sobota, 30 grudnia 2017

"Światło w Cichą Noc" Krystyna Mirek

Tytuł: Światło w Cichą Noc
Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 352

Święta już za nami. A jednak postanowiłam wydłużyć sobie ten magiczny czas i przeczytać książkę "Światło w Cichą Noc" Krystyny Mirek. Okazało się, że to bardzo przyjemna lektura, idealna na zimowe wieczory.

Antek, któremu zawaliło się życie w stolicy, przybywa do Krakowa odwiedzić swoją babcię. Nie było go tu wiele lat. Traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa sprawiły, że nie chciał przybywać do rodzinnego domu i przeżywać wszystkiego na nowo. Początkowo chce tylko zostawić przesyłkę od mamy i udać się do hostelu w mieście, ale sytuacja rozwija się w innym kierunku i zostaje na dłużej. Postanawia zmierzyć się z demonami przeszłości i spróbować wybaczyć ojcu, że w swoim czasie zdradził matkę i założył inną rodzinę.

Sąsiadami babci Kaliny jest trójka rodzeństwa. Marcin, Bartek i Magda to fantastyczni młodzi ludzie, których świat skończył się pewnego wigilijnego wieczoru, kiedy dostali informację o śmierci rodziców. Od tamtej pory nienawidzą świąt i wszystkiego, co jest z nimi związane. Unikają wystaw świątecznych, potraw i widoku szczęśliwych ludzi. Sami wylatują w ciepłe kraje, żeby tylko uwolnić się od wspomnień i przetrwać ten trudny czas. W tym roku jednak sytuacja się zmienia.  Magda poznaje fantastycznego chłopaka Konstantego, dla którego święta są bardzo ważne. Chce on spędzić ten szczególny wieczór z dziewczyną, zobaczyć, jakie tradycje królują w jej rodzinnym domu. I to jest przełomowy moment w życiu rodzeństwa - odbywają trudną rozmowę, ale decydują się zostać i zorganizować prawdziwe święta - takie, jakie pamiętają z dzieciństwa.

Tak naprawdę każdy bohater powieści jest nieszczęśliwy. Antek traci wszystko - dom, dziewczynę, pracę i musi zacząć swoje życie od nowa. Dodatkowo ma żal do ojca i nie potrafi wybaczyć mu, że zostawił ich rodzinę. Łaniewscy po wielu latach postanawiają wyrwać się z marazmu i zmierzyć się z tym, przed czym tyle lat uciekali. Każdy z nich ma inne problemy. Marcin - najstarszy z rodzeństwa jest zmęczony ciągłym matkowaniem i pilnowaniem brata i siostry. Ciąży na nim zbyt duża odpowiedzialność. Bartek to lekkoduch. Nie potrafi zagrzać miejsca w żadnej pracy. Wszystko na dłuższą metę go nudzi. Nie interesują go związki. Magda próbuje ułożyć sobie życie, ale ciągle źle trafia. Upatruje w Konstantym szanse na normalność. Babcia Kalina całe życie tęskni za swoim synem, synową i wnukami. Jest sama i tylko młodzi sąsiedzi, którym pomaga, trzymają ją w pionie.

Pozornie szczęśliwy wydaje się Konstanty. Ma wspaniałą, dużą rodzinę. Magda przyjmuje zaproszenie na niedzielny obiad do jego posiadłości i jest zachwycona klimatem, jaki panuje w domu przyszłego narzeczonego. Przynajmniej początkowo. Wszystko jest tam idealne, potrawy są wspaniałe, porządek jak w szwajcarskim zegarku. Rodzice chłopaka wyglądają na szczęśliwych, jego rodzeństwo z rodzinami też. Tylko nagle do Magdy dociera, że coś tu nie gra. Pani domu wydaje się zbyt zmęczona. Nikt się nią nie interesuje, nikt nie pomaga, a na stole stoi tyle potraw, jakby przygotowywała je kilka nocy.

I to poszukiwanie szczęścia, dla siebie i dla innych to motyw przewodni powieści. Bracia Łaniewscy wcale nie mają ochoty zostać w domu na święta, ale robią to dla swojej ukochanej siostry. Oboje szykują dla niej świąteczne niespodzianki. Antoni chce uszczęśliwić babcię i siebie, dlatego wyrusza na spotkanie, które może odmienić jego życie, a przynajmniej wyjaśnić pewne zagadnienia z przeszłości. A Magda chce uszczęśliwić siebie i w końcu zatracić się w prawdziwym uczuciu, a także założyć szczęśliwą rodzinę.

Dużą przemianę przechodzi mama Konstantego. Dzięki Magdzie zaczyna dostrzegać, że całe życie godziła się na krzywdzący dla siebie układ. I postanawia zawalczyć - chociaż sama nie jest do końca przekonana, czy będzie umiała postawić na swoim, czy ma jeszcze szansę coś zmienić. Tylko co na to wszystko jej mąż, który jest przekonany, że daje żonie wszystko, a może nawet jeszcze więcej?

Pierwszy raz miałam do czynienia z  książką Krystyny Mirek i jestem pozytywnie zaskoczona tym, jak autorka buduje atmosferę powieści. Jest magia, są piękne opisy zimy i świetnie napisane, wyraziste postaci, których trudno nie polubić. W powieści panuje sielska atmosfera, pełna serdeczności i miłości. Problemy rozwiązują się i chociaż czasami rzeczywistość wydaje się okrutna, a wspomnienia są bolesne, to bohaterowie starają doprowadzić do tego, żeby nadchodzące święta były wyjątkowe i przełomowe. W końcu nie ma takiej sytuacji, z której nie można znaleźć wyjścia. Zwłaszcza że życie lubi zaskakiwać i czasami w najmniej spodziewanej chwili pojawia się ktoś, przy kim robi się cieplej i spokojniej na duszy.

Pozytywna lektura na długie, zimowe wieczory, którą niewątpliwie polecam. I z niecierpliwością czekam na kontynuację!


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Edipresse.


środa, 27 grudnia 2017

"Zbrodnia nad urwiskiem" Marta Matyszczak

Tytuł: Zbrodnia nad urwiskiem
Autor: Marta Matyszczak
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 296


Kocham koty. Taka prawda - to właśnie one, te charakterne i pozornie nieczułe zwierzęta, skradły moje serce. Jak to zatem się stało, że pies Gucio - główny bohater książek Marty Matyszczak tak bardzo wzbudził moją sympatię i przekonał mnie do siebie? Nie wiem. Jednak uroku osobistego ma tyle, że nie sposób przejść obojętnie.

Detektyw Solański zamieszkuje ze swoim czworonożnym pupilem chorzowską kamienicę. Nie dostaje wiele zleceń i tęskni za swoją przyjaciółką Różą, która wyjechała bez słowa wyjaśnienia. Pewnego dnia dzwoni jednak do niego mężczyzna, któremu zaginęła wnuczka. Proponuje detektywowi śledztwo z hojnym wynagrodzeniem. Jest to bardzo kusząca oferta, chociaż wiąże się z wyjazdem za granicę. Szymon organizuje zatem wyprawę życia do Irlandii, żeby odkryć, co stało się z Kasią, z którą starszy pan nagle stracił kontakt.

Na miejscu szybko okazuje się, że dziewczyna nie tyle zaginęła, ile zginęła. Solański podejmuje decyzje, że zostanie i dowie się, czy to było morderstwo i kto za nim stoi.

Wszelkie śledztwo jest jednak utrudnione przez pogodę. Nieustający deszcz, wiatr, braki w dostawie prądu i w zasięgu doprowadzają Szymona do szału. Wie jednak, że morderca musi być blisko, bo w takich warunkach nikt nie byłby w stanie uciec.

Kilkoro podejrzanych, z których każdy coś ukrywa i plącze się w zeznaniach, a do tego listy, które detektyw dostał od swojego zleceniodawcy i niesprzyjająca aura zapowiadają długie i mozolne śledztwo. Jednak przyjazd na wyspy ma też zaskakujący aspekt - w lokalnej burgerowni Szymon spotyka swoją przyjaciółkę. I okazuje się, że jej zniknięcie wiąże się z podjęciem pracy w irlandzkiej sieciówce. Oczywiście Róża, jak przystało na szanującą się dziennikarkę, węszy razem z Szymonem, co ma zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki.

A jaką rolę odgrywa w tej powieści Gucio? Oczywiście pomaga w śledztwie. W niezwykły, psi sposób przekazuje wskazówki Solańskiemu, chociaż tamten z różnym skutkiem potrafi je rozszyfrować. No dobrze, z mizernym skutkiem. Fragmenty pisane z psiej perspektywy są pełne humoru i trafnych spostrzeżeń. Gucio, jak na szanującego się psa przystało, jest inteligentny i gotowy nieść pomoc nie tylko Solańskiemu, ale też jego ukochanej Różyczce. Czasem irytuje się ciemnotą swojego pana, a także tym, że zrzucają na niego oskarżenia, z których bez władania ludzką mową nie umie się wybronić.

Szymon wydaje się bardziej rozgarnięty niż w poprzedniej części. Poza tym, że nie do końca potrafi określić swoje uczucia względem Róży - w tym wątku niewiele się zmienia. Zresztą ona poznaje na wyspie policjanta, z którym stara się zbudować związek. Charakter tej relacji jest dość skomplikowany - niby są razem, ale gdy w promieniu wzroku pojawia się Solański.... Wiadomo, stara miłość nie rdzewieje. Nie powiem, że akurat rozwój tej znajomości ciekawi mnie niezwykle - a gdzie tam luty! (I kolejna część).

W zasadzie cała akcja jest świetnie skonstruowana i ciężko domyślić się, kto stoi za morderstwem. Autorka ma lekkie pióro i poza sporą dawką dobrego humoru, serwuje czytelnikowi bardzo dobrze skonstruowany kryminał, z wyrazistymi postaciami i tajemnicą rodzinną w tle. A gdy dorzucimy do tego relację Szymona z Różą, czyli klasyczne "czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie", to dostajemy wciągającą powieść, od której ciężko się oderwać. Polecam!






Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.


sobota, 16 grudnia 2017

Co ŚBKi chętnie znaleźliby pod choinką?

Lubię robić gwiazdkowe prezenty. Nie tylko dlatego, że w ogóle lubię kupować bliskim różne rzeczy, ale też dlatego, że radość (albo jej brak) przy rozpakowywaniu to zawsze wskazówka, w jakim stopniu się znamy i czy wiemy, jaki podarunek dobrać.


A dla siebie? Jakby tak zastanowić się, czego do szczęścia mi brak i co tak naprawdę chciałabym znaleźć pod choinką, to nie byłoby tego aż tak dużo. 

1) Chwila dla siebie. To chyba najbardziej pożądany prezent przez każdą matkę ząbkującego niemowlaka. A ponieważ ząbkujemy bez ustanku, kolejny miesiąc, to i potrzeba tej chwili dla siebie jest coraz większa. Nie może być za długa - żeby maluch nie umarł z głodu, ani za krótka, żebym zdążyła wyłączyć się z tego życia w biegu, między karmieniami, jękami, stękami i innymi 'mamoooo' w wykonaniu starszaka. Egoistycznie, ale czasem trzeba! 

2) Po pobieżnym przejrzeniu nowości płytowych (albo i już nie takich nowości, bo zaległości mam z dwóch lat!) okazało się, że moi ulubieńcy powydawali to i owo. Nie wiem, czy to nie obciach przyznawać się do tych wszystkich Artystów (zawsze z wielkiej!), ale w moim życiu odwalili niezłą robotę (przy emocjach, przy każdym spadku formy, zwłaszcza w te fatalne dni) i czuję wielką potrzebę nie tyle powrotu, bo w głośnikach lecą, ile poznania nowości.
Michał Bajor "Od Kofty... do Korcza" Vol. 1
Michał Bajor "Od Kofty... do Korcza" Vol. 2
Magda Umer "Kolędy"
Magda Umer "Duety. Tak młodo jak teraz"
Magda Umer (i Hołownia) "Bezsenna noc"
Lara Fabian "Ma Vie Dans La Tienne"
Lara Fabian "Camouflage" - swoją drogą nawet nie wiem, czy już wyszło w całości, czy tylko single.

3) Książki! To bardzo problematyczny temat, bo lista, którą chciałabym mieć, jest długa, bardzo długa. I tak naprawdę mogłabym obdzielić tytułami całą rodzinę, a i tak nie dostałabym wszystkiego, co powinno stać i cieszyć oczy. Już nie wspominam o cieszeniu duszy w trakcie czytania! Najbardziej? "Nowa miłość" Osieckiej, oba tomy. Już tyle lat planuję zakupić, a jakoś się nie składa. I jeszcze "Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano. Czytałam z biblioteki, ale zawsze chciałam swój egzemplarz. A tak trudno go zdobyć! 

A przede wszystkim chciałabym znaleźć pod choinką karnet na łagodne ząbkowanie, na dużo zdrowia dla całej rodziny i gwarancję spokojnego roku 2018. I tych następnych najlepiej też. A także dużo siły do ogarnięcia codzienności, bo z tym to ostatnio bywa różnie.

O wymarzonych prezentach innych Śląskich Blogerów Książkowych można poczytać tutaj:

środa, 13 grudnia 2017

"Żniwiarz. Czerwone słońce"

Tytuł: Żniwiarz. Czerwone słońce.
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432

Znowu to samo. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale "Żniwiarz. Czerwone słońce" Pauliny Hendel jest tak samo pięknie wydany, jak i pierwszy tom powieści. Na regale wygląda cudownie.





Nie spodziewałam się, że druga część spodoba mi się bardziej niż pierwsza ("Żniwiarz. Pusta noc"). Po roku od swojej śmierci powraca Magda. Okazuje się, że bycie żniwiarzem w jej wypadku jest jakby dziedziczne. Nie bardzo potrafi poradzić sobie z emocjami, bo z jednej strony wie, że wróciła, a z drugiej przybrała zarówno ciało, jak i myśli, emocje, lęki Oliwii, która pod każdym względem była inna. I ten powrót jest trudny nie tylko dla Magdy, ale też dla rodziców, wujka Feliksa i Mateusza, który przez rok ukrywał się, próbując pogodzić się z tym, że został wykorzystany przez Pierwszego. I, że przez niego zginęli dziadkowie i Magda.

W powieści pojawiają się nowi bohaterowie - Janina, siostra Jadwigi, która w towarzystwie swoich wnuków, próbuje odzyskać rodzinny spadek. A także Kinga, która zakochała się w Mateuszu i nie może pogodzić się z tym, że chce on zerwać z nią wszelki kontakt i powrócić do Wiatrołomu. Wiąże z nim pewne matrymonialne nadzieje, więc nie rozumie, o co może mu chodzić. 

Dzięki nieprzemyślanym poczynaniom Pierwszego, który postanowił zabijać żniwiarzy, nawi powracają i stają się coraz trudniejsi do pokonania. Zaczynają zachowywać się niekonwencjonalnie, zaostrzają swoją aktywność i przysparzają tym Feliksowi i Magdzie dużo trudności. Poza rozprawianiem się z wieszczymi czy bezkostami próbują oni odnaleźć Gerarda - jedynego żniwiarza, którego obawia się Pierwszy. Poza tym czekają na powrót tego, który zabił dziewczynę i uczynił horror z życia Mateusza - nie wierzą, że znikł bezpowrotnie. Zwłaszcza że dzieje się coraz gorzej i katastrofa wisi w powietrzu.

Książka trzyma w napięciu. Naprawdę. Dalsza część losów mieszkańców Wiatrołomu jest przemyślana i konsekwentna. Pojawiają się nowe tajemnice, ale część tych z poprzedniego tomu zostaje rozwiązana. Autorka świetnie przygotowała powieść merytorycznie, a lekkie pióro i wyobraźnia dopełniły dzieła i w ten sposób otrzymujemy naprawdę dobrą lekturę - taką, od której nie można się oderwać i która sprawia, że chciałoby się już przeczytać kolejny tom.

Nowa Magda, a właściwie stara Magda w nowej skórze, nie wzbudza aż takiej sympatii, ale czytelnikowi szybko robi się szkoda dziewczyny. Poza tym, że teraz oficjalnie musi walczyć z nawimi, to jeszcze musi zmierzyć się ze swoim nowym wcieleniem. A to nie jest proste! Nie potrafi uporządkować swoich uczuć względem Mateusza, którego z jednej strony nienawidzi, a z drugiej chciałaby mieć obok. To rozdarcie wewnętrzne, a także niepowodzenia przy polowaniach komplikują jej relację z wujkiem, który cieszy się, że jego ulubienica wróciła, ale od powrotu drażni go jak nigdy dotąd. Rodzice Magdy akceptują nowy stan rzeczy i są szczęśliwi, że odzyskali swoją córkę. Za to ona nie potrafi obdarzyć ich takim uczuciem, jak przed śmiercią.

"Żniwiarz. Czerwone słońce" jest niewątpliwie przyjemną lekturą, której akcja rozkręca się z każdym rozdziałem. W czytelniku wywołuje cały wachlarz emocji - uśmiech, napięcie, smutek, stres, wstręt i lęk. Nieodpowiednia dla małych dzieci, bo niektóre opisy bywają obrzydliwe - zresztą zawód żniwiarza polega głównie na zabijaniu - i nie jest ważne, że nie ludzi, skoro i tacy upodabniający się do ludzi bywają. Myślę jednak, że spodoba się nastolatkom i dorosłym - oczywiście pod warunkiem, że nie przeszkadzają im wątki pełne magii i nadprzyrodzonych istot.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.



czwartek, 7 grudnia 2017

"Nudzimisie" Rafał Klimczak

Tytuł: Nudzimisie
Autor: Rafał Klimczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Skrzat
Liczba stron:128

Nudzimisie? Kim są te przedziwne stworzenia? Czy każdy może je zobaczyć? Niestety nie może, jeśli nie wie o ich istnieniu. Są to stworki, troszkę podobne do myszy, które zamieszkują bajkową krainę. Krainę tak barwną, że aż chce się w niej zostać na dłużej.  Kiedy jakieś dziecko bardzo marudzi, że nie ma co robić, to wystarczy, że zawoła: Nudzi mi się! I chętny do zabawy nudzimiś natychmiast zjawi się i zorganizuje marudzie czas.

Szymek to właśnie takie dziecko, które nie bardzo potrafi się sobą zająć. Siedzi na dywanie i jęczy, że się nudzi, a rodzina pochłonięta jest swoimi obowiązkami i nie ma dla chłopca czasu. Dopiero tata lituje się nad synem i zdradza mu tajemnicę o tych malutkich stworkach. Szymek postanawia przetestować... i Hubek zjawia się u niego w pokoju. W pierwszej chwili oboje są przestraszeni, ale po chwili zaczyna się zabawa na całego.

Kiedy Hubek wraca do domu, opowiada wszystkim, jak było w świecie ludzi. Jedni słuchają z zainteresowaniem, inni zazdroszczą, że udało mu się przeżyć tak fajną przygodę. Jego najbliżsi przyjaciele chcą, żeby następnym razem zabrał ich ze sobą. Wszak to jest dla nudzimisiów nowość - od dawna już nikt ich nie wzywał, tak naprawdę większość czasu same się nudzą i źle im z tym, że nie mogą służyć dzieciom. Oczywiście urozmaicają sobie swój czas, ale czekają, wciąż czekają, aż nadciągną chmury (każda chmura oznacza jedno nudzące się dziecko) i będą mogli wziąć się do roboty.

"Nudzimisie" to przesympatyczna książeczka zarówno dla przedszkolaków, jak i szkolnych maluchów. Dla Szymka poznanie Hubka to bardzo ważne wydarzenie. Poza tym, że przestał się nudzić, to jeszcze zyskał prawdziwego przyjaciela. To właśnie on pomógł mu zrozumieć, że trzeba walczyć o siebie i swoje dobre samopoczucie. W przedszkolu pokonali razem kolegę, który wszystkim dokuczał i pomogli słabszemu i mniej zaradnemu chłopczykowi odzyskać zabawkę. Świetna sprawa taki nudzimiś, prawda?

Każde dziecka miewa czasami dni, w które nie wie, co z sobą zrobić. I naprawdę szkoda, że te cudowne stwory nie istnieją naprawdę i nie mogą zająć naszych pociech. A może istnieją? Warto przekonać się na własnej skórze. Wszak wyobraźnia dziecka ma nieograniczone możliwości. Na pewno książeczka ta to przesympatyczna lektura, która dorosłych przenosi w krainę słodkościami płynącą, w której hamaki hoduje się przy domach, a lizaki zrywa się z drzewa (czyż nie brzmi cudownie?), a dzieciaki uczy, że można się wyśmienicie bawić samemu.  Znaczy z nudzimisiami. Wystarczy tylko odrobina chęci!



Wczoraj przybył do mojego starszaka Mikołaj z dwiema kolejnymi częściami. Wkrótce podzielimy się wrażeniami.

piątek, 1 grudnia 2017

"Mój obciachowy tata wymiata internet" Ben Davis

Tytuł: Mój obciachowy tata wymiata internet
Autor: Ben Davis
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 280

Co się dzieje z życiem dziecka, kiedy znika mama? Małej istotce wali się cały świat. A jeśli do tego tata zaczyna się dziwnie zachowywać, to wydaje się, że gorzej już być nie może. 

Główny bohater książki nazywa się Nelson. Ma młodszą siostrę i swój pokój pełen gier komputerowych. Jego rodzice ciągle się kłócą, a pewnego dnia znikają ubrania mamy. Oczywiście razem z mamą. Chłopiec jest załamany, dodatkowo jego tata traci kontakt z rzeczywistością, a siostra strasznie płacze i tęskni. I kiedy wydaje się, że nie może być gorzej, okazuje się, że tata postanawia... sprzedać wszystkie rzeczy i wyprowadzić się tam, gdzie nie dociera elektronika, media i wszystko, co jest do życia zbędne - jego zdaniem oczywiście. Zabiera swoją rodzinę na odludzie i chce ich uczyć przetrwania - w domu bez internetu, telefonu i rzeczy na pierwszy rzut oka bardzo potrzebnych. 

Nelson jest załamany. Nie tylko dlatego, że nie ma mamy i stracił swoja ukochaną konsolę. Po prostu nic nie jest normalne, a on zaczyna uchodzić za dziwaka. Przypomina sobie, że rodzice zawsze kłócili się o pieniądze i podejmuje decyzję - zarobi wystarczająco dużo, żeby przekonać mamę do powrotu. Próbuje swoich sił na kutrze rybackim, ale cała ta wyprawa nie należy do udanych. Nie tylko z powodu nędznego połowu, ale też dzięki chorobie morskiej, która dopada biednego chłopca. Zapłata za kilka godzin na wodzie też nie jest powalająca.


I kiedy wydawałoby się, że nie ma ratunku... Nelson wpada na genialny pomysł! Zostanie youtuberem! Będzie zarabiał na reklamach i w ten sposób na jego konto wpłynie wystarczająca kwota. Tylko jak tu kręcić i publikować filmy bez kamery i internetu? Na szczęście na ratunek przybywa sąsiadka, a Nelson zaczyna swoją wielką przygodę z videoblogiem. Oczywiście początki są trudne, zalicza wzloty i upadki, ale przy pomocy kolegów ze szkoły udaje mu się przetrwać kryzys. Dziwnym zbiegiem okoliczności schodzi na drugi plan swoich filmików, a najwięcej fanów przyciąga... jego tata vel Misiek Grizzli. 

Nelson rozpaczliwie chce odnaleźć mamę. Tęskni za nią i nie chce uwierzyć, że tak po prostu mogła odejść i ich zostawić. Jego siostra często płacze, ale wierzy w to, że bratu uda się tajna misja - dlatego mimo młodego wieku, kryje go przed tatą - byle tylko ukochana mamusia do nich wróciła. Chłopiec nie myśli o tym, co będzie, kiedy tata dowie się, że jest gwiazdą internetu - nawet kiedy popularność rośnie w niebezpiecznie szybkim tempie. A ojciec... udaje, że pasjonuje się życiem w zgodzie z naturą, wścieka się na najmniejszą wzmiankę o telefonie czy internecie i nienawidzi sąsiadki, która projektuje strony www. Nie widzi cierpienia swoich dzieci i tego, jaką krzywdę wyrządza im, skazując na życie tak różne od życia innych dzieciaków.

Cała książka ma formę relacji z videobloga, czym wyróżnia się pośród innych pozycji. Narratorem jest Nelson, który opowiada całą historię i szczerze mówi o swoich uczuciach. Warto przeczytać, żeby przekonać się, czy uda mu się odnaleźć mamę i jaką ewolucję przejdzie w tym czasie jego tata. 

Na pewno jest to powieść skierowana do dzieci - może troszkę bardziej do tych z rozbitych rodzin, które nie potrafią pogodzić się z odejściem jednego z rodziców. Dodatkowo autor zwraca uwagę na rolę elektroniki w życiu najmłodszych - na wirtualny świat, w którym żyją dzieci - czy to w internecie, czy w grach komputerowych. Z jednej strony podkreśla, że nasze życie bez tak podstawowych gadżetów jak telefon czy laptop jest trudne, a z drugiej pokazuje, jak groźne mogą być uzależnienia i jakie internet może nieść zagrożenie. I chociaż tematyka wydaje się trudna, to książka napisana jest w bardzo przystępny i miejscami nawet w dość zabawny sposób. Warto przeczytać! 


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Akapit Press.