środa, 30 stycznia 2019

"Światło o poranku" Krystyna Mirek

Tytuł: Światło o poranku
Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 352

Rok temu czytałam pierwszy tom tej serii - "Światło w Cichą Noc". Powróciłam do znanych mi już bohaterów z dużą przyjemnością. Niezmiennie zachwyca mnie klimat, który stworzyła w tych dwóch powieściach Krystyna Mirek. Subtelne, delikatne opisy uczuć, wzlotów, upadków, a do tego ciepło, które bije od bohaterów i nastrój panujący w powieści to niewątpliwe atuty tej lektury. 

Magda próbuje się pozbierać po rozstaniu z Konstantym. Nie jest to łatwe, zwłaszcza że pracują w tej samej firmie, a on sam związał się z ich szefową. Zauroczony dziewczyną Antek nie do końca może pogodzić się z tym, że Magda jest zupełnie niezainteresowana bliższą znajomością. Świetnie odnajduje się w relacji przyjacielskiej, ale nie pozwala sobie na głębsze uczucia. Jej brat Bartek w końcu odnajduje swoje miejsce w firmie sprzedającej samochody. Jest zadowolony ze swojej pracy, odnosi sukcesy i cieszy się szacunkiem szefostwa. Uczuciowo nie angażuje się zbytnio, chociaż chętnie odwiedza koleżankę w cukierni. Zaprzyjaźnia się natomiast z Bianką, świetnie się z nią dogaduje, ale ta relacja nie opiera się na żadnych głębszych uczuciach. To Michał, brat Bartka i Magdy jest w niej szaleńczo zakochany. Dziewczyna odwzajemnia jego uczucia, ale jak to czasami bywa, żadne nie może się zebrać na odwagę, żeby przyznać, co mu w sercu gra. 

I znowu większość bohaterów jest nieszczęśliwa. Chociaż pozornie pod koniec poprzedniego tomu wszystko zaczynało się układać, tak teraz się rozsypuje. Nawet babcia Kalina nie cieszy się długo swoimi wnukami, albowiem Bianka podejmuje trudną decyzję o powrocie do Warszawy. A jak już smutek i marazm dopada babcię, najpozytywniejszą postać w książce, to i odbija się na pozostałych postaciach. 

Konstanty nie jest szczęśliwy w swoim związku. Zadziałał pod wpływem ojca i teraz ponosi konsekwencje swoich decyzji. Jego matka stara się za wszelką cenę poukładać na  nowo swoje małżeństwo. Zmusza męża do większej aktywności, do rozmowy, marzy o tym, żeby wrócił do sypialni. Chce poczuć się kochana, pożądana i potrzebna. W najgorszej sytuacji znajduje się ojciec Konstantego, któremu wali się świat. Żona się buntuje, syn się buntuje, a potencjalna synowa, w której pokłada ogromne, zawodowe nadzieje, robi głupotę za głupotą i też zawodzi na całej linii. Nie wie, jak odbudować relacje, jak nie dopuścić do rozpadu rodziny. 

Kilka odrębnych historii, które przeplatają się ze sobą, wzajemnie się uzupełniając. Znowu bohaterowie próbują odnaleźć szczęście, spokój i harmonię. Na szczególną uwagę zasługuje Dorota, która rewolucjonizuje całe swoje życie. Nie przygotowuje już wielu potraw na każdy posiłek, nie dba o to, żeby mężowi na każdym kroku usługiwać. Wymusza wiele zachowań, które dotychczas były dla niego obce albo zostały totalnie zapomniane z czasów narzeczeństwa i wczesnego małżeństwa. Bardzo przyjemna dla oka przemiana i dająca nadzieję, że ta kobieta w końcu dopnie swego. Osiągnie szczęście, które jej się należy i szacunek, który mąż zapomina okazywać.

Krystyna Mirek pisze lekko, składnie i bez zbędnych opisów, dłużyzn. Nie dopatrzyłam się irytujących i charakterystycznych dla gatunku zawirowań, które są schematyczne i dążą do przewidywalnych rozwiązań. Bohaterowie zachowują się względnie normalnie, problemy ich nie są wydumane, a charakterologicznie też prowadzeni są w sposób przyzwoity. "Światło o poranku" uważam za książkę, którą czyta się szybko i która wciąga od pierwszej strony. Bianka, Antek i babcia Kalina to przesympatyczni ludzie, których los mocno doświadczył, a mimo wszystko starają się żyć pogodnie i zmierzyć z demonami z przeszłości. Rodzeństwo zza płota zaczyna wychodzić na prostą. Bracia i siostra wybudzają się z marazmu, zaczynają więcej czuć i więcej rozmawiać o uczuciach. Zamykają pewien rozdział, żeby zacząć wszystko od nowa.

Nawet Konstanty dochodzi do wniosku, że czas żyć na własny rachunek. Boi się tego, ale czuje, że musi odnaleźć swoje szczęście. Czeka go trudna walka o własne marzenia, ale jest na nią gotowy - zwłaszcza po ostatnich zawirowaniach miłosnych i zawodowych.

Godna polecenia, niewątpliwie.



poniedziałek, 21 stycznia 2019

ŚBK: Książka papierowa, e-book, audiobook, czyli o tym, co i jak czytamy

Dawno, dawno temu za górami i lasami żyła sobie dziewczynka, która marzyła o tym, żeby mieć czytnik.  Nie mógł być to pierwszy lepszy czytnik, albowiem musiał to być Kindle. Różne są marzenia, jej było właśnie takie. Odkładała ten zakup i odkładała, bo zawsze były ważniejsze wydatki. Aż pewnego dnia po prostu nabyła. Zachwytów nie było końca. Do czasu, jak się okazało, że nie bardzo ma co czytać. No niby były Wolne lektury i "Pan Tadeusz" bez ograniczeń, ale współczesne e-booki wychodziły drogo i nie stanowiły miłej i taniej odmiany względem papierowych wersji. Czytnik więc zaległ w kącie... i tak sobie leżakował. I leżakował. W końcu legimi się ogarnęło i dołączyło do pakietów .mobi. Wielki dzień to był i wielka radość. Legimi wszak się opłaca.  Dziewczynka przeprosiła się ze swoim czytnikiem i na nowo odkrywała radość z czytania na tym urządzeniu.

To taka krótka, ale dość przyjemna historia, która wydarzyła się naprawdę. Czytnik mam od czterech albo pięciu lat, ale dopiero od roku naprawdę na nim czytam. Wykupiłam abonament legimi i w autobusach, do snu, w poczekalni - nie ma nic lepszego i nic.. lżejszego.

Co czytam na czytniku? To, co tylko testuję. Nowi autorzy, książki o przeciętnych recenzjach, wszystkie gatunki, które nie do końca są moją bajką. Aktualnie czytam obyczajówkę za obyczajówką, bo na nic poważniejszego nie mam zwyczajnie sił.



Jednak to nie jest tak, że jak już czytnik, to papier absolutnie nie. Aktualnie to rzadszy wybór, ale tak na ogół jednak częstszy. Lubię mieć książki na półkach, lubię mieć papierową książkę w ręce. I nade wszystko lubię paczki, które przynosi listonosz! W papierze czytam nowości, które bardzo chcę przeczytać, książki do recenzji i to, co po prostu lubię, do czego wracam wielokrotnie. (Ot, chociażby "Harry Potter" czy cała Chmielewska).

Z czytnika korzystam w nocy, bo ma podświetlenie. Nie budzę w ten sposób męża i syna, oni śpią, ja rozkoszuję się lekturą. Korzystam też w samochodzie/autobusie/na wakacjach. Z różnych względów.. zajmuje mniej miejsca, zawiera w sobie kilka(dziesiąt)naście powieści. Poza tym totalnie nie rozumiem, jak to jest możliwe, ale przy książce papierowej w samochodzie się skupić nie mogę, a przy e-bookach nie mam z tym problemu. Wygoda to jest, jak nie wiem!



Od audiobooków bardzo długo stroniłam, ale też zaczynam się do nich przekonywać. Generalne sprzątanie kuchni na jesień uprawiałam przy powieści "Toń" Marty Kisiel. To była pierwsza książka, którą wysłuchałam przynajmniej do połowy. Od września moje starsze dziecię molestuje mnie, ba! cały dom! audiobookami czytanymi przez Edytę Jungowską. Fantastycznie czyta i naprawdę miło się słucha. W ten sposób do znudzenia wałkujemy "Dzieci z Bullerbyn", "Pippi Pończoszankę" czy inne znane i lubiane książeczki dla dzieci z legimi. I chociaż nie wsłuchuję się w te opowieści, to mam wrażenie, że na tyle oswoiły mnie z audiobookiem, że jednak polubię. Może jeszcze nie teraz, ale w końcu tak.

Cytując klasyka: ten brak czasu tak dolega (J. Kofta) i to dolega coraz mocniej. Nie sprawdzałam jeszcze, czy dam radę pracować przy audiobookach. Prawdopodobnie nie. Jednak w domu przy sprzątaniu, gotowaniu, praniu czy nadzorowaniu młodzieży będą mi przybliżać nowości wydawnicze, czy powieści, które po prostu dobrze się słucha, bo inaczej musiałabym zrezygnować z książek, a tego nie chcę. To jest moje postanowienie na 2019 - oswojenie audiobooków!

Czytam na różne sposoby, czytam różne formaty i formy i jestem wolna od jakichkolwiek uprzedzeń. Wiem, że nie każdemu leży czytnik czy audiobook (też mi nie leżał!), ale sama odnajduję się w tych technicznych udogodnieniach i cieszę się, że są coraz to większe (i tańsze!) możliwości.



Jest to post tematyczny, który powstał przy współpracy z grupą Śląskich Blogerów Książkowych.



niedziela, 20 stycznia 2019

"Garść pierników, szczypta miłości" Natalia Sońska

Tytuł: Garść pierników, szczypta miłości
Autor: Natalia Sońska
Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 364

Ciężko mi się w tym roku zmobilizować do przeczytania książki mrocznej, kryminalnej, trzymającej w napięciu. Cokolwiek. Niby chciałabym, a i tak wybór pada na kolejną obyczajówkę. Wynika to z faktu, że zwyczajnie żyję w pędzie, czytam w biegu, w autobusie, przed snem. Dobieram lektury, do których się łatwo wraca i w których trudno zgubić wątek.

Postanowiłam pozostać w klimacie świątecznym i sięgnęłam po książkę Natalii Sońskiej "Garść pierników, szczypta miłości". Mam sporo mocno skomplikowanych odczuć po zakończeniu lektury. Przede wszystkim nie oczarowała mnie bezgranicznie, bo nie potrafiłam polubić postaci. Główna bohaterka to zdesperowana karierowiczka, która marzy o tym, aby odnieść sukces w dziennikarstwie. Hania ma niewyparzony język, czuje się wiecznie pokrzywdzona, a zarazem swoim zachowaniem rani innych. Toczy konflikt z szefową, która jest obecną żoną wcześniejszego partnera Hani. Panie wyraźnie nie pałają do siebie sympatią, są dla siebie niemiłe i w zasadzie ich relacja jest naprawdę dziwna. Marek bardziej stoi po stronie dawnej dziewczyny niż żony, chociaż ma to swoje usprawiedliwienie w tym, że żona go bardzo skrzywdziła. Nie jest to bohater, którego można polubić, taki typowy pies ogrodnika, który na dodatek zachowuje się bardzo nieładnie w stosunku do wszystkich.

W życiu Hani pojawia się Wiktor, który od razu miesza jej i w głowie, i w sercu. Jego sytuacja życiowa jest trudna, albowiem dostaje pod opiekę dwójkę maluszków - syna i córkę swojej siostry, która zginęła w wypadku. Oczywiście wybuchowa bohaterka opacznie rozumie jego sytuację życiową i zamiast wysłuchać, w ciemno ocenia - najpierw robi wymówki, że chce ją zdegradować i proponuje jej rolę niani, a potem oskarża, że każda kobieta, która pojawia się w jego towarzystwie to jego partnerka. Nie potrafi zaufać, nie potrafi logicznie myśleć, a nade wszystko nie potrafi trzymać na wodzy emocji.

Z szefową też gra nieczysto. Oskarża ją o to, że celowo blokuje awans, że nie daje szansy, a sama też zachowuje się bardzo nie w porządku. Chociażby flirtując z jej mężem. Chociażby poniżając na oczach współpracowników. Straszny charakter i niesympatyczna bohaterka, ot co.

Z kart powieści można dowiedzieć się wiele o tym, jak rodzinną osobą jest Hanna. Jednak zupełnie tego nie czuć. W domu praktycznie nie bywa, a nawet jak jedzie na święta, to tylko na chwilę, a potem z całą tą swoją rodzinnością zabiera się i wyjeżdża na narty.

Wydarzenia w książce następują po sobie szybko, relacja z Wiktorem rozwija się błyskawicznie i bardzo dynamicznie. Mija chwila, a Hania już nienagannie zajmuje się dziećmi, swobodnie czuje się w jego  kuchni, zachowuje się, jak wieloletnia narzeczona. Nie jestem przekonana czy taka relacja wypada realistycznie, ale niewątpliwie jest sympatycznie, zwłaszcza kiedy na horyzoncie pojawiają się dzieci i sceny nabierają charakteru czułości, delikatności, rodzinności.

Przeczytałam z dużą przyjemnością, chociaż książka mnie irytowała. Może nie tyle sama powieść, ile bohaterowie. Kulminacja irytacji nastąpiła w końcówce, chociaż wiem, że takie rzeczy się zdarzają, to jednak... oj jak to w obyczajówkach, byle namieszać. Nie pałam pozytywnym uczuciem do Hanny, ale mam wrażenie, że w relacji z Wiktorem trochę normalnieje. Pożyjemy zobaczymy, bo to seria (znowu seria!) i z pewnością przeczytam kolejne części.



sobota, 5 stycznia 2019

"Randka pod jemiołą" Agnieszka Olejnik

Tytuł: Randka pod jemiołą
Autor: Agnieszka Olejnik
Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 391
 
Oczywiście znowu nie sprawdziłam, czy to początek jakiejś serii, czy powieść, która stanowi oddzielną jednostkę. Przeczytałam, zachwyciłam się... a teraz będę musiała nadrobić aż 2 wcześniejsze części. No co zrobić! A ja tak lubię chronologicznie! 
 
"Randka pod jemiołą" Agnieszki Olejnik wpadła do mojego czytnika przypadkiem, albowiem zachwyciła mnie okładka."Nie oceniaj książki po okładce" mówili, a ja oceniam i całkiem nieźle na tym wychodzę. Chociaż niewątpliwie pomijam też te mniej atrakcyjne wizualnie, ale wciąż perełki. 

Tym razem powieść zachwyciła mnie od samego początku. Nawet nie samą akcją, nie postaciami, a... stylem. Taka ciepła i gawędziarska opowieść o trudach życia, zdradzie, niespełnionych miłościach, kobietach, które mogą więcej i przypadkach, które chodzą po ludziach. 

Joanna tkwi w swoim poukładanym świecie - mąż, praca, obowiązki. Prasowanie, gotowanie, trzymanie diety. Łóżko. Wszystko idealne i... smutne. Pewnego dnia odkrywa, że mąż ją zdradza. Załamana i nieszczęśliwa popada w rozpacz, depresyjnie zamyka się w sobie i rozpaczliwie próbuje wymyślić, jak odzyskać niewiernego. Na szczęście rodzeństwo i przyjaciele nie zostawiają jej samej sobie. Tłumaczą, przekonują i uświadamiają. Tłuką oczywistości, które dla Joanny są zbyt skomplikowane. Namawiają na zmiany i pokazują, jak zniewolona była do tej pory. Sprawę komplikuje mąż, który wyrzuca dziewczynę z domu - chce tu mieszkać ze swoją nową partnerką. Na dodatek mówi, że dopiero teraz pierwszy raz kocha, a Joanna była pomyłką... 

Agata z Igą ruszają na ratunek. Znajdują Asi przytulny pokój, zapoznają z niezwykle energetyczną Zoją, która rewolucjonizuje jej sposób myślenia. Dzięki temu powoli odżywa, zmienia się. Odkrywa, że wcale nie chce żyć jak dotychczas, wolność jest bardzo kusząca. 

Oczywiście, gdybym przeczytała wcześniejsze części, to byłabym mocno zaprzyjaźniona z bohaterami. Nie da się ich nie lubić. Rodzeństwo, przyjaciele - wszyscy serdeczni i pomocni, w tym dwie milionerki, które mimo większych możliwości żyją normalnie, a za cel wzięły sobie pomaganie innym. Asia odkrywa, jak bardzo denerwuje ją jej obecna posada, jak dość ma etatu nauczyciela. Zastanawia się nad zmianą pracy - tylko czy starczy jej odwagi, żeby aż tak wywrócić swoje życie do góry nogami? A co z uczuciami? Zranione serce boi się na nowo zaangażować, zresztą Joanna sama powtarza, że nie chce być związku, jako kobieta niezależna i wolna nareszcie zaczyna być szczęśliwa. 

Tak, jest przewidywalnie, zbyt sielankowo, trochę naiwnie... ale dla mnie jest też idealnie. Są takie książki, które po prostu same się czytają, a postaci są tak sympatyczne, że mimo ukończenia lektury, myśli wciąż wokół nich krążą. Mam nadzieję, że Autorka nie poprzestanie na tej części, bo jest to taka historia, którą niewątpliwie warto kontynuować. Zwłaszcza że kilka wątków pozostało jeszcze niedokończonych. Poza tym już dawno nie spotkałam się z taką ilością ciepła i serdeczności. Pozytywna lektura wprowadziła mnie w pozytywny nastrój, a tym samym uprzyjemniła końcówkę roku. 
 
Podobało mi się też nienachalne wprowadzanie wątków.  Czy to kwestie macierzyństwa, czy samotności, a nawet homoseksualności - wszystko naturalnie, bez dorabiania wielkich ideologii czy przesadnego przeżywania. Ot ktoś jest sam, a inny ma dzieci i tyle. Ten się zakochał, tamten odkochał, a jeszcze inny żałuje, że zawalił. Wszystko wyważone.  

To na pewno nie jest moje ostatnie spotkanie z Autorką. Mam nadzieję, że zanim nadrobię poprzednie części, to już pojawi się kolejna książka z serii. 



wtorek, 1 stycznia 2019

"Wierność jest trudna" Agata Przybyłek

Czy w 2019 postaram się więcej pisać? Tak.
Czy w 2019 postaram się więcej czytać? Tak.
Czy w 2019 postaram się dotrzymać postanowień? Tak.
Jednak czy je dotrzymam... Nie oszukujmy się. Myślałam, że będzie łatwiej. Jako pracująca mama dwójki łobuzów straciłam sporo sił, a jeszcze więcej czasu. Jest, jak jest. Jednak ten 2019 ma być rokiem lepszym, a przynajmniej nie gorszym, pod każdym względem, więc...

A dla Was najlepsze życzenia zdrowia i spokoju. Jak zdrowie jest, spokój jest, to i na wszystko inne znajduje się i czas, i siły!

A tymczasem...

Tytuł: Wierność jest trudna
Autor: Agata Przybyłek
Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 390

Dzisiaj rano zerknęłam na facebooka, a tam wypowiedź o tym, że trzeba czytać dobrą literaturę, że nie powinno się szczycić czytaniem słabej.

I tak zastanowiłam się, kiedy ja ostatnio czytałam dobrą książkę. Dobrą. Czyli jaką? Trudną w odbiorze i pełną górnolotnych słów i sentencji? Poruszającą tematy ważne i ważniejsze, bo o śmierci, bo o scenie politycznej, bo felieton, a nie obyczajówkę? I właściwie dlaczego trzeba? Czy czytelnik fantasy, obyczajówek i o zgrozo erotyków i  harlequinów, to w ogóle powinien na temat literatury zamilknąć na wieki? I czy w tych gatunkach też są dobre i złe, czy wszystkie są po prostu złe? Albo po prostu dobre? I jeżeli ja wypisałam z jakiejś książki 20 cytatów, płakałam podczas czytania, a w całej historii odnalazłam kawałek siebie i dla mnie to arcydzieło, to czy dla innego czytelnika też będzie?

I po tej porannej refleksji przyszłam napisać recenzję książki "Wierność jest trudna" Agaty Przybyłek. Lekkiej, przewidywalnej, banalnej, kolorowej opowieści o szczęśliwej i spełnionej kobiecie, która  przygotowuje się do ślubu. Ma wspaniałego narzeczonego, jest ułożoną, grzeczną córką, lepszą i spokojniejszą z bliźniaczek, ukochaną siostrą, najlepszym przyjacielem i w ogóle niedoścignionym wzorem cnót. Życie stawia na jej drodze Szczepana, który zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Wdziera się on do świata Elizy i powoli, stopniowo wybudza tę część natury, którą dziewczyna zawsze tłumiła, żeby tylko nikomu nie zrobić przykrości. Oczywiście nie ma żadnych szans, bo Eliza jest wpatrzona w swojego Pawła, z którym tworzą przesłodzoną parę chadzającą na spacery, tulącą się w cieniu drzew i spędzającą czas grzecznie i poprawnie. Tylko czy aby na pewno nie ma?

Szczepan i Eliza zaprzyjaźniają się ze sobą. Znaczy on nie ma wątpliwości, że chce czegoś więcej, a ona usilnie tłumaczy sama sobie, że to tylko kolega, że to tylko spacer, że to tylko piknik, że nigdy nic, bo kocha swojego narzeczonego. Nie ułatwiają delegacje Pawła ani to, że przypadkowy dotyk Szczepana ją elektryzuje, a pocałunki wybranka niestety nie. Sprawę komplikuje jej siostra bliźniaczka, która przypadkowo poznaje Szczepana i jest mocno zdeterminowana, żeby go poderwać. Knuje intrygi, bruździ, nawet jak dziewczyny orientują się, że w głowie im namieszał ten sam facet. Tak naprawdę Patrycja nie myśli poważnie o związku, chce się tylko zabawić. I na swój sposób utrzeć nosa bliźniaczce, chociaż w gruncie rzeczy bardzo ją kocha.

Trudno jednoznacznie ocenić zachowanie Elizy. Z jednej strony grzeczna i poukładana, nie chce krzywdzić, nie potrafi odmówić, działa z automatu w sposób poprawny i jedyny właściwy, z drugiej po spotkaniu Szczepana coś w niej pęka. Czarę goryczy przelewa matka, która spotyka się z mężczyznami z serwisu randkowego. Eliza krytykuje ją, utrudnia jej spotkania, robi sceny, a sama... a sama spotyka się z przyjacielem, któremu daje się pocałować. Trochę hipokryzja? Czy tylko zagubienie? 

I teraz chciałabym nawiązać do wstępu. To jest ta zła książka, prawda? Obyczajówka z romansem w tle, do tego przewidywalna. Autorka posiada lekkie pióro, czyta się szybko, aczkolwiek jest zbyt poprawnie, miejscami mało naturalnie. Cała historia jest przyjemna dla duszy, ale trudno powiedzieć, że wnosi cokolwiek i zmienia diametralnie życie. W miejsce wzniosłych słów, pięknych cytatów i mądrości, pojawiają się dialogi i opisy zwykłych, życiowych sytuacji. Trudno też w wielkich superlatywach opisać postaci. Główna bohaterka jest irytująca, poczynając od tych dziewczęcych, skromnych sukienek, które nosi, po jej dylematy, rozterki, to przeświadczenie, że trzeba ulegać i każdego głaskać po główce, że nie mówi się prawdy, bo ona może zaboleć. Jej Paweł jest mdły i wcale się nie dziwię, że elektryzuje ją Szczepan. Ten z kolei niby zakochany, a też nie potrafi być szczery. Nie chce być z Patrycją - ok, ale czemu o jej zachowaniu i tej całej dziwnej sytuacji nie opowie Elizie? Ogólnie wszyscy są do bólu przewidywalni, przynajmniej w pierwszej połowie powieści. Może poza Patrycją, która co prawda jest złośliwa, ale jako jedyna ma wyraźnie nakreślony, buntowniczy charakter. Czyli jednak gniot i źle, że się chwalę, że przeczytałam?

Nie, nie gniot. To jest przyjemna, relaksująca książka, która pozwoliła mi miło spędzić czas. I chociaż stylowo nie porwała mnie w 100%, chociaż nie wywoływała wybuchów śmiechu i nie wzruszyła do łez, to chętnie sięgnę po kontynuację. A także część poprzedzającą, której wcześniej nie miałam okazji przeczytać. A stoi na półce! I może w tym momencie wychodzę na mało inteligentnego człowieka, co nie czyta dobrych książek, ale... Czytam, co lubię, co sprawia mi przyjemność. Jeśli książka jest zła, w moim odczuciu zła, to właściwie pewne, że wróci na półkę i nie dobrnę do końca. "Wierność jest trudna" nie jest taką powieścią, którą będę wychwalać pod niebiosa i nie powiem: wspaniała, czytajcie wszyscy! Jednak wiem, że są osoby, którym przypadnie do gustu, bo to ciepła, rodzinna opowieść i chociaż historia jakich wiele, to jednocześnie historia, która w mniejszym lub większym stopniu mogłaby się przydarzyć każdemu. I dla mnie była idealnym wyborem. I dobrą książką, którą potrzebowałam tamtego dnia, w tamtej chwili.



A już tak całkiem na marginesie. Czytam i zachęcam do czytania. Uważam to za świetną zabawę i moim zdaniem każda książka coś wnosi do naszego życia. Każda. Erotyk i komedia kryminalna też. Nie tylko zabijają nudę i wypełniają czas, można z nich wynieść coś dla siebie. Szufladkowanie literatury wyrządza jedynie krzywdę i wprowadza jakieś dziwne podziały. Czytajmy dobre książki, miejmy refleksje, krytykujmy. Tak, jak najbardziej! Tylko jeśli nie krytykujemy, bo zamiast błędów interpunkcyjnych, słabej stylistycznie książki i schematycznej akcji, odnajdujemy powieść, która przez lata będzie najważniejszą przeczytaną historią, która pomoże wyjść z dołka, zrozumieć, przemyśleć? Uwielbiam motto Domi z bloga Domi czyta "Czytaj i pozwól czytać innym". Dokładnie tak.