"Autorka" to książka napisana przez dwóch pisarzy - Marię Ulatowską i
Jacka Skowrońskiego. Dwa różne światy, dwa różne style pisania, a jednak
stworzyli wspólną, całkiem dobrą pozycję łączącą kryminał z powieścią
obyczajową. Nie sięgam po książki, które mają większą liczbę autorów,
więc był to dla mnie pewien rodzaj eksperymentu. I cieszę się, że się na
niego zdecydowałam.
Nie lubię, kiedy wątki obyczajowe górują nad kryminalnymi, a w "Autorce"
są zachowane właściwe proporcje. Najpierw wątki kryminalne, morderstwa,
praca nad sprawą, a dopiero na dalszym planie miłość, przyjaźń,
szukanie swojego miejsca na ziemi. To jest zdecydowanie na plus.
W książce splata się kilka wątków, które się zazębiają. Mamy pisarkę
Justynę Sobolewską, która wydaje kolejną książkę, bierze udział w swoich
spotkaniach autorskich i świetnie sobie radzi w życiu zawodowym - przy
okazji kompletnie nie radząc sobie w życiu prywatnym. Mamy policjanta
Piotra Zawadę, który jest świetny w swojej pracy, ale też sypie mu się życie rodzinne i zawodowe. Mamy profilerkę Ewelinę Zaczeską, która
wspiera policjantów w rozgryzieniu seryjnego zabójcy, a jednocześnie
próbuje ułożyć sobie życie uczuciowe. Mamy przyjaciółkę Justyny,
Słodziaka, która poznaje mężczyznę swojego życia. I mamy policjantkę
Katiuszę, która nie potrafi się odnaleźć w swoim życiu, a na dodatek
zawodowo gra nieczysto. Pojawiają się też mniej znaczące postaci, które
można było spokojnie pominąć. Ot chociażby Krzysztof. Po co został
stworzony? Nie mam pojęcia. Za to całkiem zgrabnie został przedstawiony
malarz, którego historia misternie wpleciona dodaje
smaczku i tajemniczości powieści.
Podobnie jest z akcją. Morderstwa, cała ich otoczka, rozwiązywanie spraw
- to jest w porządku. Wszystko kręci się dookoła pisarki, obok zwłok
kobiet policjanci znajdują łódki z papieru, złożone ze stron jej
książek. Giną kobiety, które biorą udział w jej spotkaniach autorskich.
Dodatkowo w akcję wplecione są wspomnienia tajemniczego chłopca, które
są największym (a zarazem najbardziej przerażającym) atutem książki.
Podobnie jak postać Maksa Barona, który nawiązuje wirtualną znajomość z
naszą autorką. Jednak pojawia się też wątek z wyjazdem Zawady do
Gdańska, który do całości pasuje, jak pięść do oka.
Po przeczytaniu książki mam mieszane uczucie. Przyznaję, że końcówka
zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Już dawno nie czułam takiego
dreszczyku przy czytaniu i nie przewracałam tak nerwowo stron, żeby
dowiedzieć się kto za tym stoi. A zarazem przez całą akcję czułam
pewnego rodzaju zagubienie, za dużo wątków, za dużo osób, za dużo
zbędnych elementów. Momentami przytłaczająco. Sam zamysł naprawdę dobry,
realizacja tegoż zamysłu też przyzwoita, czyta się szybko i przyjemnie,
ale gdzieś coś nie zagrało. Za duży bałagan, najprawdopodobniej
wynikający z tego, że jednak pisały dwie osoby i się kilka razy
pogubiłam.
Jednak książkę polecam. To jedna z tych pozycji, które trzeba samemu przeczytać i ocenić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz