sobota, 30 grudnia 2017

"Światło w Cichą Noc" Krystyna Mirek

Tytuł: Światło w Cichą Noc
Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 352

Święta już za nami. A jednak postanowiłam wydłużyć sobie ten magiczny czas i przeczytać książkę "Światło w Cichą Noc" Krystyny Mirek. Okazało się, że to bardzo przyjemna lektura, idealna na zimowe wieczory.

Antek, któremu zawaliło się życie w stolicy, przybywa do Krakowa odwiedzić swoją babcię. Nie było go tu wiele lat. Traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa sprawiły, że nie chciał przybywać do rodzinnego domu i przeżywać wszystkiego na nowo. Początkowo chce tylko zostawić przesyłkę od mamy i udać się do hostelu w mieście, ale sytuacja rozwija się w innym kierunku i zostaje na dłużej. Postanawia zmierzyć się z demonami przeszłości i spróbować wybaczyć ojcu, że w swoim czasie zdradził matkę i założył inną rodzinę.

Sąsiadami babci Kaliny jest trójka rodzeństwa. Marcin, Bartek i Magda to fantastyczni młodzi ludzie, których świat skończył się pewnego wigilijnego wieczoru, kiedy dostali informację o śmierci rodziców. Od tamtej pory nienawidzą świąt i wszystkiego, co jest z nimi związane. Unikają wystaw świątecznych, potraw i widoku szczęśliwych ludzi. Sami wylatują w ciepłe kraje, żeby tylko uwolnić się od wspomnień i przetrwać ten trudny czas. W tym roku jednak sytuacja się zmienia.  Magda poznaje fantastycznego chłopaka Konstantego, dla którego święta są bardzo ważne. Chce on spędzić ten szczególny wieczór z dziewczyną, zobaczyć, jakie tradycje królują w jej rodzinnym domu. I to jest przełomowy moment w życiu rodzeństwa - odbywają trudną rozmowę, ale decydują się zostać i zorganizować prawdziwe święta - takie, jakie pamiętają z dzieciństwa.

Tak naprawdę każdy bohater powieści jest nieszczęśliwy. Antek traci wszystko - dom, dziewczynę, pracę i musi zacząć swoje życie od nowa. Dodatkowo ma żal do ojca i nie potrafi wybaczyć mu, że zostawił ich rodzinę. Łaniewscy po wielu latach postanawiają wyrwać się z marazmu i zmierzyć się z tym, przed czym tyle lat uciekali. Każdy z nich ma inne problemy. Marcin - najstarszy z rodzeństwa jest zmęczony ciągłym matkowaniem i pilnowaniem brata i siostry. Ciąży na nim zbyt duża odpowiedzialność. Bartek to lekkoduch. Nie potrafi zagrzać miejsca w żadnej pracy. Wszystko na dłuższą metę go nudzi. Nie interesują go związki. Magda próbuje ułożyć sobie życie, ale ciągle źle trafia. Upatruje w Konstantym szanse na normalność. Babcia Kalina całe życie tęskni za swoim synem, synową i wnukami. Jest sama i tylko młodzi sąsiedzi, którym pomaga, trzymają ją w pionie.

Pozornie szczęśliwy wydaje się Konstanty. Ma wspaniałą, dużą rodzinę. Magda przyjmuje zaproszenie na niedzielny obiad do jego posiadłości i jest zachwycona klimatem, jaki panuje w domu przyszłego narzeczonego. Przynajmniej początkowo. Wszystko jest tam idealne, potrawy są wspaniałe, porządek jak w szwajcarskim zegarku. Rodzice chłopaka wyglądają na szczęśliwych, jego rodzeństwo z rodzinami też. Tylko nagle do Magdy dociera, że coś tu nie gra. Pani domu wydaje się zbyt zmęczona. Nikt się nią nie interesuje, nikt nie pomaga, a na stole stoi tyle potraw, jakby przygotowywała je kilka nocy.

I to poszukiwanie szczęścia, dla siebie i dla innych to motyw przewodni powieści. Bracia Łaniewscy wcale nie mają ochoty zostać w domu na święta, ale robią to dla swojej ukochanej siostry. Oboje szykują dla niej świąteczne niespodzianki. Antoni chce uszczęśliwić babcię i siebie, dlatego wyrusza na spotkanie, które może odmienić jego życie, a przynajmniej wyjaśnić pewne zagadnienia z przeszłości. A Magda chce uszczęśliwić siebie i w końcu zatracić się w prawdziwym uczuciu, a także założyć szczęśliwą rodzinę.

Dużą przemianę przechodzi mama Konstantego. Dzięki Magdzie zaczyna dostrzegać, że całe życie godziła się na krzywdzący dla siebie układ. I postanawia zawalczyć - chociaż sama nie jest do końca przekonana, czy będzie umiała postawić na swoim, czy ma jeszcze szansę coś zmienić. Tylko co na to wszystko jej mąż, który jest przekonany, że daje żonie wszystko, a może nawet jeszcze więcej?

Pierwszy raz miałam do czynienia z  książką Krystyny Mirek i jestem pozytywnie zaskoczona tym, jak autorka buduje atmosferę powieści. Jest magia, są piękne opisy zimy i świetnie napisane, wyraziste postaci, których trudno nie polubić. W powieści panuje sielska atmosfera, pełna serdeczności i miłości. Problemy rozwiązują się i chociaż czasami rzeczywistość wydaje się okrutna, a wspomnienia są bolesne, to bohaterowie starają doprowadzić do tego, żeby nadchodzące święta były wyjątkowe i przełomowe. W końcu nie ma takiej sytuacji, z której nie można znaleźć wyjścia. Zwłaszcza że życie lubi zaskakiwać i czasami w najmniej spodziewanej chwili pojawia się ktoś, przy kim robi się cieplej i spokojniej na duszy.

Pozytywna lektura na długie, zimowe wieczory, którą niewątpliwie polecam. I z niecierpliwością czekam na kontynuację!


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Edipresse.


środa, 27 grudnia 2017

"Zbrodnia nad urwiskiem" Marta Matyszczak

Tytuł: Zbrodnia nad urwiskiem
Autor: Marta Matyszczak
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 296


Kocham koty. Taka prawda - to właśnie one, te charakterne i pozornie nieczułe zwierzęta, skradły moje serce. Jak to zatem się stało, że pies Gucio - główny bohater książek Marty Matyszczak tak bardzo wzbudził moją sympatię i przekonał mnie do siebie? Nie wiem. Jednak uroku osobistego ma tyle, że nie sposób przejść obojętnie.

Detektyw Solański zamieszkuje ze swoim czworonożnym pupilem chorzowską kamienicę. Nie dostaje wiele zleceń i tęskni za swoją przyjaciółką Różą, która wyjechała bez słowa wyjaśnienia. Pewnego dnia dzwoni jednak do niego mężczyzna, któremu zaginęła wnuczka. Proponuje detektywowi śledztwo z hojnym wynagrodzeniem. Jest to bardzo kusząca oferta, chociaż wiąże się z wyjazdem za granicę. Szymon organizuje zatem wyprawę życia do Irlandii, żeby odkryć, co stało się z Kasią, z którą starszy pan nagle stracił kontakt.

Na miejscu szybko okazuje się, że dziewczyna nie tyle zaginęła, ile zginęła. Solański podejmuje decyzje, że zostanie i dowie się, czy to było morderstwo i kto za nim stoi.

Wszelkie śledztwo jest jednak utrudnione przez pogodę. Nieustający deszcz, wiatr, braki w dostawie prądu i w zasięgu doprowadzają Szymona do szału. Wie jednak, że morderca musi być blisko, bo w takich warunkach nikt nie byłby w stanie uciec.

Kilkoro podejrzanych, z których każdy coś ukrywa i plącze się w zeznaniach, a do tego listy, które detektyw dostał od swojego zleceniodawcy i niesprzyjająca aura zapowiadają długie i mozolne śledztwo. Jednak przyjazd na wyspy ma też zaskakujący aspekt - w lokalnej burgerowni Szymon spotyka swoją przyjaciółkę. I okazuje się, że jej zniknięcie wiąże się z podjęciem pracy w irlandzkiej sieciówce. Oczywiście Róża, jak przystało na szanującą się dziennikarkę, węszy razem z Szymonem, co ma zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki.

A jaką rolę odgrywa w tej powieści Gucio? Oczywiście pomaga w śledztwie. W niezwykły, psi sposób przekazuje wskazówki Solańskiemu, chociaż tamten z różnym skutkiem potrafi je rozszyfrować. No dobrze, z mizernym skutkiem. Fragmenty pisane z psiej perspektywy są pełne humoru i trafnych spostrzeżeń. Gucio, jak na szanującego się psa przystało, jest inteligentny i gotowy nieść pomoc nie tylko Solańskiemu, ale też jego ukochanej Różyczce. Czasem irytuje się ciemnotą swojego pana, a także tym, że zrzucają na niego oskarżenia, z których bez władania ludzką mową nie umie się wybronić.

Szymon wydaje się bardziej rozgarnięty niż w poprzedniej części. Poza tym, że nie do końca potrafi określić swoje uczucia względem Róży - w tym wątku niewiele się zmienia. Zresztą ona poznaje na wyspie policjanta, z którym stara się zbudować związek. Charakter tej relacji jest dość skomplikowany - niby są razem, ale gdy w promieniu wzroku pojawia się Solański.... Wiadomo, stara miłość nie rdzewieje. Nie powiem, że akurat rozwój tej znajomości ciekawi mnie niezwykle - a gdzie tam luty! (I kolejna część).

W zasadzie cała akcja jest świetnie skonstruowana i ciężko domyślić się, kto stoi za morderstwem. Autorka ma lekkie pióro i poza sporą dawką dobrego humoru, serwuje czytelnikowi bardzo dobrze skonstruowany kryminał, z wyrazistymi postaciami i tajemnicą rodzinną w tle. A gdy dorzucimy do tego relację Szymona z Różą, czyli klasyczne "czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie", to dostajemy wciągającą powieść, od której ciężko się oderwać. Polecam!






Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.


sobota, 16 grudnia 2017

Co ŚBKi chętnie znaleźliby pod choinką?

Lubię robić gwiazdkowe prezenty. Nie tylko dlatego, że w ogóle lubię kupować bliskim różne rzeczy, ale też dlatego, że radość (albo jej brak) przy rozpakowywaniu to zawsze wskazówka, w jakim stopniu się znamy i czy wiemy, jaki podarunek dobrać.


A dla siebie? Jakby tak zastanowić się, czego do szczęścia mi brak i co tak naprawdę chciałabym znaleźć pod choinką, to nie byłoby tego aż tak dużo. 

1) Chwila dla siebie. To chyba najbardziej pożądany prezent przez każdą matkę ząbkującego niemowlaka. A ponieważ ząbkujemy bez ustanku, kolejny miesiąc, to i potrzeba tej chwili dla siebie jest coraz większa. Nie może być za długa - żeby maluch nie umarł z głodu, ani za krótka, żebym zdążyła wyłączyć się z tego życia w biegu, między karmieniami, jękami, stękami i innymi 'mamoooo' w wykonaniu starszaka. Egoistycznie, ale czasem trzeba! 

2) Po pobieżnym przejrzeniu nowości płytowych (albo i już nie takich nowości, bo zaległości mam z dwóch lat!) okazało się, że moi ulubieńcy powydawali to i owo. Nie wiem, czy to nie obciach przyznawać się do tych wszystkich Artystów (zawsze z wielkiej!), ale w moim życiu odwalili niezłą robotę (przy emocjach, przy każdym spadku formy, zwłaszcza w te fatalne dni) i czuję wielką potrzebę nie tyle powrotu, bo w głośnikach lecą, ile poznania nowości.
Michał Bajor "Od Kofty... do Korcza" Vol. 1
Michał Bajor "Od Kofty... do Korcza" Vol. 2
Magda Umer "Kolędy"
Magda Umer "Duety. Tak młodo jak teraz"
Magda Umer (i Hołownia) "Bezsenna noc"
Lara Fabian "Ma Vie Dans La Tienne"
Lara Fabian "Camouflage" - swoją drogą nawet nie wiem, czy już wyszło w całości, czy tylko single.

3) Książki! To bardzo problematyczny temat, bo lista, którą chciałabym mieć, jest długa, bardzo długa. I tak naprawdę mogłabym obdzielić tytułami całą rodzinę, a i tak nie dostałabym wszystkiego, co powinno stać i cieszyć oczy. Już nie wspominam o cieszeniu duszy w trakcie czytania! Najbardziej? "Nowa miłość" Osieckiej, oba tomy. Już tyle lat planuję zakupić, a jakoś się nie składa. I jeszcze "Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano. Czytałam z biblioteki, ale zawsze chciałam swój egzemplarz. A tak trudno go zdobyć! 

A przede wszystkim chciałabym znaleźć pod choinką karnet na łagodne ząbkowanie, na dużo zdrowia dla całej rodziny i gwarancję spokojnego roku 2018. I tych następnych najlepiej też. A także dużo siły do ogarnięcia codzienności, bo z tym to ostatnio bywa różnie.

O wymarzonych prezentach innych Śląskich Blogerów Książkowych można poczytać tutaj:

środa, 13 grudnia 2017

"Żniwiarz. Czerwone słońce"

Tytuł: Żniwiarz. Czerwone słońce.
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432

Znowu to samo. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale "Żniwiarz. Czerwone słońce" Pauliny Hendel jest tak samo pięknie wydany, jak i pierwszy tom powieści. Na regale wygląda cudownie.





Nie spodziewałam się, że druga część spodoba mi się bardziej niż pierwsza ("Żniwiarz. Pusta noc"). Po roku od swojej śmierci powraca Magda. Okazuje się, że bycie żniwiarzem w jej wypadku jest jakby dziedziczne. Nie bardzo potrafi poradzić sobie z emocjami, bo z jednej strony wie, że wróciła, a z drugiej przybrała zarówno ciało, jak i myśli, emocje, lęki Oliwii, która pod każdym względem była inna. I ten powrót jest trudny nie tylko dla Magdy, ale też dla rodziców, wujka Feliksa i Mateusza, który przez rok ukrywał się, próbując pogodzić się z tym, że został wykorzystany przez Pierwszego. I, że przez niego zginęli dziadkowie i Magda.

W powieści pojawiają się nowi bohaterowie - Janina, siostra Jadwigi, która w towarzystwie swoich wnuków, próbuje odzyskać rodzinny spadek. A także Kinga, która zakochała się w Mateuszu i nie może pogodzić się z tym, że chce on zerwać z nią wszelki kontakt i powrócić do Wiatrołomu. Wiąże z nim pewne matrymonialne nadzieje, więc nie rozumie, o co może mu chodzić. 

Dzięki nieprzemyślanym poczynaniom Pierwszego, który postanowił zabijać żniwiarzy, nawi powracają i stają się coraz trudniejsi do pokonania. Zaczynają zachowywać się niekonwencjonalnie, zaostrzają swoją aktywność i przysparzają tym Feliksowi i Magdzie dużo trudności. Poza rozprawianiem się z wieszczymi czy bezkostami próbują oni odnaleźć Gerarda - jedynego żniwiarza, którego obawia się Pierwszy. Poza tym czekają na powrót tego, który zabił dziewczynę i uczynił horror z życia Mateusza - nie wierzą, że znikł bezpowrotnie. Zwłaszcza że dzieje się coraz gorzej i katastrofa wisi w powietrzu.

Książka trzyma w napięciu. Naprawdę. Dalsza część losów mieszkańców Wiatrołomu jest przemyślana i konsekwentna. Pojawiają się nowe tajemnice, ale część tych z poprzedniego tomu zostaje rozwiązana. Autorka świetnie przygotowała powieść merytorycznie, a lekkie pióro i wyobraźnia dopełniły dzieła i w ten sposób otrzymujemy naprawdę dobrą lekturę - taką, od której nie można się oderwać i która sprawia, że chciałoby się już przeczytać kolejny tom.

Nowa Magda, a właściwie stara Magda w nowej skórze, nie wzbudza aż takiej sympatii, ale czytelnikowi szybko robi się szkoda dziewczyny. Poza tym, że teraz oficjalnie musi walczyć z nawimi, to jeszcze musi zmierzyć się ze swoim nowym wcieleniem. A to nie jest proste! Nie potrafi uporządkować swoich uczuć względem Mateusza, którego z jednej strony nienawidzi, a z drugiej chciałaby mieć obok. To rozdarcie wewnętrzne, a także niepowodzenia przy polowaniach komplikują jej relację z wujkiem, który cieszy się, że jego ulubienica wróciła, ale od powrotu drażni go jak nigdy dotąd. Rodzice Magdy akceptują nowy stan rzeczy i są szczęśliwi, że odzyskali swoją córkę. Za to ona nie potrafi obdarzyć ich takim uczuciem, jak przed śmiercią.

"Żniwiarz. Czerwone słońce" jest niewątpliwie przyjemną lekturą, której akcja rozkręca się z każdym rozdziałem. W czytelniku wywołuje cały wachlarz emocji - uśmiech, napięcie, smutek, stres, wstręt i lęk. Nieodpowiednia dla małych dzieci, bo niektóre opisy bywają obrzydliwe - zresztą zawód żniwiarza polega głównie na zabijaniu - i nie jest ważne, że nie ludzi, skoro i tacy upodabniający się do ludzi bywają. Myślę jednak, że spodoba się nastolatkom i dorosłym - oczywiście pod warunkiem, że nie przeszkadzają im wątki pełne magii i nadprzyrodzonych istot.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.



czwartek, 7 grudnia 2017

"Nudzimisie" Rafał Klimczak

Tytuł: Nudzimisie
Autor: Rafał Klimczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Skrzat
Liczba stron:128

Nudzimisie? Kim są te przedziwne stworzenia? Czy każdy może je zobaczyć? Niestety nie może, jeśli nie wie o ich istnieniu. Są to stworki, troszkę podobne do myszy, które zamieszkują bajkową krainę. Krainę tak barwną, że aż chce się w niej zostać na dłużej.  Kiedy jakieś dziecko bardzo marudzi, że nie ma co robić, to wystarczy, że zawoła: Nudzi mi się! I chętny do zabawy nudzimiś natychmiast zjawi się i zorganizuje marudzie czas.

Szymek to właśnie takie dziecko, które nie bardzo potrafi się sobą zająć. Siedzi na dywanie i jęczy, że się nudzi, a rodzina pochłonięta jest swoimi obowiązkami i nie ma dla chłopca czasu. Dopiero tata lituje się nad synem i zdradza mu tajemnicę o tych malutkich stworkach. Szymek postanawia przetestować... i Hubek zjawia się u niego w pokoju. W pierwszej chwili oboje są przestraszeni, ale po chwili zaczyna się zabawa na całego.

Kiedy Hubek wraca do domu, opowiada wszystkim, jak było w świecie ludzi. Jedni słuchają z zainteresowaniem, inni zazdroszczą, że udało mu się przeżyć tak fajną przygodę. Jego najbliżsi przyjaciele chcą, żeby następnym razem zabrał ich ze sobą. Wszak to jest dla nudzimisiów nowość - od dawna już nikt ich nie wzywał, tak naprawdę większość czasu same się nudzą i źle im z tym, że nie mogą służyć dzieciom. Oczywiście urozmaicają sobie swój czas, ale czekają, wciąż czekają, aż nadciągną chmury (każda chmura oznacza jedno nudzące się dziecko) i będą mogli wziąć się do roboty.

"Nudzimisie" to przesympatyczna książeczka zarówno dla przedszkolaków, jak i szkolnych maluchów. Dla Szymka poznanie Hubka to bardzo ważne wydarzenie. Poza tym, że przestał się nudzić, to jeszcze zyskał prawdziwego przyjaciela. To właśnie on pomógł mu zrozumieć, że trzeba walczyć o siebie i swoje dobre samopoczucie. W przedszkolu pokonali razem kolegę, który wszystkim dokuczał i pomogli słabszemu i mniej zaradnemu chłopczykowi odzyskać zabawkę. Świetna sprawa taki nudzimiś, prawda?

Każde dziecka miewa czasami dni, w które nie wie, co z sobą zrobić. I naprawdę szkoda, że te cudowne stwory nie istnieją naprawdę i nie mogą zająć naszych pociech. A może istnieją? Warto przekonać się na własnej skórze. Wszak wyobraźnia dziecka ma nieograniczone możliwości. Na pewno książeczka ta to przesympatyczna lektura, która dorosłych przenosi w krainę słodkościami płynącą, w której hamaki hoduje się przy domach, a lizaki zrywa się z drzewa (czyż nie brzmi cudownie?), a dzieciaki uczy, że można się wyśmienicie bawić samemu.  Znaczy z nudzimisiami. Wystarczy tylko odrobina chęci!



Wczoraj przybył do mojego starszaka Mikołaj z dwiema kolejnymi częściami. Wkrótce podzielimy się wrażeniami.

piątek, 1 grudnia 2017

"Mój obciachowy tata wymiata internet" Ben Davis

Tytuł: Mój obciachowy tata wymiata internet
Autor: Ben Davis
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 280

Co się dzieje z życiem dziecka, kiedy znika mama? Małej istotce wali się cały świat. A jeśli do tego tata zaczyna się dziwnie zachowywać, to wydaje się, że gorzej już być nie może. 

Główny bohater książki nazywa się Nelson. Ma młodszą siostrę i swój pokój pełen gier komputerowych. Jego rodzice ciągle się kłócą, a pewnego dnia znikają ubrania mamy. Oczywiście razem z mamą. Chłopiec jest załamany, dodatkowo jego tata traci kontakt z rzeczywistością, a siostra strasznie płacze i tęskni. I kiedy wydaje się, że nie może być gorzej, okazuje się, że tata postanawia... sprzedać wszystkie rzeczy i wyprowadzić się tam, gdzie nie dociera elektronika, media i wszystko, co jest do życia zbędne - jego zdaniem oczywiście. Zabiera swoją rodzinę na odludzie i chce ich uczyć przetrwania - w domu bez internetu, telefonu i rzeczy na pierwszy rzut oka bardzo potrzebnych. 

Nelson jest załamany. Nie tylko dlatego, że nie ma mamy i stracił swoja ukochaną konsolę. Po prostu nic nie jest normalne, a on zaczyna uchodzić za dziwaka. Przypomina sobie, że rodzice zawsze kłócili się o pieniądze i podejmuje decyzję - zarobi wystarczająco dużo, żeby przekonać mamę do powrotu. Próbuje swoich sił na kutrze rybackim, ale cała ta wyprawa nie należy do udanych. Nie tylko z powodu nędznego połowu, ale też dzięki chorobie morskiej, która dopada biednego chłopca. Zapłata za kilka godzin na wodzie też nie jest powalająca.


I kiedy wydawałoby się, że nie ma ratunku... Nelson wpada na genialny pomysł! Zostanie youtuberem! Będzie zarabiał na reklamach i w ten sposób na jego konto wpłynie wystarczająca kwota. Tylko jak tu kręcić i publikować filmy bez kamery i internetu? Na szczęście na ratunek przybywa sąsiadka, a Nelson zaczyna swoją wielką przygodę z videoblogiem. Oczywiście początki są trudne, zalicza wzloty i upadki, ale przy pomocy kolegów ze szkoły udaje mu się przetrwać kryzys. Dziwnym zbiegiem okoliczności schodzi na drugi plan swoich filmików, a najwięcej fanów przyciąga... jego tata vel Misiek Grizzli. 

Nelson rozpaczliwie chce odnaleźć mamę. Tęskni za nią i nie chce uwierzyć, że tak po prostu mogła odejść i ich zostawić. Jego siostra często płacze, ale wierzy w to, że bratu uda się tajna misja - dlatego mimo młodego wieku, kryje go przed tatą - byle tylko ukochana mamusia do nich wróciła. Chłopiec nie myśli o tym, co będzie, kiedy tata dowie się, że jest gwiazdą internetu - nawet kiedy popularność rośnie w niebezpiecznie szybkim tempie. A ojciec... udaje, że pasjonuje się życiem w zgodzie z naturą, wścieka się na najmniejszą wzmiankę o telefonie czy internecie i nienawidzi sąsiadki, która projektuje strony www. Nie widzi cierpienia swoich dzieci i tego, jaką krzywdę wyrządza im, skazując na życie tak różne od życia innych dzieciaków.

Cała książka ma formę relacji z videobloga, czym wyróżnia się pośród innych pozycji. Narratorem jest Nelson, który opowiada całą historię i szczerze mówi o swoich uczuciach. Warto przeczytać, żeby przekonać się, czy uda mu się odnaleźć mamę i jaką ewolucję przejdzie w tym czasie jego tata. 

Na pewno jest to powieść skierowana do dzieci - może troszkę bardziej do tych z rozbitych rodzin, które nie potrafią pogodzić się z odejściem jednego z rodziców. Dodatkowo autor zwraca uwagę na rolę elektroniki w życiu najmłodszych - na wirtualny świat, w którym żyją dzieci - czy to w internecie, czy w grach komputerowych. Z jednej strony podkreśla, że nasze życie bez tak podstawowych gadżetów jak telefon czy laptop jest trudne, a z drugiej pokazuje, jak groźne mogą być uzależnienia i jakie internet może nieść zagrożenie. I chociaż tematyka wydaje się trudna, to książka napisana jest w bardzo przystępny i miejscami nawet w dość zabawny sposób. Warto przeczytać! 


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Akapit Press.



sobota, 25 listopada 2017

"Singielka i Otello. Na zakręcie" Hanna Bakuła

Tytuł: Singielka i Otello. Na zakręcie.
Autor: Hanna Bakuła
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 192

Singielka to niezależna, pewna siebie kobieta, która uwielbia brylować w towarzystwie. Jest malarką, więc świetnie czuje się pośród znajomych artystów. Do szczęścia nie potrzebuje drugiego człowieka, nie chce być matką i ceni sobie to, że nikt nie dyktuje jej warunków. Jej życie - jej przestrzeń. Robi to, na co ma ochotę i nie przejmuje się tym, co sądzą o tym inni - z matką włącznie.

Na spotkaniu u zaprzyjaźnionego profesora poznaje docenta. Człowiek z gór, który pasjonuje się jodłowaniem, jest totalnym zaprzeczeniem wszystkiego, co mogłaby polubić singielka. Jak to się zatem dzieje, że zaczyna ją fascynować? Jak to się dzieje, że się zakochuje? Nie pasują do siebie zupełnie. Przyjaciele singielki zastanawiają się, co  pchnęło ją w ramiona docenta. I robią wszystko by wybić jej go z głowy. A w kryzysowych momentach to właśnie oni troszczą się o jej stan ciała i ducha.

Singielka lubi podróżować. Ma obywatelstwo amerykańskie i wylot za ocean na Sylwestra jest dla niej czymś naturalnym. Niestety jej partner, patriota lokalny i miłośnik owiec, nie podziela entuzjazmu. Więcej ich różni niż łączy, a mimo to próbują być razem. Dopiero kiedy mija początkowa fascynacja, a wspólne mieszkanie zaczyna doprowadzać singielkę do szału, zaczynają się trudniejsze chwile. Czy uda się je pokonać?

Autorka  pokazuje nam związek wyzwolonej, niezależnej kobiety z zazdrosnym, zaborczym człowiekiem. W relacji tej brakuje akceptacji ze strony docenta - nie podobają mu się plany na wspólne wyjazdy, nie podobają mu się znajomi pani jego serca, chce za wszelką cenę ją zdominować swoim sposobem bycia, a po przeprowadzce zabiera jej przestrzeń swoimi rzeczami. Z początku singielka akceptuje taki stan rzeczy, ale w końcu zaczyna się stawiać. Uciekać. I oddalać od partnera. Tak naprawdę to wszystko nie ma prawa się udać, dopóki on nie zmieni swoich oczekiwań, a ona nie wytyczy granic.

W książce przewija się też wątek matki, która chce mieć zięcia, wnuki i pewność, że jej ukochane dziecko nie zostanie w przyszłości samo. Zaślepiona, nieakceptująca wyborów córki jest z jednej strony głosem rozsądku, a z drugiej jednostką, przed którą singielka też chce uciec. Zwłaszcza że trzyma stronę docenta, a nie swojego dziecka, co stawia ją w złym świetle.



Nie jest to książka, która wymaga zaangażowania i wielkiego skupienia. Przyjemna, lekka lektura, która potrafi umilić wieczór i oderwać czytelnika od codzienności. Pośród innych pozycji wyróżnia się stylem, a także rysunkami wplecionymi w tekst. Odręczna kreska przyciąga wzrok, a oryginalna konstrukcja zdań pozwala też skosztować czegoś nowego. Nie mam zastrzeżeń i polecam każdemu, kto lubi pióro Hanny Bakuły i kto chciałby sprawdzić, czy odnajdzie się w takiej literaturze.





Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Edipresse.







czwartek, 16 listopada 2017

"Mroczny spadek" Małgorzata Mossakowska-Górnikowska

Tytuł: Mroczny spadek
Autor: Małgorzata Mossakowska-Górnikowska
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 511

20 lat temu pokochałam książki Joanny Chmielewskiej. Wsiąkłam w nie, pochłaniałam jedną za drugą, a czasami wracałam do przeczytanych - i to wielokrotnie. Kryminały zawsze były bliskie mojemu sercu - nie tylko dlatego, że ich akcja wciąga i trzyma w napięciu, ale właśnie temu, że moja miłość do literatury rozpoczęła się od pokochania powieści polskiej królowej kryminału. I przez te wszystkie lata, kiedy sięgałam po inne pozycje, próbowałam odnaleźć podobne - stylem i klimatem. I oto jest, kryminał tak mało kryminalny, a tak cudowny zarazem. Ciepło na sercu zrobiło mi się, kiedy zobaczyłam w dwóch głównych bohaterkach ślady Tereski i Okrętki. Tak, jest współcześnie, poważniej, dziewczyny są dorosłe, a z przestępcami nie ma żartów, ale gdzieś tam na kartach odnalazłam treści, na których się wychowałam i klimat, którego na próżno szukałam w powieściach innych autorów. Mój zachwyt nie ma granic!

Majka to niespełna trzydziestoletnia dziewczyna, która pracuje w Poznaniu w firmie rodzinnej swojej przyjaciółki. Niespodziewanie umiera jej ojciec i spadają na nią same nieprzyjemności spadkowe. Mieszkanie zadłużone, dodatkowo mnóstwo niespłaconych kredytów i pożyczek - to tylko kropla w morzu problemów, z którymi musi się zmierzyć. Dodatkowo nie jest jedyną dziedziczącą, do podziału majątku zgłasza się kilka osób. Niestety nie wykazują chęci pomocy, a każda instytucja jedynie piętrzy problemy, zamiast ułatwić cokolwiek biednej dziewczynie.

W bibliotece Majka poznaje Adama - długowłosy, utykający na jedną nogę chłopak miesza jej trochę w głowie. W tej historii pojawia się też kolega ze studiów - Filip. Najwięcej wsparcia dostarcza dziewczynie przyjaciółka Julka, której problemy spadkowe wydają się ciekawsze niż praca u ojca.

W łazience pod podłogą Maja znajduje skarb - skrzynkę, w której oprócz pieniędzy znajdują się też kluczyki i pistolet. Zaczyna drążyć temat i grzebać w historii swojej rodziny. Okazuje się, że były mąż jej babci miał niejasną i skomplikowaną przeszłość, która ciągnie się do teraźniejszości. Dziewczyny wpadają w kłopoty, a na dodatek narażają na niebezpieczeństwo innych - chociażby sąsiadów.

Akcja toczy się niespiesznie, chociaż w kulminacyjnych momentach trzyma w napięciu. Miejscami aż za mocno. Zakończenie natomiast wprawia w zdumienie. I z jednej strony prosi się o kontynuację, a zarazem ciąg dalszy po takiej akcji wydaje się całkiem niemożliwy. Autorka stworzyła wspaniałe postaci, których nie da się nie lubić. Nawet największy drań ma w sobie coś takiego, że wzbudza sympatię. Ujmują nienachalne wątki miłosne, które gdzieś tam się pojawiają, ale nieśmiało, subtelnie i bez zdominowania całej akcji.

Szybko skończyła mi się ta książka - za szybko. Jest to wspaniała lektura na długie, zimowe wieczory i na pewno warto się z nią zapoznać.

 Zdjęcie z oficjalnej strony Wydawnictwa Psychoskok. 
Za egzemplarz  recenzencki dziękuję Wydawnictwo Psychoskok. 




niedziela, 12 listopada 2017

"Tata ma dziewczynę" Ida Pierelotkin

Tytuł: Tata ma dziewczynę
Autor: Ida Pierelotkin
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 136

Kuba to przesympatyczny dziesięciolatek, któremu kilka lat wcześniej życie wywróciło się do góry nogami. Mama i tata się rozstali i tata wyprowadził się z domu. Od tego czasu w jego mieszkaniu zrobiło się pusto - tylko wesołe piosenki w radiu urozmaicają spokojne i smutne posiłki.

Kiedy rodzice przekazali Kubie tę straszną wiadomość, był naprawdę malutkim chłopcem. A jednak oczekiwali od niego, że będzie nad wiek dojrzały. Nie chciał ich zawieść i chociaż zawalił mu się świat, nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nie skarżył się też i nie płakał, kiedy okazało się, że teraz tata w zasadzie nie ma dla niego czasu. Mieli widywać się w każdy weekend, a jednak większość spotkań tata odwoływał i wymigiwał się pracą.

Kiedyś Kuba bardzo lubił gołąbki. Jednak przestał, bo zawsze jak pojawiały się na stole, mama przekazywała mu smutne wiadomości. Szybko ta potrawa stała się dla chłopca symbolem stresu i lęku. A  mama nieświadoma niczego, wciąż stawiała przed synem talerz, a przy okazji przemycała niepokojące wieści.

Tym razem znowu miała dla Kuby złą wiadomość. Tata ma dziewczynę. Spotkanie, na które czekał cały tydzień, dojdzie do skutku, ale nie będą sami, bo tata chce przedstawić synowi Kamilę. Kolejny cios spadł na głowę dziesięciolatka. Tata, który nie ma dla niego czasu, ma czas dla jakiejś dziewczyny? Bardzo zły początek weekendu. Dalej było tylko gorzej, bo Kamila okazała się ładną, ale niewzbudzającą sympatii kobietą. Spotkanie w trójkę było dramatyczne - on jadł lody, a dorośli rozmawiali, jakby byli sami. Kuba czuł się niezauważony, smutny i zły. To był taki przełomowy moment, w którym przestał się zachowywać nad wiek dojrzale i przestał przejmować się czy sprawi rodzicom przykrość, czy nie. Zwłaszcza że dowiedział się.... że od przyszłego miesiąca tata zamieszka z tą całą Kamilą i - co gorsza - z jej synem Piotrusiem.

Wcale nie było lepiej po powrocie do domu. Rozgoryczony, zły i wściekły na ojca, przyparł do muru mamę... i okazało się, że i ona się z kimś spotyka. Co gorsza, wujek Heniek, czyli przyjaciel domu, który wpadał na weekendy, przybył ze swoją córką. Piotruś, Iza i nowi partnerzy rodziców przybili malucha do tego stopnia, że przestał sobie radzić ze swoimi emocjami.

Autorka poruszyła bardzo trudny temat w bardzo lekki i przyjemny sposób. Pokazała, co czuje dziecko, kiedy rodzice się rozwodzą, a także, jak trudno jest zrozumieć, że mama i tata mogą spotykać się z innymi osobami i próbować budować swoje szczęście na nowo. Kuba to bardzo inteligentny i błyskotliwy chłopiec. Stara się postępować tak, żeby nikomu nie przysporzyć zmartwień, żeby rodzice nie uznali go za mazgaja i byli z niego dumni. I chociaż bardzo cierpi, to bardzo długo zgrywa twardziela - a mama z tatą utwierdzają go w przekonaniu, że to dobre i dojrzałe zachowanie. Tłumienie emocji, lęk o kolejny dzień, utrata zaufania - to tylko niektóre następstwa takiego postępowania rodziców. Autorka w słuszny sposób wytyka błędy, których bez wątpienia można było uniknąć. Kiedy pęka tama i chłopczyk wyrzuca z siebie wszystko skrzętnie skrywane przez lata, do starszych zaczyna docierać, jak nieidealnych metod użyli, a także, z czym ich syn musiał się zmierzyć. W tym momencie zaczynają z nim rozmawiać, a i on opowiada o wszystkich obawach i emocjach. I dopiero wtedy wykazuje się dojrzałością, kiedy sam dochodzi do kilku poważnych wniosków, które mają zaważyć na dalszym życiu w tak rozbudowanej rodzinie.

Urzeka świetne pióro autorki i łatwość, z jaką potrafi dotrzeć do najmłodszych. To właśnie do dzieci skierowana jest ta książka, zwłaszcza do dzieci z rozbitych rodzin, którym potrzebna jest opowieść o tym, że nowa sytuacja wcale nie musi być taka zła, a nowa dziewczyna taty nie jest z automatu wrogiem numer jeden. Myślę, że każde dziecko powinno zapoznać się z tą pozycją - także to, którego mama i tata tworzą szczęśliwe małżeństwo. Książka pokazuje bowiem, jak powinno się rozmawiać o swoich lękach, zgryzotach i tęsknotach. A także jak należy sygnalizować rodzicom, że coś jest nie tak, że ich zachowanie sprawia ból, a postępowanie rozczarowuje.

Jest to też bardzo ważna pozycja dla rodzica, który nieświadomie może skrzywdzić swojego malucha - zwłaszcza w sferze emocjonalnej. Uczy, że z dzieckiem trzeba być szczerym i, że od małego należy okazywać uczucia, te dobre i te złe, a nie tłumić je w sobie.



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Akapit Press.


wtorek, 7 listopada 2017

"Żniwiarz. Pusta noc" Paulina Hendel

Tytuł: Żniwiarz. Pusta noc.
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432

Staram się nie oceniać książki po okładce, ale od tej pozycji trudno oderwać wzrok. Intrygująca, tajemnicza twarz na granatowym tle, a pod spodem rekomendacja Mai Lidii Kosakowskiej to wystarczający powód, żeby sięgnąć po książkę. Tym bardziej że i jej opis jest zachęcający - dużo magii i odwołań do wierzeń słowiańskich. Brzmi nieźle!

Główna postać to Magda - dwudziestolatka, która pracuje w księgarni swojej mamy. Na pozór zwyczajna dziewczyna, jednak po bliższym poznaniu okazuje się, że czuje i widzi więcej niż przeciętny człowiek. Przyjaźni się ze swoim wujkiem Feliksem, który jest żniwiarzem. Niewdzięczna funkcja, która polega na rozprawianiu się z martwcami. Najbardziej łączy ich to, że widzą te wszystkie stwory wywodzące się z mitologii słowiańskiej i wiedzą, jak sobie z nimi radzić. Tym samym niebezpieczne spotkanie z bezkostem czy upiorem jest dla nich jedynie kolejnym zadaniem do wykonania. W zasadzie są to zadania Feliksa, bo Magda działa raczej w tajemnicy, wbrew woli wujka, wbrew woli rodziców i ogólnie sprzecznie z wszelkimi zasadami bezpieczeństwa. Taka natura.

Żniwiarz to taki dość dziwny człowiek-nieczłowiek, którego można zabić, a jednak powraca w innym ciele. Tym samym wujek występował już w kilku wersjach, a żyje tak długo, że przeżył śmierć wielu osób w rodzinie. Nie jest jedyny w swoim fachu - poznajemy też Antoniego czy Nadię. Nie kontaktują się oni ze sobą na co dzień, ale potrafią się odszukać w momentach ku temu odpowiednich.

Z ciekawszych postaci w książce mamy też do czynienia z Pierwszym. Pierwszy to taki żniwiarz, który jak sama nazwa wskazuje, był pierwszy - w związku z tym jest najstarszy, najbardziej doświadczony, a przez to najtrudniejszy do pokonania. I co najważniejsze, wyróżnia go to, że w przeciwieństwie do pozostałych, potrafi opętać żywego człowieka. Pozostali żniwiarze wstępują w ciała jedynie tych osób, które zmarły. Pierwszy odgrywa kluczową rolę w powieści, ale nie trzeba go lubić. Czytelnika może zdziwić, kim tak naprawdę jest, chociaż ja niestety przeczuwałam to zbyt szybko. I w tym miejscu zabrakło mi elementu zaskoczenia.

Cała akcja rozgrywa się w realnym świecie, w niewielkiej wsi, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Magda, jej rodzice, sąsiedzi i znajomi, to zwykli ludzie, którzy prowadzą nudne życie. No dobrze, Magda nie prowadzi nudnego życia, bo zamiast relaksować się wieczorami, biega za bezkostem. Poznaje za to wspaniałego chłopca, który z dnia na dzień staje się jej bliższy. Na początku boi się, że nowy kolega uzna ją za wariatkę, bo jest świadkiem jej walki z dziwnym, nadprzyrodzonym stworzeniem. Jednak nic takiego się nie dzieje - owszem, Mateusz jest zdezorientowany, ale stara się rozumieć i poznawać świat swojej nowej, bratniej duszy. Zwłaszcza że jest po ciężkich przejściach i bliska osoba jest mu do życia bardzo potrzebna.

Nie jest to książka, w której akcja płynie leniwie, a wszystkie wydarzenia są logiczne i normalne. Autorka pokazuje nam życie Magdy i Feliksa, to, jak wypełniają misję, a jednocześnie przygotowuje czytelnika na coś, co musi się wydarzyć i zburzyć spokój. Tak naprawdę dreszczyk niepewności z połowy powieści pod koniec zmienia się w lęk i szybsze kołatanie serca. A zakończenie? Wprawnego, przewidującego czytelnika aż tak nie zaskakuje. No może jednak trochę. Za to na pewno jest godnym zwieńczeniem całej lektury.

Książka skierowana jest bardziej do starszych dzieci i do młodzieży. Na pewno też do tych, którzy odnajdują się w powieściach pełnych magii i czarów. Dla mnie była niezwykle przyjemnym eksperymentem i cieszę się, że na półce czeka na mnie drugi tom.





Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.


środa, 25 października 2017

"Taniec z motylami" Anna Wysocka–Kalkowska

Tytuł: Taniec z motylami
Autor: Anna Wysocka-Kalkowska
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 237

"Kiedy zamykam oczy, wyobrażam sobie łąkę pełną kwiatów i motyli. Wbiegam na nią bosymi stopami i tańczę, jestem młoda i pełna sił... A potem widzę siebie nieco starszą i starszą, ale wciąż tak samo szczęśliwą, tak samo świeżą jak skrzydła motyla, ale kiedy otwieram oczy, motyle znikają i znowu jestem sama. Piękne, wartościowe życie jest jak taniec z motylami... Chciałabym, by moje znów takie było".

Zuza jest 38-letnią kobietą, która mieszka w Toruniu. Maluje na rynku portrety, przyjaźni się z Grzegorzem i wiedzie nudne, szare życie. Bez celu. Bez ambicji. I bez głębszego sensu. W Pradze zostawiła swoją przeszłość - uciekła, kiedy spotkał ją ogromny zawód miłosny. Porzuciła ciotkę, przyjaciół i to, co naprawdę kochała, a w Polsce postanowiła zacząć wszystko od początku. Po tych wszystkich latach nie czuje się spełniona. Maluje bez przekonania kolejne twarze, a rutyna dominuje w jej życiu. Wszystko odmienia spotkanie przy kawie ze stałą klientką, która namawia na powrót do przeszłości, a przynajmniej na odwiedziny u ciotki, która wychowała Zuzę po śmierci rodziców. Nie jest to łatwa decyzja, ponieważ od dawna nie była w Pradze, ale stawia wszystko na jedną kartę... i jedzie. Wydaje się, że ciotka jest w doskonałej formie, zabiera Zuzkę na zakupy, na kawę i miło spędzają czas. Życie bywa jednak okrutne i dziewczyna nie cieszy się długo z powrotu w rodzinne strony. Los zabiera jej jedyną tak bliską osobę, a tym samym całkowicie odmienia jej życie. Ciocia Rose, znana aktorka, pozostawia bowiem zapis w testamencie, jakiego się zupełnie nikt nie spodziewał. Komplikuje nim życie dziewczyny, jej przyjaciela - zmuszając ich, chociażby do przeprowadzki do Pragi.

Od tego momentu akcja pędzi jak szalona, a życie Zuzanny i Grzegorza zmienia się z minuty na minutę.  To, co wydawało się pewne i stałe, zostaje zburzone jednym listem. A młodzi muszą się zmierzyć nie tylko z rodzinnymi problemami i zagadkami, ale też z wyzwaniem zawodowym, jakie pozostawiła im ciotka. Prowadzenie szkoły, zatrudnianie nauczycieli, przygotowywanie musicalu na cześć Rose zajmują Zuzę i nie pozwalają jej przeżyć żałoby. Ani przemyśleć wszystkiego, co ostatnio się wydarzyło i czego się dowiedziała.

Miłość? Pojawia się i miłość - zaskakująco i w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Sukces? Czy w ogóle jest możliwe, żeby sukces odniósł ktoś, kto przychodzi z ulicy i zajmuje kierownicze stanowisko - i to w dziedzinie, na której się totalnie nie zna? Podróże? Jest i podróż - w samo serce Afryki...

Nie jest to książka, przy której można się nudzić. Sytuacja bohaterów zmienia się błyskawicznie, kłopoty nawarstwiają się, ale też szczęście dosięga tych, którym powinno być pisane. Autorka pisze świetnie - bez dłużyzn i niepotrzebnych opisów. Emocje są wyważone - a jest ich cała gama - od rozpaczy po euforię. I tak naprawdę jedyne, czego mogę się przyczepić, to nierealność całej historii. Nie wiem, czy możliwe jest tyle zbiegów okoliczności w tak krótkim czasie ani tym bardziej czy z taką łatwością można osiągnąć coś, co wydaje się być poza naszym zasięgiem. Wszystkie możliwe nieszczęścia spadają na bohaterów z taką samą łatwością i częstotliwością, jak wielkie radości. Nie przeszkadza to jednak w ogólnym odbiorze książki - nie traktuję jej bowiem jak kolejnej, przewidywalnej powieści obyczajowej. Dla mnie ta pozycja to bardziej próba (udana!) ukazania tego, czym jest miłość, tęsknota, wybaczenie, walka o marzenia i o wartościowe życie - pełne motyli.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.

 Zdjęcie z oficjalnej strony Wydawnictwa Psychoskok.

środa, 11 października 2017

"Świnia ryje w sieci" PigOut

Tytuł: Świnia ryje w sieci
Autor: PigOut
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 254

Uwielbiam blogi. Są takie, które czytuję na poprawę humoru i takie, na których szukam inspiracji - chociażby czytelniczych. I taką książkę, która utrzymana jest w konwencji bloga właśnie, czytało mi się wyśmienicie!

Książka "Świnia ryje w sieci" jest przede wszystkim świetną rozrywką. Błyskotliwe, zabawne teksty i zdrowe podejście do życia, to chyba największe plusy tej lektury. Autor, tajemniczy PigOut, nie oszczędza nikogo - obrywa się rodakom, celebrytom, ale i dla siebie nie ma litości.

Całość podzielona jest na cztery części. W pierwszej z nich opisuje życie takim, jakie jest. Ironizuje i wskazuje na największe polskie absurdy. Ot, chociażby szał na promocję w dyskontach spożywczych czy nagminne branie udziału w dziwnych akcjach na Facebooku. Kto przy zdrowych zmysłach rozdaje za darmo iphony, tablety i samochody? Ano nikt. A kto się na takie akcje nabiera? Ano połowa znajomych każdego z użytkowników. PigOut zagłębia się w temat kina, literatury, muzyki. Dotyka motywów bardzo kontrowersyjnych, o których się zwykło dużo mówić. I tym samym mamy tekst o "50ciu twarzach Greya" i polskiej muzyce pop. Wydarzenia ogólnopolskie? Nie mogło ich zabraknąć! Jak wesprzeć WOŚP, kiedy się chce wesprzeć WOŚP, ale w zasadzie się nie powinno. Czym są  Światowe Dni Młodzieży i jak się na nich odnaleźć. A także miłość Polaków do kolejek - miłość, którą trudno pojąć - zwłaszcza w obliczu komputeryzacji wszystkich urzędów. Dobre teksty, które pełne są inteligentnych uwag i trafnych wniosków. Szukacie porad? Nie ma sprawy, są i porady: jak przetrwać sylwestra, jak przetrwać walentynki i jak przetrwać dzień singla.

Druga część, czyli "Świnia na czerwonym dywanie" dotyczy przede wszystkim ludzi sławnych, wręcz światowych. Co najbardziej urzeka? Tekst o tym, czy pani Prezydentowej należy się wypłata, a także wnioski wyciągnięte z wieczoru sylwestrowego spędzonego przed telewizorem.

Dalej jest tylko zabawniej, bo PigOut zaczyna pisać o sobie i o swoich przygodach. O tym, jak się czuje w sklepach z męską odzieżą, o dotrzymywaniu postanowień noworocznych i o swoich doświadczeniach na siłowni.

"Nic mnie tak nie unieszczęśliwia, jak wizyta na siłce. Niektórzy twierdzą, że po  ciężkim dniu nie ma nic lepszego niż pięciokilometrowa przebieżka na bieżni, że niby wtedy endorfiny się uwalniają i w ogóle w organizmie schodzi większa magia niż w Hogwarcie. Bullshit. Osobiście uważam, że podwójny kebab na cienkim i zimny browarek sprawdzają się lepiej."  

Ostatni rozdział "Świnia w podróży" to zbiór zabawnych historii, których akcja dzieje się za granicą i instrukcja, jak urwać się z domu, pozostawiając swoją kobietę przekonaną, że to ona nas na tę wyprawę namówiła. Cudne!

Teksty krótkie i na temat - felietony pisane pół żartem, pół serio. Przepełnione ironią, ale też samym życiem - takim, jakie właśnie jest. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się przy żadnej książce. Jestem zauroczona stylem pisania, inteligencją i poczuciem humoru autora. Książka pozwoliła mi odprężyć się, nie dała rady mnie znudzić czy zniechęcić. Czyta się ją szybko (za szybko!) i z uśmiechem na twarzy. I tylko przerażające jest, ile w niej prawdy, ile trafnych spostrzeżeń i świetnych podsumowań ludzkich zachowań.

Polecam. I to każdemu bez wyjątku.



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Edipresse.

niedziela, 8 października 2017

"Zacisze" Katarzyna Redmerska

Tytuł: Zacisze
Autor: Katarzyna Redmerska
Wydawnictwo: Axis Mundi
Liczba stron: 389

Dawno nie czytałam książki tak subtelnej. Czy jest to typowa obyczajówka? Jest. Czy jest w niej dużo miłości i dużo wątpliwości? Jest. A czy można się w niej zaczytać? Można.

Julia jest artystką, która zajmuje się renowacją antyków. Ma męża, którego bardzo kocha i najbardziej na świecie pragnie dziecka. Spełnia się w swojej pracy, ale nie potrafi funkcjonować między ludźmi. Jest osaczona przez małżonka, któremu się całkiem podporządkowała i przez matkę, która kontroluje ją na każdym kroku.

Pewnego dnia dostaje telefon, że zmarła jej niedoszła teściowa. Chce jechać na pogrzeb, chociaż wie, że wiąże się to ze spotkaniem byłego narzeczonego. Oczywiście matka postanawia się wtrącić, jedzie z nią i nie dopuszcza nawet do rozmowy z jej eks. Nie może jednak przewidzieć, że młodzi i tak się spotkają, żeby porozmawiać i wrócić do przeszłości.

Tak naprawdę odnowienia tej znajomości boi się nie tylko Piotr -  mąż Julki, ale też jej rodzicie. Okazuje się, że w przeszłości przyczynili się do rozstania dziewczyny z jej pierwszą miłością - Marcinem. I to przyczynili się w sposób okrutny i bezwzględny, więc drżą na samą myśl, że tamte wydarzenia mogą dotrzeć do Julii.

Powieść "Zacisze" od początku czyta się wyśmienicie. Dalej troszkę zgrzyta. Miałam takie wrażenie, jakby od połowy pisał ktoś inny.  Akcja przyspiesza, bohaterowie robią się bardziej emocjonalni, ale niekoniecznie w pozytywnym sensie. Poza tym Julia nie potrafi odnaleźć się w swojej nowej rzeczywistości i zwyczajnie zachowuje się dziwnie. Irracjonalnie. Zbyt łagodnie. Tak jakby odkrycie prawdy niczego jej nie nauczyło. Jej rodzina też nie widzi problemu w tym, jak skomplikowała dziewczynie życie. I to właśnie uderzyło  mnie najbardziej - ich przekonanie, że na pewno postąpili słusznie. I jej rozmemłanie, które każe sądzić, że ona potrzebuje takiego sterowania sobą i jej życiem, że nie potrafi bez tego funkcjonować.

Julia niby dużo mówi o tym, że odcina pępowinę, że ma dość robienia wszystkiego pod dyktando... a i tak dalej robi wszystko, czego oczekują od niej inni. Mąż i rodzice wymuszają na niej pewne zachowania niemalże do końca powieści. I to właśnie jest najbardziej irytujące - muszą postawić na swoim. A Julia? Julia dużo mówi i przeżywa, a potem robi się potulna jak baranek. 

"Zacisze" czyta się szybko. Pomijając odrobinę irytującą akcję (przynajmniej w drugiej połowie książki), to jest naprawdę przyjemna powieść pełna cudownych opisów górskich i leśnych krajobrazów, a także ciekawych postaci, które dodają niesamowitego uroku. Taką bohaterką jest Ola - córka Piotra z pierwszego małżeństwa, która jest słodką, ale też rozsądną dziewczyną. Uwielbia Julię i traktuje ją jak starszą siostrę. Drugim bohaterem, który bardzo przypadł mi do gustu, jest Edmund Drążel -  hrabia, który przy fachowej pomocy Julii odnawia rodzinne włości i próbuje przywrócić im dawną świetność.

Książkę polecam każdemu miłośnikowi powieści obyczajowych. Dobra lektura na długie, jesienne wieczory. I chociaż mnie zachowanie bohaterów irytowało, to z przyjemnością spędziłam z nimi czas.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi.

poniedziałek, 2 października 2017

"Nić Ariadny" Lidia Tasarz

Tytuł: Nić Ariadny
Autor: Lidia Tasarz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Psychoskok
Liczba stron: 275

Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której budzę się... i nie wiem, kim jestem.  Nie wiem, jak się nazywam, czym się zajmuję i czemu leżę w szpitalu. W takim położeniu znajduje się główna bohaterka - Monika. Nie potrafi przypomnieć sobie nic ze swojego życia. Wie, jak nazywają się poszczególne przedmioty, intuicyjnie obsługuje sprzęty elektroniczne... tylko o sobie nie wie kompletnie nic.

Kiedy wychodzi ze szpitala, jest przerażona. Konrad - policjant, który zajmuje się jej sprawą, odwozi ją do mieszkania. Okazuje się, że ma kota, ale też musi mieć jakąś mroczną przeszłość, bo to, co znajduje za ścianą jednego z pomieszczeń, wprawia Monikę w osłupienie. Broń? Peruki? Monitoring? Zadaje sobie pytania - kim jest, czemu nikt jej nie szuka i czy stoi po właściwej stronie prawa. Boi się, że może być kimś złym.

Zgłębiając tajniki mieszkania i skrytki bankowej dowiaduje się, co się stało z jej rodziną. Spotkany przypadkiem kolega z liceum zwraca się do niej Agata i jeszcze bardziej burzy jej spokój. Teraz już niczego nie jest pewna, przestaje wierzyć nawet w swoje imię wyryte w dowodzie osobistym. Targa nią wiele emocji, niepewność miesza się z przerażeniem, a ona usilnie stara się przypomnieć sobie cokolwiek ze swojego życia.

Nie pomaga jej obstawa - panowie w ciemnych garniturach, sąsiadka, która ma klucze i próbuje się po kryjomu dostać do mieszkania, ani Konrad, na którego natyka się podczas wyjścia do galerii czy zakupów w osiedlowym sklepie. Czuje się zmęczona zaistniałą sytuacją i tak samo mocno dąży do poznania prawdy, jak i boi się odkryć czym się tak naprawdę zajmowała przed wypadkiem, w którym straciła pamięć.

Pierwszym przebłyskiem świadomości są sny. Sny, w których robi niesamowite rzeczy. Które mogą być wskazówką albo zmyłką, ale na pewno poruszają ją i dezorientują. Drugim przebłyskiem jest wspomnienie dworku - wyraźnie zarysowany kształt, wystrój i umiejscowienie. A w międzyczasie na swoim monitoringu widzi groźnie wyglądającą akcję w mieszkaniu obok. Nie wie, co ma o niej myśleć, tym bardziej że na monitorze ukazuje się Konrad...

"Nić Ariadny" to taka książka, którą koniecznie trzeba przeczytać. Jest to świetnie napisana powieść - nie tylko pod względem akcji, ale też pod względem wszystkich psychologicznych zagrywek, które przewijają się na kartach lektury. Główna bohaterka znajduje się w trudnej sytuacji życiowej. Nic o sobie nie wie, nic nie pamięta, a jednocześnie znajduje wycinki z gazet, które mogą dotyczyć jej rodziny. Kiedy znajduje swój pamiętnik, zaczyna lepiej rozumieć całą sytuację, ale i tak boli ją to, że nic nie pamięta. Najbardziej przeraża ją świadomość, że nie wie, kto tak naprawdę jest jej przyjacielem, a kto wrogiem - komu może zaufać, a komu absolutnie ufać nie powinna.

Autorka wprowadza specyficzny klimat - tajemniczość, groza i niepewność przeplatają się ze sobą na kolejnych stronach. Pisze świetnie, więc całość czyta się szybko, sprawnie i z zaciekawieniem. Tak naprawdę książka przerosła moje oczekiwania, a to się często nie zdarza.

Polecam z całego serca każdemu, kto lubi czytać powieści przy których odczuwa irracjonalną niepewność. Nie jest to ani thriller, ani kryminał, ale chwilami konstrukcja książki sprawia, że czyta się ją z zapartym tchem, tak samo jak wyżej wymienione gatunki. Fantastyczna lektura.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.





poniedziałek, 18 września 2017

"Tajemnicza śmierć Marianny Biel" Marta Matyszczak

Już dawno nie czytałam żadnego kryminału. A to zaczynały się zbyt mroczno, a to nudziły od początku, a to wolałam romantyczne trele-morele niż pogoń za mordercą. Jednak w kręgu Śląskich Blogerów Książkowych zrobiło się głośno o pewnej książce - poszły słuchy, że to wspaniały kryminał, że cudowny pies w nim, nie mówiąc już o tym, że akcja dzieje się w Chorzowie. Dla mnie to niemal po sąsiedzku, bo na ulicę 11 listopada mam kilka minut. I to spacerkiem!

Musiałam zatem przeczytać i przekonać się na własnej skórze, czy ta książka naprawdę jest taka dobra. I wiecie co? Jest!


Do chorzowskiej kamienicy przy ul. 11 listopada 113 przeprowadza się były policjant Szymon Solański, który planuje otworzyć agencję detektywistyczną. Przygarnia ze schroniska psa Gucia, który nie jest najmłodszy i najsprawniejszy, jednak wzbudza sympatię od pierwszego wejrzenia. W piwnicy tejże kamienicy zostają znalezione zwłoki znanej i szanowanej aktorki. Po wstępnych oględzinach policja uznaje śmierć Marianny Biel za nieszczęśliwy wypadek, ale Solański nie wierzy w takie przypadki. Chce dowieść, że było to morderstwo i wraz ze swoim czworonożnym przyjacielem rozpoczyna śledztwo. Oczywiście nie może być łatwo, prosto i przyjemnie, bo sąsiedzi, którzy są w pierwszej kolejności podejrzani, zachowują się dziwnie i skrywają liczne tajemnice. Przy pomocy swojej koleżanki ze szkoły, a zarazem dziennikarki Róży Kwiatkowskiej, Szymon szuka, sprawdza i błądzi, ale mimo wszystko wciąż jest przekonany, że to nie była przypadkowa śmierć i, że zamieszane w nią są osoby trzecie...

Akcja książki przedstawiona jest z dwóch perspektyw -  z  pozycji neutralnego obserwatora, a także z pozycji Gucia. Jest to przeurocze, inteligentne i błyskotliwe stworzenie, które co prawda nie lubi kotów, ale uwielbia swojego pana i  jego przyjaciółkę Różę i jest gotowe poświęcić dla nich naprawdę dużo - może nawet swoje życie. Poza tym wprowadza do powieści akcent humorystyczny, który ubarwia akcję.

Solański jest bohaterem dość ciapowatym. Niekoniecznie ogarnia otaczającą go rzeczywistość. Z jednej strony niby detektyw, ba! policjant, czyli wydawałoby się, że osoba odpowiedzialna i ułożona, ale w życiu codziennym totalny melepeta. Nie widzi tego, co oczywiste, nie rozumie prostych przesłań, a już totalnie nie potrafi zaprzyjaźnić się z elektroniką. Smartfon, dvd i inne cuda techniki, to dla niego czarna magia. Nie da się go nie lubić, chociażby przez wzgląd na Gucia i uparte dążenie do poznania prawdy.



Autorka pisze fantastycznie. Dawno nie czytało mi się tak dobrze żadnej książki. Żadnych dłużyzn, żadnego lania wody i opisów nikomu niepotrzebnych. Błyskotliwe dialogi i wydarzenia ułożone w logiczną całość - to największe atuty książki. A i jeszcze zakończenie - może nie do końca totalnie zaskakujące, ale też nie takie, że po pierwszym rozdziale już wszystko wiadomo i nie ma po co czytać.

Książka trzyma w napięciu. Naprawdę! Czytałam o 2 w nocy i rozglądałam się dookoła przy każdym najmniejszym szeleście. To niesamowite uczucie znowu przeczytać coś, co wprowadza nieuzasadniony lęk. Nie mogę się przyczepić do bohaterów, bo zostali fantastycznie napisani, do akcji, bo jest świetnie prowadzona i do zakończenia, bo jak dla mnie było po prostu bardzo dobre.

Oj, po prostu niczego się nie czepiam, za to z całego serca polecam. Momentami lekka i odstresowująca (bo Gucio! i ciapa Solański), momentami taka, że serce bije za mocno, a czytelnik przestaje oddychać z wrażenia.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu, a Autorce gratuluję udanego debiutu i dziękuję za piękną dedykację.

Biegnę czytać "Zbrodnię nad urwiskiem"! I oczywiście muszę odnaleźć tę kamienicę!


czwartek, 7 września 2017

"Dziura w podróży" Iwona Dziura

Tytuł: Dziura w podróży
Autor: Iwona Dziura
Wydawnictwo: Annapurna
Liczba stron: 216

"Aparat gębowy Sary to konstrukcja ze wszech miar fascynująca, podobna do karabinu AK-47, znanego szerzej pod nazwą kałasznikow. Wyrzuca z siebie słowa całymi seriami, na oślep, zanim przeciwnik zdąży się zorientować, że jest pod obstrzałem. Przeskakuje z wątku na wątek w każdych warunkach, bez zacięcia. Chociaż słowa nie zawsze trafiają do celu, to jazgot jest taki, żeś gotów natychmiast wywiesić białą flagę, byleby tylko ostrzał ustał. Jedyna różnica pomiędzy Sarą a kałachem jest taka, że jej  karabinek funkcjonuje bez potrzeby przeładowania magazynku.Cud techniki i chodząca maszyna do zabijania bębenków usznych w jednym". 

Znacie takie osoby? Ja znam! Na dodatek jest to najbliższa memu sercu kobieta. Kobietka dokładniej rzecz biorąc. Pierworodna. Tak sobie czytałam i kiedy trafiłam na ten fragment, to wiedziałam, że to będzie wspaniała książka! Nikt tak pięknie i trafnie (!) nie opisał jeszcze mojej najcudowniejszej córki.



Do rzeczy jednak. Iwona Dziura postanawia wyprzedać swój majątek, spakować się i wyjechać w podróż życia. Na początku wyprawy traci swój bagaż i zostaje bez pieniędzy i bez swoich rzeczy. Życzliwi ludzie pomagają jej jednak przetrwać te trudne dni, a także zarobić na swoje utrzymanie (dopóki nie odzyska karty kredytowej).

Podróżniczka udaje się najpierw do Rumunii, później do Mołdawii i dociera do najdalszych i najcudowniejszych zakątków, które urzekają nie tylko swoim pięknem, ale też dzikimi krajobrazami. I niezwykłymi ludźmi!

Spotyka na swojej drodze osoby różnych narodowości i kultur. Zaprzyjaźnia się z mieszkańcami, z podróżnikami, którzy tak jak ona próbują zwiedzać okolicę na własną rękę, a także z tymi, co przybyli i zostali, bo los się do nich uśmiechnął i podarował im pracę. Oprócz ludzi ma też do czynienia z niezwykłymi zwierzętami i bierze udział w dość nietypowej ceremonii pogrzebowej.

Iwona Dziura pisze prosto i konkretnie. Potrafi zaciekawić czytelnika i rozbawić go na każdym kroku. Poza tym sama zwiedza kraje, do których zwykły śmiertelnik nie jeździ na urlop, więc jej opowieści są tym ciekawsze i wydają się egzotyczne i dzikie. W swojej podróży dużo ryzykuje, nie tylko zadając się z podejrzanymi typami (mrożąca krew w żyłach podróż z obwieszonym łańcuchami Cyganem), ale też zapuszczając się w rejony, które cieszą się złą sławą. Iwona nie boi się wyzwań i nawet wycieczkowanie marszrutą postanawia jakoś przeżyć. Zwłaszcza że ten pojazd nie należy do najwygodniejszych. Rozklekotane autobusy, marszrutki, które mogą przyprawić o ból głowy, łapanie stopa - każdy sposób jest dobry, byle tylko zobaczyć jak najwięcej i jak najwięcej zwiedzić. Nie przerażają nawet odciski na piętach - od razu widać, że to podróżniczka z powołania.

Nie wiem, ile trzeba mieć w sobie odwagi, żeby spakować plecak i wyjechać - bez konkretnego planu i celu, za to w pojedynkę. Wiem, że podziwiam, bo sama nie potrafiłabym się na to zdobyć. I polecam każdemu, kto lubi książki podróżnicze i każdemu, kto lubi pośmiać się przy czytaniu. To naprawdę dobra książka!

Za egzemplarz dziękuję portalowi granice.pl.



wtorek, 29 sierpnia 2017

"Zapowiedziane szczęście" Jan Melerski

Tytuł: Zapowiedziane szczęście
Autor: Jan Melerski
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 174

Przesądy towarzyszą nam każdego dnia. Czarny kot, przechodzenie pod drabiną i liczba trzynaście przynoszą pecha. A co ze szczęściem? Czy znalezienie czterolistnej koniczynki koniecznie musi obrócić się w coś dobrego? Autor książki, Jan Melerski, urodził się w czepku (medycznie po prostu mały człowiek przychodzi na świat w nienaruszonych błonach, ale zabobony głoszą, że oznacza to urodzenie pod szczęśliwą gwiazdą) i postanowił w autobiograficznej książce zmierzyć się z tym, czy aby na pewno ten czepek przyniósł mu zapowiadane szczęście.

Mały Janek pojawił się na świecie w trakcie wojny. Ojciec zesłany był wówczas na roboty w Niemczech, matka zajmowała się dwuletnim braciszkiem Andrzejkiem. Klepali biedę, ale dzięki pomocy sąsiadki udało im się przetrwać najtrudniejsze chwile. Po powrocie ojca pojawiła się też siostrzyczka. Warunki mieszkaniowe były trudne, dlatego Janek szybko podjął decyzję, że chce zarabiać. Los jednak pokierował jego życiem inaczej. Przede wszystkim na skutek szczęśliwego zbiegu okoliczności po ukończonej zawodówce nie poszedł do byle jakiej pracy, miernie płatnej i wymagającej dużego nakładu sił, ale podjął dalsze kształcenie. Korzystając z programów, dofinansowań i stypendiów oprócz technikum ukończył też studia. I wtedy, jako magister inżynier mógł iść do pracy zdecydowanie lepszej i roztaczającej szersze perspektywy. Pasjonował się sportem, ale nie poświęcił mu wystarczająco dużo czasu, żeby odnosić spektakularne sukcesy. Kiedy los uśmiechnął się i podarował mu możliwość szkolenia, skupił się na nauce i to ona była najważniejsza. Studia przyniosły mu dużo radości. Zwłaszcza że poznał wspaniałą dziewczynę, z którą dobrze mu się rozmawiało. Oboje zawzięci, zdecydowani na zdobywanie wiedzy, ale też zakochani w sobie, postanowili być razem. Później  była już tylko praca, awanse i wyjazdy służbowe - normalne życie u boku ukochanej kobiety. Czy aby na pewno?

Życie nigdy nie jest tylko proste i szczęśliwe albo trudne i pełne nieszczęść. To od człowieka zależy, jak potraktuje to, co los postawi na jego drodze. Czy wypadek samochodowy, z którego kierowca wychodzi bez szwanku to szczęście, nieszczęście czy szczęście w nieszczęściu? Podobnie sprawa ma się z poważną chorobą, z którą organizm musi się zmierzyć, czy ze śmiercią kogoś bliskiego. Czy to, że my żyjemy, a  nie ma tego, kogo mocno kochaliśmy, jest równoznaczne ze spełnieniem obietnic czepka? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo każdy inaczej interpretuje to, co przynosi mu nowy dzień.

Z małego Janka wyrasta inteligentny mężczyzna, który wie, jak ważna jest edukacja i doskonalenie własnych umiejętności. Żadnej pracy się nie boi, bierze udział w delegacjach, a nawet na ostatnie lata przed emeryturą zamienia deskę kreślarską i ołówek na specjalny program komputerowy - w myśl zasady, że  na naukę nigdy nie jest za późno. Doskonale pamięta biedę w domu rodzinnym i chce stworzyć sobie i swojej rodzinie lepsze i godniejsze warunki. Pierwsze mieszkanie, pierwszy samochód nie są może szczytem marzeń i luksusu, ale są pierwszym dowodem na to, że ciężką pracą można naprawdę sporo osiągnąć.

"Zapowiedziane szczęście" jest bardzo dobrze napisaną autobiografią, w której autor przywołuje najważniejsze wspomnienia z całego swojego życia. I tym samym próbuje dowieść, że jego życie uwarunkował czepek, w którym się urodził. Doszukuje się pozytywnych wydarzeń, pozytywnych rozwiązań trudnych sytuacji i pozytywów w tych najtragiczniejszych chwilach.

Najlepszym podsumowaniem książki są piękne słowa Wojciecha Młynarskiego:
"Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
(...)
Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął
Jakby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął".

Tak naprawdę ta autobiografia jest właśnie dowodem na to, że od naszego nastawienia zależy to, jak postrzegamy i jak będziemy wspominać przeszłość. I  każdy, nie tylko ten w czepku urodzony, może udowodnić, że jego życie było pasmem sukcesów i zdarzeń, z których udało się wyjść obronną ręką.  Chociażby dlatego, że wciąż to życie trwa.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.
 

środa, 23 sierpnia 2017

"Myśl do przytulania" Anna Szczęsna

Tytuł: Myśl do przytulania
Autor: Anna Szczęsna
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 348



"- Marzenia masz?
-  Słucham?
- Marzenia, wspomnienia dobrych chwil. Trzymasz je gdzieś tam w swojej ślicznej główce? To czasem wyjmij, odkurz, naciesz się nimi, życie to nie tylko pasmo trudów i cierpienia. Ma całkiem sporo jasnych stron. Musisz mieć coś takiego, co postawi cię na nogi w chwilach takich jak ta. Teraz znajdź jakąś myśl, taką ciepłą.
- Myśl do przytulania"?

Każdy z nas ma takie myśli i wspomnienia, które przywołuje w trudnych chwilach. Pomagają one, stawiają na nogi i sprawiają, że życie znów staje się lepsze. A przynajmniej znośne. Żeby nie zwariować, główna bohaterka książki musi od czasu do czasu przypominać sobie to, co może ukoić jej nerwy.

Hania to młoda dziewczyna, która wyjeżdża z domu rodzinnego do Warszawy. Chce być niezależna, mieć pracę, dom i całe to słynne dorosłe życie. Nic jednak nie układa się po jej myśli. Praca jest, ale nie taka. Dom to tylko wynajmowana klitka. A w głębi duszy pozostaje uczucie niespełnienia. Odczuwa to dotkliwie, kiedy jej przyjaciele odmieniają swoje życie - jeden wyrusza za pracą na wyspy, a drugi zakłada rodzinę. Tylko Hania pozostaje na swoim dawnym miejscu - sama, smutna i zrezygnowana.

Pewnego dnia natyka się na tajemnicze ogłoszenie w sprawie pracy. Pod wpływem impulsu wysyła swoje CV i kiedy już traci nadzieję na odpowiedź, potencjalny pracodawca zaprasza ją na rozmowę. Na miejscu okazuje się, że sytuacja w Różanych Dołach jest mocno skomplikowana. Wydaje się, że ta wieś znajduje się na końcu świata. Stanowi zamkniętą społeczność, w której niemalże każdy pracuje u tego samego przedsiębiorcy. Hani zadaniem miałoby być stworzenie biblioteki. Tak całkiem, od podstaw. A także szerzenie kultury i organizowanie rozrywki dla mieszkańców. Chwila zawahania... i tak, dziewczyna decyduje się wziąć udział w tym szaleństwie. I od tej pory ma nadzieję, że będzie tylko lepiej.

Nie jest to historia, która bardzo różni się od innych obyczajowych powieści. Jednak jest ona okraszona szczyptą magii i baśniową naiwnością, które sprawiają, że całość pochłania czytelnika  bez reszty. Nie bez znaczenia dla odbioru książki jest postać Łukasza - zwierzchnika Hani. Niepozorna znajomość ewaluuje na kartach powieści i dodaje mnóstwo uroku. Zresztą każda z postaci jest wyjątkowa i zajmuje ważne miejsce w budowaniu klimatu w lekturze.

Zachwycają krajobrazy, zachwyca pasja, z jaką Hania zabiera się do pracy w Różanych Dołach, a także zachwycają relacje, które buduje z ludźmi - niezależnie od tego, czy w grę wchodzą starzy przyjaciele, rodzina czy mieszkańcy wsi.

I tak naprawdę zupełnie nie rozumiem, czemu tak mocno przytuliłam tę książkę w ostatnim czasie i czemu pochłonęłam ją całą sobą. Wszak jest to jedna z takich historii, których z premedytacją unikam. Naiwna, przekoloryzowana, przewidywalna... tylko co zrobić, kiedy akurat w przypadku "Myśli do przytulania" minusy odbieram pozytywnie, a całość pretenduje do miana najlepszej wakacyjnej lektury? A może nawet i najlepszej w tym roku? Nie mam w zwyczaju dyskutować z duszą i z sercem - zachwycam się więc i polecam, naprawdę polecam każdemu, kto potrzebuje w swoim życiu odrobinę magii i piękna. I myśli do przytulania.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.






poniedziałek, 21 sierpnia 2017

"Ali i Nino" Kurban Said

Tytuł: Ali i Nino
Autor: Kurban Said
Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 302

"Ali i Nino" to powieść o wielkiej, namiętnej miłości, porównywana do książek "Przeminęło z wiatrem" i "Romeo i Julia", chociaż w gruncie rzeczy te historie są całkiem różne. Łączy je jednak uczucie, które napotyka na swojej drodze szereg przeciwności losu.

Ali to Muzułmanin z rodu Szyrwanszyrów, Nino to chrześcijańska księżniczka. Ich miłość od samego początku jest szczera i dojrzała. Planują wspólną przyszłość, chociaż zdają sobie sprawę z wszystkich przeszkód, które mogą stanąć na drodze do ich szczęścia. Ona czuje się Europejką. Mieszka w nowoczesnym domu, z łóżkiem i dywanami na podłodze. On wychowany został w innej wierze, tradycji i przekonaniach. Nie powinien bezgranicznie kochać, bo kobiety nie są do kochania. Powinien za to traktować je jak głupie stworzenia, które nie mają duszy i jedynie mają służyć swojemu mężczyźnie. Ali i Nino muszą zmierzyć się z odmiennością partnera, a także z sytuacją polityczną, która targa światem. Wojna komplikuje ich i tak skomplikowaną relację. I chociaż udaje im się zyskać aprobatę rodziców i doprowadzić do ślubu, to tak naprawdę dopiero w tym momencie ich wspólne życie zaczyna być ogromnym wyzwaniem. Oboje muszą wykazać się ogromną wyrozumiałością i pozwolić drugiej osobie nie robić nic wbrew sobie. Dla Nino czasem próby jest czas spędzony w haremie. Dla Aliego chwile, kiedy żona organizuje mu europejski dom. Ich wspólne życie, to życie przepełnione miłością, ale też sztuka znalezienia kompromisu w każdej, nawet najtrudniejszej chwili. To życie, w którym oboje starają się uszczęśliwić drugą osobę - kosztem swoich planów, marzeń i życia, do którego zostali przyzwyczajeni.

Powieść ta to nie tylko historia uczucia tej dwójki. To także szeroko nakreślone tło polityczne - w końcu wybucha wojna i zatacza coraz szersze kręgi. Pozornie nie dotyczy Zakaukazia, ale niebezpiecznie zbliża się w te rejony. Poza tym pokazuje życie w ówczesnym Baku, w Persji, zasady funkcjonowania haremów i eunuchów jako ich strażników.

Autor bardzo ładnie ukazuje różnice religijne i kulturowe, wiarygodnie kreuje głównych bohaterów. Są to odważni, młodzi ludzie, którzy nie boją się zawalczyć o siebie i wspólną przyszłość. Nino jest niepokorną kobietką, która za wszelką cenę musi dopiąć swego. Sprzeciwia się, kiedy w Persji próbują ją traktować, jak jedną z wielu żon z haremu. Pogrywa sobie z eunuchem, wychodzi do wspólnego znajomego, a co gorsza porusza się po mieście. Ali musi naprawdę namęczyć się, żeby żyć w zgodzie z prawem, a zarazem ujarzmić swoją żonę i zaspokoić jej wymagania. Piękne jest to, że oboje nie dają za wygraną, a także to, że nie podążają ślepo śladami przodków. Żyją razem, chociaż powinni żyć osobno i się nienawidzić.

Zdecydowanie warto samemu przekonać się, czy ta historia przypomina wielkie romanse przywołane przeze mnie na początku. Czy w tak trudnych czasach mogło przetrwać to uczucie i jaki wpływ na losy małżeństwa Szynwarszyrów miała wojna. A przede wszystkim czy ta powieść jest w stanie porwać czytelnika i sprawić, że nie będzie mógł się oderwać od lektury. Ja nie przepadam za książkami, w których tak ważną rolę odgrywa historia i polityka i którym poświęcone zostało tak wiele miejsca w powieści. Jednak całość wciągnęła mnie do tego stopnia, że z zapartym tchem śledziłam losy tej dwójki, ich rodzin i przyjaciół, ich walkę o lepsze jutro - nie tylko swoje, ale i całego kraju. Z czystym sumieniem polecam.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B.