajna książka, życiowa.
OdpowiedzUsuń