czwartek, 25 lipca 2019

"Dwie kobiety"Hanna Dikta

Tytuł: Dwie kobiety
Autor: Hanna Dikta
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 328

Jakiś czas temu przeczytałam To nie może być prawda Hanny Dikty. To była dobra książka, którą bardzo  miło wspominam. I kiedy na horyzoncie pojawiła się nowa powieść - Dwie kobiety, to wiedziałam, że i ona pojawi się w mojej biblioteczce.

Akcja książki dzieje się we wsi Glinka, w której Bogna prowadzi pensjonat. Zatrudnia do pomocy Ewę, dziewczynę z Katowic. Na początku dziwi się, że ktoś chce przyjechać z tak daleka, a kiedy już poznaje swoją nową pracownicę, nie potrafi jej rozgryźć. Ewa przykłada się do swoich obowiązków, jest dokładna, miła i nie można jej nic zarzucić. Może poza tym, że mimo coraz bliższej znajomości, wcale nie mówi o sobie i swoim wcześniejszym życiu.

Ewa przeżyła straszną traumę - w jednej chwili rozpadło się jej życie rodzinne, uczuciowe, wszelakie. Kiedyś była szczęśliwa, teraz próbuje zaleczyć rany, dystansując się do tamtych wydarzeń i uciekając na wieś. Zrywa kontakt z mężem, z rodzicami, a także unika wszystkiego, co przypomina jej o przeszłości. Bogna też jest po przejściach. W młodości straciła najważniejszą osobę w swoim życiu, a to odcisnęło piętno na kolejnych latach i w pewien sposób uwarunkowało późniejsze wybory. Nie może powiedzieć, że miała złe życie, jednak nigdy nie było ono wystarczająco spokojne i spełnione. 

Dwie kobiety to bardzo dobra książka. Podoba mi się mnogość wątków, które wprowadziła Autorka - część z nich jest trudna i bardzo emocjonalna. Czytelnika zaskakują ludzkie tragedie, bo chociaż są one częścią naszego życia, to jednak w powieści pojawiają się nagle, wbijając w fotel, zdumiewając i wywołując ogromny smutek.

Bardzo zaskoczyła mnie ta powieść. Już w poprzedniej pojawiły się poważne wątki, więc niesłusznie założyłam, że ta będzie lekka, pełna miłości, ciepła. Nie była lekka, chociaż czytała się w zasadzie sama. Chłonęłam strony, a z nich wylewał się ból, gorycz, lęk, niezrozumienie dla drugiego człowieka. Dwie kobiety, dwie różne, a zarazem tak podobne historie -  oparte na stracie bliskich, na próbie odnalezienia spokoju i swojego miejsca na ziemi. Dwie kobiety, które zaczyna łączyć nić przyjaźni, a także poczucie, że razem mogą więcej osiągnąć.

Pasuje mi styl pisania Autorki, lekkie pióro, które ułatwia przyswajanie trudnych wydarzeń i tego ogromu emocji. Emocji, których podczas czytania może doświadczyć każda osoba, która kocha, która boi się o swoich najbliższych, która straciła kogoś, kto stanowił sens jej życia. To bardzo dobra książka, jedna z najlepszych, które przeczytałam w tym roku. Książka, która pozostanie ze mną na dłużej, bo nie boi się poruszać obszarów, które przeważnie są tematami tabu, które są potępiane w imię wiary, w imię światopoglądu zaszczepionego w młodości lub stereotypów towarzyszących nam każdego dnia. Powieść o tym, jak zrozumieć drugiego człowieka, jak nie krzywdzić, a przede wszystkim o tym, że każdemu wolno kochać - na swój sposób i że każdemu wolna żyć - tak, żeby było komfortowo - tej konkretnej osobie, konkretnej rodzinie.
 


 
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

niedziela, 7 lipca 2019

"Smakoterapia 3. Spiżarnia" Iwona Zasuwa

Tytuł: Smakoterapia 3. Spiżaria
Autor: Iwona Zasuwa
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 352

Spiżarnia, pełna smakołyków, zawekowanych własnoręcznie przetworów, to moje niespełnione marzenie. Od dawna bawię się w robienie dżemów, soków, warzyw w różnych zalewach. I przede wszystkim osiągnęłam już mistrzostwo świata w kiszeniu ogórków - wychodzą idealnie kwaśne, a zarazem ostre i twarde. 



Bez zastanowienia sięgnęłam po najnowszą książkę Iwony Zasuwy "Smakoterapia 3. Spiżarnia". Nie znam dwóch pierwszych części, ale jeżeli są tak wspaniałe, jak ta, to zaprzyjaźnimy się bez cienia wątpliwości. Nie jest tak, że jestem wielką fanką kuchni roślinnej, że wybieram wegetariańsko czy wręcz wegańsko. Jednak warzywa i owoce stanowią podstawę mojego wyżywienia. Te wszystkie moje słabe przypadłości medyczne sprawiają, że inaczej nie mogę (a przynajmniej nie powinnam). Pół talerza warzyw - gotowane, z naczynia żaroodpornego, kiszone i na surowo - praktycznie do każdego posiłku, chyba że jem na słodko, to wtedy nie. Chociaż ostatnio zagryzłam serek z truskawkami i orzechami ogórkami kiszonymi i też było dobrze.

Wracając jednak do książki - otworzyłam i wpadłam. Wpadłam po uszy, całkowicie i tak, że bardziej się nie da. I zaczęłam testowanie. Na pierwszy ogień poszedł zakwas z buraka - pierwszy wyszedł super, drugi to już mistrzostwo świata. Na drugi ogień poszła rzodkiewka. Pierwsza  wyszła ok, ale czegoś mi brakowało. I po nastawieniu drugiej i zmodyfikowaniu przepisu okazało się, że w tej pierwszej brakło chrzanu. Kolejne cztery pęczki zostały pożarte (trudno powiedzieć, że zjedzone, bo raczej pożarliśmy) i mąż zdecydowanie rozlubił się w tak podanej rzodkiewce. Aktualnie mam nastawione małosolne, które już są chyba ukiszone, rzodkiewki, zlany już kwas buraczany. I czekam, aż dojdzie kalafior! Test smakowy będę przeprowadzać w przyszłym tygodniu. Po wczorajszym targu dostawiłam też marchewkę. Ciekawe, co z tego wyniknie!

Na nowo pokochałam sałatkę z burakiem - zastąpienie gotowanego  kiszonym to strzał w  dziesiątkę. Przepyszna sprawa! Poza tym na stół wróciła ogórkowa, zakwas z ogórków piję też, kiedy dopada mnie ogromne pragnienie. A buraki wcinam i jako dodatek, i w zupie. Wspaniałe to jest. 



Początek książki to informacje ogólne, o tym, jakie warzywa wybierać i jak je przechowywać. O wekowaniu, mrożeniu, kiszeniu - wszystkich technikach, które pozwalają nam cieszyć się warzywami i owocami dłużej. A potem - potem to już są takie wspaniałości, że ślinka cieknie na samą myśl. Czytałam i zastanawiałam się, czy mam wszystkie składniki, kiedy będę mogła to wszystko zrobić. Jak już zaczęłam się zastanawiać, gdzie nastawię ocet jabłkowy, to stwierdziłam, że to nie jest uleczalne i koniecznie, ale to koniecznie trzeba zainwestować w dom, w którym będzie spiżarnia. I w ogród pełen owoców i warzyw. Już mamy mały zalążek tego wspaniałego miejsca, ale póki co nie rośnie w nim za wiele. Jedna czereśnia, trzy porzeczki i trochę poziomek - dobre i to. Pierwsze słoiczki z tegorocznych zbiorów są już zawekowane. 

Ja wiem, że to nie jest książka, którą każdy musi mieć i każdy nawet chciałby. Jednak bardzo się cieszę, że trafiła w moje ręce. Leży w kuchni na honorowym miejscu i  jest dla mnie inspiracją. Czego chcieć więcej? Pokazuje jak jeść zdrowo, co warto i jak poradzić sobie z tworzeniem przetworów bez cukru. A cukier to mój wróg i to naprawdę pozytyw, że w tych przepisach go nie ma. Dla każdego, kto lubi eksperymentować w kuchni, kto stara się jeść zdrowo i kolorowo.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Edipresse.