Autor: Magdalena Knedler
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 348
To nie było moje pierwsze spotkanie z Autorką. Jakiś czas temu czytałam "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" i bawiłam się przy tej książce wyśmienicie. Bez wahania wzięłam do ręki kolejną powieść i jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jest ona utrzymana w zupełnie innym klimacie. Nie kryminał, a kawałek porządnej, niezwykle subtelnej obyczajówki. I to zdumiało mnie bezgranicznie, bo nastawiłam się na trzymającą w napięciu, wartką akcję, a w zamian dostałam piękną opowieść o niezwykłej miłości, o sile przyjaźni i o tym, ile człowiek jest gotów zaryzykować, żeby odmienić nie tylko swoje, ale też czyjeś życie.
Eliza jest poetką, która właśnie wydała tomik. Samotna, niezależna i dumna ze swoich osiągnięć, dostaje wiadomość od przyjaciółki z dawnych lat. Kiedyś poróżnił je chłopak, dzisiaj spotykają się w szpitalnej sali, w której jedna leży i czeka na najgorsze, a druga przychodzi wysłuchać niedorzecznej propozycji. Postaci w powieści jest kilka, wątków jest kilka, ale to ta rozmowa, ta prośba, a właściwie błaganie, jest kluczowe dla dalszych wydarzeń. Eliza zgadza się zaopiekować córką przyjaciółki - na czas jej leczenia za granicą, a na wypadek śmierci już na zawsze. Zgadza się, chociaż nigdy nie miała dzieci, chociaż nie wie, jak to jest być mamą. Zgadza się, bo jest jej przykro, że ktoś, kogo kochała, kto był częścią jej świata, teraz umiera. A przede wszystkim zgadza się, bo gdzieś w głębi duszy nie chce już być sama, chce mieć namiastkę rodziny. Razem z córką dostaje dom, zakład fryzjerski i szansę na lepsze życie. Poeta nie zarabia kokosów, a dorabianie w bibliotece też nie przynosi takich zarobków, żeby wieść spokojne życie.
Los stawia na drodze Elizy miłość jej życia. Przewrotnie - ona jest też jego miłością. Jedna ulotna chwila w bibliotece wieki temu sprawiła, że tych dwoje zawsze o sobie marzyło, zawsze było sobie pisanym. Tylko jakimś cudem nie było im pisane związać się ze sobą, bo on wybrał inną, chociaż sam nie wie, czemu. A w życiu tak właśnie bywa - prawdziwa miłość musi czasami poczekać na swoją szansę.
Równolegle z historią tej dwójki - wziętego prawnika i poetki z nową córką na stanie, toczy się opowieść o młodej dziewczynie, która pokochała najmocniej, jak umiała. Pokochała wbrew wszystkim, wbrew zdrowemu rozsądkowi i wbrew najbliższym. Pokochała drania, który nie był wart jednego spojrzenia i który wrobił ją w wypadek samochodowy. Zamknięta w sobie, nieszczęśliwa, z matką, która ośmiesza ją w sieci - szuka wsparcia w swoim prawniku. Początkowo idzie w zaparte, ale w końcu dociera do niej, że to nie o to chodzi, żeby brać na siebie winę za cudze czyny, że miłość to nie cierpienie, aż w końcu, że jej ukochany to zwykły łotr, który bezwzględnie ją wykorzystał.
"Klamki i dzwonki" Magdaleny Knedler to taka książka, od której nie można się oderwać. I chociaż ciężko powiedzieć, że akcja biegnie wartko, a postaci są genialnie napisane, to całość jest pięknie ułożoną historią, w której zazębiające się ze sobą wątki tworzą ciekawą i skłaniającą do przemyśleń opowieść. Czytelnik poznaje tragedię kobiety, która wychowuje samotnie córkę i musi znaleźć dla niej kogoś, kto ją wychowa na ludzi, kto będzie obok i wesprze, kiedy przyjdzie najgorsze. To tragiczna historia mamy, która z miłości usuwa się cień i wybiera najlepszą osobę na swoje miejsce. Która czuwa nad powodzeniem całego przedsięwzięcia, która woli umierać w samotności niż skazać swoje dziecko na ogromne cierpienie i smutne, trudne wspomnienia. Piękna postawa pełna miłości.
Eliza jest rozdarta pomiędzy swoim nowym życiem a uczuciem, które powraca z ogromną siłą. Kocha i chce być kochana, a zarazem wie, że w życiu Alberta jest ta, którą wybrał. I chociaż ich relacja jest trudna, to jednak to ona ma pierwszeństwo. Albert jawi się tu trochę jak taka niezdecydowana, ciepła klucha, chociaż jestem w stanie zrozumieć jego postawę. Tyle wspólnych lat, tyle starań o dziecko, tyle wzlotów i upadków - nie można takiej historii od tak przekreślić, więc nie potrafi odmówić swojej żonie, kiedy ta potrzebuje pomocy. Razem muszą dojrzeć do decyzji o tym, że rozstanie jest niezbędne.
Postaci w tej książce nie da się nie lubić (może poza Albertem), są mocnym punktem powieści. I chociaż "Klamki i dzwonki" poruszają wiele trudnych tematów, to jednak są napisane z niezwykłą lekkością. To sprawia, że przygody naszych bohaterów czyta się z wielką przyjemnością. Autorka pięknie operuje słowem i gra emocjami - trudne tematy, uczucia, przemyślenia i rozterki przestawia w sposób niezwykle realistyczny.
Książka przeczytana w ramach współpracy z księgarnią TAK CZYTAM Katowice i Śląskimi Blogerami Książkowymi. ŚBKów warto polubić TU.
A do księgarni warto się przespacerować, bo to wspaniałe, ciepłe miejsce z wieloma książkami w bardzo korzystnych cenach!
Książkę zaliczam do lutowej części wyzwania Trójka e-pik na blogu Książki Sardegny.
Choć wygląda na dosyć konkretną i życiową historię, to jednak zdecydowanie nie jest to pozycja dla mnie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale rozumiem!
UsuńRecenzja brzmi bardzo zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/
Dziękuję :)
UsuńTo naprawdę trudne i godne podziwu by lekko (ale nie płytko) pisać o rzeczach tak trudnych.
OdpowiedzUsuńNie, na pewno nie płytko. Bardzo dobrze napisana pod wieloma względami!
UsuńZapisałam ją sobie na liście, znajdę na Legimi to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPolecam! Daj znać, jak wrażenia :)
UsuńChętnie sięgam po książki tej autorki, mają w sobie to coś, co sprawia, że dobrze się w ich towarzystwie relaksuję. :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze świadczy o autorce, prawda? :)
UsuńJednak na razie sobie odpuszczę tę historię ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda :)
UsuńUwielbiam naszych rodzinnych pisarzy i ich twórczość!Po ten tytuł muszę koniecznie sięgnąć!
OdpowiedzUsuńJa też czytałam "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" i byłam pozytywnie zaskoczona, bo wiedziałam, że autorka pisze więcej obyczajówek. Chętnie przeczytam i tę :)
OdpowiedzUsuń