Nie jest łatwo być pracującą mamą, która ma swoją pasję. Czasami hobby musi zejść na dalszy plan, bo życie pełne jest wyzwań,
nieprzewidzianych wydarzeń, a także zmęczenia.
I to właśnie przytrafiło się mnie (i całemu światu). To. Życie w nieznanej rzeczywistości. Życie gorszej jakości.
Pandemia, a przynajmniej wszystkie obostrzenia doprowadziły do ogromnego
kryzysu. Przede wszystkim zamknięcie w niewielkim mieszkaniu - brak
ogrodu, działki, tarasu, a i balkon niewielki. Zamknięcie z dziećmi -
24h/dobę - nie jesteśmy tego nauczeni. Weekendy spędzamy w terenie, a w
tygodniu każdy ma chwilę dla siebie - żłobek, przedszkole, szkoła, praca
- miejsca, w których skupiamy się na realizowaniu siebie i swoich
zadań. Każdy musi mieć swoją przestrzeń i w czasach poza pandemią ją
ma. A tu nagle szok. Siedzimy w jednym pokoju i musimy sobie z tym
radzić.
Oczywiście w ostatnich miesiącach bywało różnie - chwilami byliśmy
skazani na siebie, chwilami szkoła na chwilę otwierała swoje wrota.
Przedszkole ruszyło od września i całe szczęście, że
chociaż ono daje mojemu synkowi względne poczucie normalności.
W
marcu 2020 byłam ostatni raz w biurze, od tamtej pory moje mieszkanie
stało się dla mnie miejscem pracy, snu, odpoczynku, jadalnią, garderobą -
wszystkim. Łatwo nie jest. I przez cały ten czas nie było. Marazm,
zniechęcenie, nerwica, problemy ze snem, z koncentracją, szereg problemów zdrowotnych i prace budowlane. To wszystko zdominowało
życie mojej rodziny. Czytanie stało się czymś niedostępnym, na co
brakło siły, czasu, chęci. Zawsze znalazło się coś ważniejszego,
pilniejszego, na wczoraj.
Od
stycznia wprowadzam zmiany metodą małych kroków. Żadna wielka
rewolucja, ale na nowo więcej kolorów na talerzu, więcej czasu z
książką, więcej pracy nad sobą i swoim organizmem, mniej złych myśli. Niestety
nie jest tak, że to przychodzi naturalnie - pochłania mnóstwo sił i
wymaga wsparcia specjalistów. Są dni, w których najwięcej energii
kosztuje mnie wstanie z łóżka, są takie, w których kładę się spać dumna,
że dzieci, praca, dom ogarnięte, a i kąpiel udało się przemycić. Totalna
huśtawka.
Chciałabym,
żeby wróciła aktywność na blogu. Potrzebuję książek, potrzebuję swojego
kawałka świata, w którym czuję się dobrze. Bez tego, ale też bez
teatru, bez kawy w kawiarni, bez przyjaciół w innej formie niż online,
jest mi smutno. Mam nadzieję, że wszystko powoli wróci i pewnego dnia na
nowo odzyskam moc, która gdzieś się zgubiła. A póki co wraca jedyne,
co jest w pełni zależne ode mnie. Mój kawałek przestrzeni, bez którego to
był wyjątkowo smutny rok.