piątek, 20 marca 2015

"Autorka" Jacek Skowroński, Maria Ulatowska

"Autorka" to książka napisana przez dwóch pisarzy - Marię Ulatowską i Jacka Skowrońskiego. Dwa różne światy, dwa różne style pisania, a jednak stworzyli wspólną, całkiem dobrą pozycję łączącą kryminał z powieścią obyczajową. Nie sięgam po książki, które mają większą liczbę autorów, więc był to dla mnie pewien rodzaj eksperymentu. I cieszę się, że się na niego zdecydowałam.

Nie lubię, kiedy wątki obyczajowe górują nad kryminalnymi, a w "Autorce" są zachowane właściwe proporcje. Najpierw wątki kryminalne, morderstwa, praca nad sprawą, a dopiero na dalszym planie miłość, przyjaźń, szukanie swojego miejsca na ziemi. To jest zdecydowanie na plus.

W książce splata się kilka wątków, które się zazębiają. Mamy pisarkę Justynę Sobolewską, która wydaje kolejną książkę, bierze udział w swoich spotkaniach autorskich i świetnie sobie radzi w życiu zawodowym - przy okazji kompletnie nie radząc sobie w życiu prywatnym. Mamy policjanta Piotra Zawadę, który jest świetny w swojej pracy, ale też sypie mu się życie rodzinne i zawodowe. Mamy profilerkę Ewelinę Zaczeską, która wspiera policjantów w rozgryzieniu seryjnego zabójcy, a jednocześnie próbuje ułożyć sobie życie uczuciowe. Mamy przyjaciółkę Justyny, Słodziaka, która poznaje mężczyznę swojego życia. I mamy policjantkę Katiuszę, która nie potrafi się odnaleźć w swoim życiu, a na dodatek zawodowo gra nieczysto. Pojawiają się też mniej znaczące postaci, które można było spokojnie pominąć. Ot chociażby Krzysztof. Po co został stworzony? Nie mam pojęcia. Za to całkiem zgrabnie został przedstawiony malarz, którego historia misternie wpleciona dodaje smaczku i tajemniczości powieści.

Podobnie jest z akcją. Morderstwa, cała ich otoczka, rozwiązywanie spraw - to jest w porządku. Wszystko kręci się dookoła pisarki, obok zwłok kobiet policjanci znajdują łódki z papieru, złożone ze stron jej książek. Giną kobiety, które biorą udział w jej spotkaniach autorskich. Dodatkowo w akcję wplecione są wspomnienia tajemniczego chłopca, które są największym (a zarazem najbardziej przerażającym) atutem książki. Podobnie jak postać Maksa Barona, który nawiązuje wirtualną znajomość z naszą autorką. Jednak pojawia się też wątek z wyjazdem Zawady do Gdańska, który do całości pasuje, jak pięść do oka.

Po przeczytaniu książki mam mieszane uczucie. Przyznaję, że końcówka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Już dawno nie czułam takiego dreszczyku przy czytaniu i nie przewracałam tak nerwowo stron, żeby dowiedzieć się kto za tym stoi. A zarazem przez całą akcję czułam pewnego rodzaju zagubienie, za dużo wątków, za dużo osób, za dużo zbędnych elementów. Momentami przytłaczająco. Sam zamysł naprawdę dobry, realizacja tegoż zamysłu też przyzwoita, czyta się szybko i przyjemnie, ale gdzieś coś nie zagrało. Za duży bałagan, najprawdopodobniej wynikający z tego, że jednak pisały dwie osoby i się kilka razy pogubiłam.

Jednak książkę polecam. To jedna z tych pozycji, które trzeba samemu przeczytać i ocenić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz