Tytuł: Tam, gdzie urodził się Orfeusz
Autor: Ałbena Grabowska
Wydawnictwo: Zwierciadło
Liczba stron: 412
Bułgaria to fascynujący kraj. Potwierdza to Ałbena Grabowska w swojej książce "Tam, gdzie urodził się Orfeusz". Nie jest to typowy przewodnik po Rodopach ani też powieść obyczajowa z górami w tle. Autorka zabiera nas w niesamowitą podróż pełną wspomnień z wypraw w cudowne okolice miasta Czepełare, w którym posiada jedno piętro w domu przodków.
Felietony, które wciągają, nawiązania kulturowe i historyczne, które pomagają zrozumieć, a przede wszystkim prosty, przystępny język opowieści, to największe atuty tej książki. Autorka opowiada o codziennym, spokojnym życiu w malowniczej, górskiej miejscowości, w którym nie ma miejsca na pośpiech. Mieszkańcy Czepełare celebrują sjestę i szanują pracę, a także są bardzo towarzyscy. U nas uchodziliby za wścibskich i uciążliwych, tam są po prostu życzliwi, serdeczni i przyjaźnie nastawieni do sąsiadów i do przyjezdnych. Kiedy autorka zmuszona jest zrobić remont, każdy pomaga jej jak może, służąc dobrą radą, a wręcz podejmując decyzję za nią. Niestety kobieta nie cieszy się tam poważaniem takim jak mężczyzna, to mąż jest głową domu i musi podejmować wszystkie ważne decyzje.
Dużo miejsca w książce poświęcone jest kuchni regionalnej i przemysłowi winiarskiemu. Opisy potraw i spotkań kulinarnych ciekawią i zachęcającą do degustacji. Pani Grabowska podaje też przepisy na najważniejsze potrawy na końcu książki, chociaż składniki nie zachęcają do wypróbowania w domu. Podejrzewam, że trzeba byłoby się ich nieźle naszukać. Zachęca jednak opis smaku, zwłaszcza tam, gdzie autorka porusza temat mięs. Już same kulinaria (a także Rakija i wina!) przekonały mnie do zaplanowania wyprawy w te rejony Bułgarii.
Okolice jawią się w opowieściach autorki jako piękne i warte zwiedzania. Opisy zabytków, szlaków i krajobrazów są tak realistyczne, że czytelnik czuje się częścią każdej wyprawy. Niektóre przygody mrożą krew w żyłach - np. podróż autobusem po górskich serpentynach, z prędkością większą niż dopuszczalna (przynajmniej w głowach podróżnych), ale też kuszą pięknymi widokami. Dla ceniących aktywny wypoczynek okolice Czepełare wydają się idealnym miejscem na urlop.
Małomiejskie czy wręcz wiejskie okolice nie są wolne od wróżb i przesądów. Mieszkańcy boją się uroków rzucanych na dzieci i zalecają przemywanie twarzy wodą święconą w celu odgonienia złych mocy. Większość takich historii wydaje się absurdalna, ale czy tak bardzo różni się od tego, co dzieje się w Polsce? Nie, bo do dzisiaj na naszych ulicach można spotkać wózki przyozdobione w czerwone wstążeczki.
Autorka nie zapomina o Orfeuszu, który pochodził z tych rejonów i powołując się na mitologię opowiada o nim, o jego wielkiej miłości do Eurydyki, a także o próbach odnalezienia jego grobu. Nie zapomina też o kulturalnym aspekcie przywołując pisarzy wywodzących się z okolicy, a także wspomina najważniejsze wydarzenia historyczne.
I chociaż nie jest to trzymająca w napięciu powieść, to czyta się tę pozycję równie dobrze. Mnóstwo ciekawych opowieści, w których najważniejsze miejsce zajmują ludzie. To oni tworzą klimat regionu i próbują przyjąć serdecznie każdego, kto tylko otworzy się na ich gościnę. Miejsce z duszą, opisane w książce z duszą, dlatego nie można przejść obok tych historii obojętnie. Polecam!
Za egzemplarz dziękuję portalowi granice.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz